Nowy odcinek Star Trek: Strange New Worlds potrafi wciągnąć, zaangażować, ale trudno nie poczuć, że niektóre skróty fabularne psują dobre wrażenie.
Mam problem z serialem
Star Trek: Strange New Worlds, ponieważ po raz kolejny w jakimś stopniu serial skupia się jedynie na utartych schematach uniwersum, nie proponując zbytnio czegoś kreatywnie nowego. A tutaj jest dokładne powielenie twistu z odcinka poprzedniego, czyli znów mamy kobietę goszczącą na pokładzie Enterprise, która okazuje się tą złą i podobnie jak Alora miała bliską relację z kapitanem, tak czarny charakter tego odcinka nawiązuje więź ze Spockiem. Zbyt dużo podobieństw, za mało urozmaicenia historii, by – odcinek po odcinku – odebrać to odpowiednio do zamiarów twórców. Zbyt wyraźne deja vu.
Z jednej strony historia jest ciekawa, bo wychodzimy poza granice Federacji, a to pozwala pokazać coś innego, nietypowego i być może nieznanego. Twórcy jednak jednocześnie z drugiej strony nie są tym zainteresowani, więc dostajemy spotkanie z piratami na pustkowiu, które wywołuje mieszane odczucia. To trochę wygląda tak, jakby twórcy nie przemyśleli wątku i go nie dopracowali. Podczas wyprawy Pike'a i spółki na statek wrogów bohaterowie idą jak dzieci we mgle. Gdzie jakieś procedury? Podejrzenie pułapki i potencjalnych wrogów? Mówimy tutaj o członkach Gwiezdnej Floty po szkoleniach, a zachowują się absurdalnie i niedorzecznie wpadają w sidła piratów. Gorzej to wygląda na pokładzie Enterprise, bo zachowanie załogi jest wręcz idiotyczne. Prostota i szybkość, z jaką napastnicy dostają się na mostek, to absurd. Naprawdę rozumiem, że to statek naukowy, ale każdy ma broń, przeszkolenie i mamy zero oporu, a podczas przemieszczania się piratów alarm o intruzach już rozbrzmiewa. Jeszcze gorzej wygląda zachowanie postaci na mostku: zero przygotowania, zablokowania wejścia, nic. Nagle wpadają piraci i pada słowo: na stanowiska bojowe. Trudno traktować ten serial poważnie, gdy takie głupoty dzieją się na ekranie.
Lepiej to wygląda, gdy następuje skupianie się na wątkach postaci w drugiej połowie odcinka. Tak więc cała historia Spocka to mocny punkt programu. Jego kłopoty w związku, przyjaźń z Chapel oraz nawet budowa więzi z czarnym charakterem to elementy interesujące i nadające odcinkowi charakteru. Zwłaszcza w kulminacji, gdy Spock musiał „sprzedać” zdradę wobec narzeczonej, by przechytrzyć piratów. To umożliwiło postaci wyjście ze strefy komfortu i dzięki temu pozwala nam docenić, jak innym i fascynującym bohaterem jest Spock z tego serialu. Działania kapitana na statku piratów i doprowadzenie do buntu to wątek ekstremalnie prosty i banalny, ale wykonanie wyszło solidnie. Nadało odcinkowi trochę humoru i akcji.
Star Trek: Strange New Worlds ma swoje problemy, ale nie da się jednak mocno ganić tego serialu, bo pomimo wszystko ogląda się go dobrze. Jednak widząc ambicję twórców tego serialu i to, jak wygląda on na tle
Star Trek: Discovery i
Star Trek: Picard, wypada oczekiwać czegoś lepszego, co już widzieliśmy na początku sezonu. Tutaj za bardzo czuć, że twórcy poszli na skróty.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h