Star Trek: Strange New Worlds może być serialem różnie odbieranym przez fanów, ale chyba dawno nie było w telewizji produkcji tak umiejętnie składającej hołd nie tylko oryginałowi, ale też wielu innym klasykom kina science fiction. Przede wszystkim egzamin zdała koncepcja opowiadania pojedynczych historii, bo dzięki temu każdy odcinek stanowił podróż w nieznane. Dwa ostatnie tygodnie dostarczyły sporo wzruszeń. Nie spodziewałem się, że produkcja oglądana przy okazji, trochę do kotleta, złapie mnie w ostatnich odcinkach za serce.

8. odcinek (The Elysian Kingdom) - recenzja

W tym odcinku dostaliśmy bardzo pokręconą historię, bazującą na mieszaniu się gatunków filmowych i gryzących się wizji, które paradoksalnie działały i pozwoliły na serwowanie oryginalnego pomysłu na krótką formę. W centrum wydarzeń jest M'Benga, dla którego będzie to pożegnanie z córką, o której ocalenie tak długo walczył. Scenarzyści prowadzą nas do bardzo wzruszającej konkluzji poprzez pozornie głupkowatą konwencję baśni o królach, magach i rycerzach na statku kosmicznym. Właśnie za wszystkie te pojedynki na zwykłe miecze, udawaną magię i korytarze statku udekorowane na krainę fantasy, uwielbiam ten odcinek. W swojej prostocie opowiada o bardzo trudnych emocjach, z którymi zmaga się M'Benga. Poznaje terapeutyczną opowieść o tym, że zakończenie każdej bajki można odmienić. Wydarzenia – jak zawsze! – musiały angażować niemal wszystkich członków głównej załogi. Dzięki temu nie mamy poczucia oderwania od serialu, bo chociaż w centrum odcinka jest jeden bohater, to jednak wszyscy pozostali mają tutaj coś do zrobienia. The Elysian Kingdom może i jest przekombinowane, zbyt parodystyczne, ale zostaje to odpowiednio uzasadnione w fabule. Imponujący jest sposób, w jaki scenarzyści opowiadają o traumie i trudnych decyzjach w oparach absurdu i groteski. Dlatego finał odcinka wzrusza. Poświęcenie M'Bangu staje się zrozumiałe właśnie poprzez zetknięcie go z tym dziwnym światem. Wydarzenia z tego odcinka są niezwykle istotne dla M'Bangu, ale końcówka staje się też w pewnym sensie nowym otwarciem, więc na tym etapie sezonu było to coś oczekiwanego. Sposób, w jaki to poprowadzono, jest świetny. Twórcom należą się brawa! Podobnie jak całej obsadzie, bo widzimy, że naprawdę dobrze bawili się na planie, odtwarzając kreacje w nieco inny sposób. Oglądało się to wyśmienicie. Jeśli miałbym wskazać na jeden poważniejszy zarzut, to zdecydowanie kilka wątków przeciągnięto. Efekt nowości i fascynacji w pewnym momencie ulatuje, a intryga wykreowana w bajkowej wersji statku Enterprise na dłuższą metę może zmęczyć. Ostatecznie jednak udaje się poprowadzić historię tak, że wątek M'Bengi wyciska wzruszenie i otwiera przed bohaterem walkę o nowe cele w życiu. Ocena 8/10.
materiały prasowe

9. odcinek (All Those Who Wander) - recenzja

Następny odcinek miał więcej akcji i również oferował wzruszenie na koniec, a jednak podobał mi się trochę mniej. Nie jest łatwo nawiązać do Obcego. Twórcy chcieli oddać hołd, ale też wnieść coś do samego serialu. Udaje się to tylko połowicznie. Inspiracja serią Ridleya Scotta jest zbyt wyraźna i brakuje w niej świeższych pomysłów. Wszystko zaczyna się od narracji z offu Uhury, która kończy kurs kadeta i niedługo ma wrócić na Ziemię. Choć zdecydowała, że na tym kończy swoją przygodę z Gwiezdną Flotą, kapitan Pike i Ortegas dają jej do zrozumienia, że zawsze będzie miała swoje miejsce na Enterprise. I to jest rzecz, którą powinni docenić fani Star Treka. Z kanonu wiemy, że Uhura wróci i odegra istotną rolę w przyszłości, ale scenarzyści znajdują ciekawy pomysł na to, jak dopowiedzieć do postaci coś ciekawego. Mogliby to porzucić, odwołać się do kompetencji widzów, ale nie idą na łatwiznę. Tak właśnie powinno podchodzić się do pisania prequeli. Bohaterowie dostają wezwanie do priorytetowej misji poszukiwawczej i ratunkowej załogi, która zaginęła w martwej strefie. Pike rozdziela ekipę i dostajemy wreszcie świetnie napisaną scenę, która pokazuje nam go jako silnego i zdeterminowanego dowódcę, ale też osobę, która doskonale wie, kiedy być dla swojej drużyny kimś na wzór ojca. To procentuje w tym odcinku pod koniec, kiedy sytuacja wymyka się spod kontroli. All Those Who Wander zawiera elementy grozy, a odnalezieni uchodźcy dziwnie się zachowują, co mocno skręca w stronę wspomnianej serii Obcy. Wizja była ambitna, ale niekoniecznie się udała. Smaczki z innego uniwersum pochłaniają esencję Star Treka. Nie ma żadnych barier, jeśli chodzi o konwencję produkcji z uniwersum Star Treka, ale całość gubi się na poszukiwaniu sposobów kreatywnego odtworzenia kultowych momentów z innego dzieła kultury popularnej. Nawet Hammer, poświęcając się na koniec, przypomina Ripley z trzeciego Obcego. Pojawiło się u mnie wzruszenie, bo zdążyłem polubić tę postać. Szkoda, że to wydarzenie przechodzi przez sito popkulturowych znaczeń i schematów, przez co trochę mniej skupia na sobie uwagę. Koniec postaci jest na szczęście ważny z punktu widzenia fabuły oraz tego, jak wpłynie na bohaterów (szczególnie na Uhurę), ale sam motyw mógł zostać rozegrany lepiej. Zakończę jednak czymś pozytywnym, bo przed nami finał, a ten sezon potrzebował przecież momentu, w którym załoga Enterprise będzie złamana. Dzięki temu oczekiwania przed ostatnim odcinkiem są większe. Chcemy zobaczyć Kapitana Pike'a próbującego ratować sytuację. Ocena 7/10.
CBS
+2 więcej
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj