Kolejna odsłona Gwiezdnej Wędrówki, Star Trek: W nieznane, to nowoczesna forma i powrót do klasycznego podejścia do treści.
Trzynasta kinowa odsłona
Star Trek Beyond (a trzecia po restarcie) to film dobry. Oczywiście zmiana reżysera na Justina Lina powoduje, że dla niektórych na ekranie pojawia się „za dużo akcji” - tak, naprawdę są takie zarzuty, ale to nieistotne.
Najważniejszym nazwiskiem przy produkcji tego filmu (i moim zdaniem świetnym wyborem) był Simon Pegg. Brytyjski aktor i scenarzysta po raz trzeci wcielił się w inżyniera Scotty'ego, ale przede wszystkim napracował się przy scenariuszu - a ten jest naprawdę dobry. Z jednej strony świetnie oddaje ducha klasycznego serialu sprzed pół wieku, z drugiej jest nowoczesny i pełen fajnych drobnych popkulturowych smaczków.
Co tym razem spotyka załogę USS Enterprise? Ot, po prostu kolejna przygoda. Trwa właśnie ich pięcioletnia misja, która część bohaterów już zaczyna męczyć, ale przychodzą wydarzenia, które natychmiast ich otrzeźwiają. Trzeba walczyć o życie i o swych kolegów. Odległa planeta skrywa dziwną tajemnicę i tylko kapitan Kirk oraz jego ludzie są w stanie ją rozwikłać, a potem zapobiec wielkiemu niebezpieczeństwu. To wszystko było w końcu podstawą większości odcinków serialu z lat 60. Tak więc jest i teraz. Ta formuła ma swoje plusy i minusy - pozwala opowiedzieć za każdym razem coś świeżego, acz niewątpliwie jest raczej historią na 45 minut niż dwie godziny. Dopchano ją więc scenami akcji, i to naprawdę wypasionymi, ale jak napisałem na początku, niektórych może troszkę ich nadmiar zaczął nużyć.
No url
A może nie tyle nużyć, co mdlić, bo jednym z rewelacyjnych pomysłów
Star Trek Beyond jest (chyba pierwszy raz na taką skalę w kinie) zabawa z pionem. Jesteśmy przecież przyzwyczajeni do pewnego systemu – tam jest góra, tam dół. W końcu grawitacja, te rzeczy. Wszystkie dotąd kosmiczne fabuły tak naprawdę trzymały się tego układu - dla uproszczenia, z przyzwyczajenia, jakkolwiek. Lin tymczasem dziesiątki razy bawi się pokazaniem nam kosmicznej umowności góry i dołu, że wszystko można ułożyć inaczej, że tak naprawdę w kosmosie nie ma ostatecznych punktów odniesienia, wszystko zależy od ciebie. To zarówno fajny zabieg formalny, jak i metafora początkowego sposobu myślenia Kirka, który czuje się trochę pozbawiony gruntu pod nogami, nie widzi sensu dalszego kapitanowania, nie ma właśnie takiego punktu oparcia, jakiego potrzebuje.
Nie spoilerując dalej: jeśli jesteście fanami
Star Treka - seans obowiązkowy. Jeśli lubicie kino fantastyczne albo kino akcji – też będziecie się po prostu dobrze bawić. Cała obsada naprawdę dobrze sobie radzi, a z nowych świetnie wypadła Sofia Boutella (pewnie pamiętacie ją z filmu
Kingsman: The Secret Service). Jeśli spodobało Wam się, jak dwa filmy temu sprytnie włożono do fabuły piosenkę
Sabotage Beastie Boys, tym razem będziecie zachwyceni.
PS. Znacznie ciekawsza od tak nagłaśnianej homoseksualności Sulu (która w filmie jest ledwie symbolicznie zaznaczona) jest zupełnie inna kwestia. Fascynujące, że wszelkie, nawet najdziwniejsze kosmitki muszą pod mundurem mieć wyraźne piersi i tyłek...
Wszyscy klienci Orange dzięki akcji Środy z Orange mają możliwość zakupu dwóch biletów do kina w cenie jednego na dowolny środowy seans.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h