Star Wars Rebelianci ("Star Wars Rebels") to pierwszy animowany serial po zresetowaniu Expanded Universe. Może się podobać, może też nie. Moje osobiste odczucia są ambiwalentne. Z jednej strony dostajemy humor, wspaniałe scenerie, ciekawe przeróbki klasycznej muzyki i schematyczną, ale ciekawą drużynę. Z drugiej strony skala działań jest bardzo lokalna, brak jakiegokolwiek wątku głównego (oprócz walki z Imperium), wyrazistych (ale tylko na razie) czarnych charakterów i ciekawych historii. Potwierdza to 3. odcinek, który z braku laku stawia na humor. 

Oto nasza drużyna, która już się dobrze poznała i zaaklimatyzowała, lata statkiem, kłóci się, dociera, płata psikusy i robi wszystkie inne rzeczy, które robią rebelianci, kiedy nie walczą z Imperium. Po jednym z wybryków dwóch najbardziej kłótliwych członków załogi zostaje wysłanych po owoce. Ezra i Zeb muszą nauczyć się współpracować, a przecież nie ma lepszej możliwości niż wysłanie ich na targ. Prawda? Przynajmniej musicie w to uwierzyć. 

Oczywiście niemożliwe jest załatwienie sprawy ot tak, nasi bohaterowie muszą wpaść w kłopoty, a przy okazji uratować przyjaciół rodziców Ezry. Widz dostaje więc i trochę akcji, i humoru, i tego, do czego tytuł zobowiązuje, czyli rebeliantów walczących ze złymi Imperialistami. 

[video-browser playlist="633004" suggest=""]

Star Wars Rebelianci wciąż budzą we mnie mieszane odczucia. Podoba mi się humor całości i awanturniczy charakter przygody. Momentami bliżej im do "Indiany Jonesa" niż do produkcji Lucasa. Ruchy postaci niczym u szmacianych lalek nieco psują odbiór całości, ale twórcy nie stawiają zbytnio na realizm. Dużo też tutaj powtórek z oryginalnej trylogii. Ezra jak żywo przypomina Luke'a, choć jest bardziej zbuntowany i żądny przygody. Podobieństwa są jednak aż nadto widoczne. Pustynna planeta, młody wiek, świetny pilot, uczy się posługiwać mocą - wiadomo, nie jest to nic odkrywczego, wszak i "Gwiezdne Wojny" korzystały z klisz, ale można było się posilić o nieco oryginalniejszy główny charakter. Doceniam jednak próby wprowadzenia nowego pokolenia w to fascynujące uniwersum.

Problemów z oceną dostarcza także sama fabuła. Nie ma w niej nic odkrywczego, a jednak przyznaję, że kilkukrotnie się uśmiałem. Możliwe, że na starość moje poczucie humoru jest mało wymagające, ale niezwykle przyjemnie ogląda się potyczki bohaterów w awanturniczy, chaotyczny, aczkolwiek na swój własny uroczy sposób. 

Czytaj również: "Gwiezdne Wojny: Część VII" - zwiastun jeszcze w tym roku?

Rebelianci są skierowani to młodego widza, który nie miał styczności z "Gwiezdnymi Wojnami". Taka osoba najlepiej odnajdzie się w świecie proponowanym przez twórców. Sprawdzone schematy fabularne, prosta historia, przemoc pokazana w przystępny sposób. Starszy, obeznany z uniwersum widz doceni puszczanie oka do fanów. Tekst Zeba: "To nie jest myśliwiec TIE, którego szukacie" powiedziany z odpowiednim szykiem zdania wywoła uśmiech nostalgii za "Nową nadzieją". Tym samym kreskówkę ogląda się po prostu przyjemnie. Taka niezobowiązująca, 20-minutowa rozrywka. Miejmy nadzieję, że zapowiadany 4. epizod i wprowadzenie Inkwizytora pozwoli zboczyć z kursu na dojrzalsze ścieżki. Wtedy Star Wars Rebelianci mogą rozwinąć skrzydła. 

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj