Od górnika do kosmicznego awanturnika
Na początku był chaos, a tutaj: stworzenie postaci. Kreator, jak przystało na nowość od twórców Fallouta 4 czy Skyrima, jest bardzo rozbudowany i oferuje ogrom możliwości. Można uplasować go mniej więcej na tym samym poziomie, co narzędzia z Cyberpunk 2077 czy Baldur's Gate 3. Za pomocą czytelnych i intuicyjnych w obsłudze suwaków wybierzemy typ ciała i wymodelujemy sylwetkę, a następnie będziemy mogli zająć się detalami twarzy, włosami, zarostem, makijażem, tatuażami czy piercingiem. Oprócz tego musimy zdecydować się na jedną z "klas postaci" (nie jest to wybór wiążący, ma wpływ jedynie na dostępne na początku talenty) oraz opcjonalne, dodatkowe cechy – niektóre z nich są dość niecodzienne. Co powiecie na nachalnego fana, który będzie Was adorował? Możecie też wybrać między innymi żywot wyjętego spod prawa kryminalisty, który ścigany jest przez łowców nagród, lub zostać wyznawcą niebezpiecznego kultu. To nie tylko decyzje "kosmetyczne", bo wybór otwiera dodatkowe ścieżki, na przykład odblokowując nowe opcje dialogowe. Nasza postać nie zaczyna swojej przygody jako gwiazda międzygalaktyczna. Poznajemy ją jako górnika, który przypadkiem natrafia na tajemniczy artefakt. Dotknięcie go wywołuje wizję, która na zawsze odmienia życie protagonisty. Niedługo po tym wydarzeniu decyduje się on dołączyć do Konstelacji, grupy poszukiwaczy przygód i badaczy kosmosu, którzy od lat starają się rozwiązywać tajemnice skrywane w gwiazdach.Kosmiczny Skyrim
Plany i zapowiedzi Bethesdy brzmiały niezwykle ambitnie. Starfield miał zaoferować ponad 1000 planet (różniących się między innymi wielkością, dostępnymi tam atrakcjami czy warunkami) i ogromną swobodę. I rzeczywiście, w zdecydowanej większości udało się zrealizować te obietnice! Tuż po rozegraniu prologu i otrzymaniu statku kosmicznego o nazwie Frontier cały wszechświat staje przed nami otworem. Możemy zacząć podążać trasą wytyczaną przez główny wątek fabularny, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by w dowolnym momencie zrobić sobie przerwę i oddać się eksploracji, poszukiwaniu zadań pobocznych, budowie placówek czy walce w przestrzeni kosmicznej. Liczba dostępnych aktywności jest gigantyczna, co z jednej strony zachwyca, a z drugiej może delikatnie przytłoczyć. Sam dopiero po kilku godzinach przyzwyczaiłem się do rozległej mapy, na której znajduje się wiele układów i planet.Boicie się błędów? Niepotrzebnie!
A jak to jest z tymi bugami? Cóż, przez ponad 30 godzin doświadczyłem dosłownie trzech lub czterech błędów. Wszystkie sprowadzały się do jakichś wizualnych drobnostek: raz wróg zastygł w pozie "akcji" po śmierci, a innym razem NPC przeniknął przez stół. Nie natrafiłem na nic, co w jakikolwiek sposób przeszkadzałoby w rozgrywce czy uniemożliwiało ukończenie jakiegoś zadania. Należy natomiast wziąć pod uwagę jedno – Starfield to ogromna produkcja, która pozwala graczom na NAPRAWDĘ wiele. Podejrzewam, że eksperymentując i robiąc rzeczy, których deweloperzy zwyczajnie nie byli w stanie przewidzieć, da się w kreatywny sposób "zepsuć" tę grę. Co istotne i warte dodania: przez cały czas czułem, że jest to dzieło kompletne, a nie produkt, z którego coś zostało wyjęte, by w niedalekiej przyszłości zmonetyzować to w ramach płatnego DLC. Niestety w dzisiejszych czasach nie jest to standardem. Podczas zabawy wielokrotnie dziwiłem się, jak dobrze wygląda ten tytuł zarówno na PC (Ryzen 5 5600 i GeForce 4060 umożliwił mi komfortową zabawę w około 45-60 klatkach przy rozdzielczości 1440p i mieszance ustawień średnich z wysokimi), jak i Xbox Series S. Z oczywistych względów ta pierwsza wersja prezentowała się lepiej, ale i na konsoli za około 1300 zł dało się grać bez zgrzytania zębami. Creation Engine 2 zdecydowanie daje radę! Świetne wrażenie robią przede wszystkim lokacje, które dzięki różnorodności zachęcają do eksploracji. Jestem również wielkim fanem prezentowanej w grze technologii. Kombinezony, statki kosmiczne, broń – wszystko to wygląda bardzo wiarygodnie. Czuć styl "NASA-punk", jak nazwali to sami twórcy. Miłą niespodzianką okazały się dla mnie również modele postaci. Tutaj NPC wyglądają bardzo solidnie. I mowa nie tylko o najistotniejszych bohaterach, ale nawet postaciach, które przemykają gdzieś w tle lub pojawiają się na kilka minut. Nieco gorzej wypadają one w ruchu, bo animacje i mimika w dalszym ciągu są dość "drewniane" i można mieć flashbacki ze Skyrima czy Fallouta. Na szczęście po kilku godzinach przestało mi to przeszkadzać i wytrącać z immersji. Nie jestem natomiast fanem menu, które nie jest zbyt intuicyjne i momentami wymaga sporo klikania, by dostać się do interesujących nas opcji. Do przeglądania mapy wszechświata czy dziennika zadań, zarządzania ekwipunkiem i tym podobnych czynności zdecydowanie trzeba się przyzwyczaić. Podobnie zresztą jak do wszędobylskich ekranów ładowania, które pojawiają się między innymi przy wchodzeniu do niektórych budynków, opuszczania statku, dokowania itp. Na szczęście są one bardzo krótkie. Poruszając temat oprawy audiowizualnej, nie sposób pominąć kapitalnej ścieżki dźwiękowej. Inon Zur to doświadczony kompozytor. Słychać to podczas zabawy! Muzyka cudownie buduje klimat pod eksplorację kosmiczną i zgłębianie tajemnic kosmosu.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj