Premiera (Świat)
3 sierpnia 2023Premiera (Polska)
3 sierpnia 2023Gatunek:
RPGDeveloper:
Larian StudiosPlatforma:
PS5, PCWydawca:
Świat: Larian Studios
Najnowsza recenzja redakcji
Zabijanie dzieci, by zrekrutować kompana. Wybicie wioski uchodźców, by podbić serce drowiej paladynki. Pokonywanie wrogów za pomocą epickich ruchów, takich jak zrzucenie z klifu i zamiana w owcę. To wszystko to tylko początek rozrywek, jakie znajdziecie w Baldur’s Gate 3. Grze, która jest jak plasterek naklejony na ranę po licznych rozczarowaniach z Diablo 4 na czele. Tytule, który przypomniał nam, że możemy i powinniśmy wymagać więcej.
Słowem wstępu, Baldur’s Gate 3 to gra komputerowa, stworzona przez Larian Studios, które ma na koncie między innymi Divinity: Original Sin i Divinity: Original Sin II. Tytuł został oparty na systemie Dungeons & Dragons i w trakcie rozgrywki można naprawdę poczuć się jak przy stole podczas klasycznej sesji D&D, między innymi dzięki rzucaniu kośćmi i głosie narratorki, która przypomina Mistrza gry. Fabuła zaczyna się od sceny niczym z horroru, w której łupieżca umysłu wsadza naszej uwięzionej postaci kijankę w oko. Ma ona za zadanie zamienić ofiarę w kolejnego illithida, czyli przypominającego Cthulhu i jedzącego mózgi najeźdźcę. Choć statek porywaczy się rozbija, to wolność jest pojęciem względnym, gdy w każdej chwili mogą ci wyrosnąć macki spod brody. Wobec tego – jak w każdej dobrej grze RPG – zbieramy drużynę, by wyruszyć w drogę, a przy okazji uratować (lub podbić) świat.
Baldur’s Gate 3 dostarcza masę contentu. W grze jest naprawdę dużo misji pobocznych, a najlepsze w tym wszystkim jest to, że szczególnie w dwóch pierwszych aktach na każdy problem znajdzie się przynajmniej kilka różnych rozwiązań. To sprawia, że można przechodzić tytuł co najmniej kilka razy, by przekonać się, co by było, gdyby... pozwolili bardowi wydłubać sobie oko. Co więcej, wybrana klasa czy rasa mogą dostarczyć zupełnie nowych opcji dialogowych. Także eksploracja świata i przechodzenie misji może być zupełnie inne w zależności od tego, jak gracz postanowił zbudować swoją postać. Jako druid można wciskać się chociażby w różne dziury, przybierając formę kota, za to bard potrafi odwracać uwagę gawiedzi grą na lutni, gdy jego wierny towarzysz okrada słuchaczom kieszenie.
To wszystko sprawia, że za każdym razem, gdy tworzysz nową postać, jest duża szansa na to, że twoje doświadczenia będą zupełnie inne niż poprzednio. Na przykład NPC-e będą inaczej reagować na człowieka niż drowa (którego w 1. akcie gnomy powitają z otwartymi rękoma, a druidzi wręcz przeciwnie), a bycie kapłanem Selune odblokowuje całkowicie nowe sceny romansowe z Posępnym Sercem. Muszę przyznać, że właśnie czegoś takiego brakowało mi w Hogwarts Legacy. W grze osadzonej w świecie Harry'ego Pottera praktycznie żaden wybór nie miał znaczenia (wybór domu, uczenie się zaklęć niewybaczalnych, bycie wrednym lub miłym dla innych). To z kolei zniechęcało do ponownego przejścia gry inną postacią, ponieważ fabuła i relacje prawie zawsze pozostały takie same. Za to w Baldur’s Gate 3 zdecydowanie warto rozegrać kampanię przynajmniej kilka razy, więc jest to po prostu szalenie dobra inwestycja.
To będzie dobry zakup także dlatego, że przejście gry za pierwszym razem zajęło mi około 130 godzin, a już planuję swoje kolejne kampanie. Co prawda próbowałam zedrzeć każdy obraz ze ściany i wejść w każdą możliwą dziurę, ale nawet jeśli nie macie obsesji na punkcie zbadania każdego zakamarka mapy i zajrzenia do wszystkich skrzyń po drodze, to i tak będziecie mieć sporo rzeczy do zrobienia. Satysfakcjonujące było także to, że niektóre postacie i wątki z początku gry powracają do nas na późniejszych etapach. Jeśli zabiliście kogoś wcześniej, możliwe, że później komuś innemu będzie bardzo smutno z tego powodu; jeśli uratowaliście kogoś jeszcze w gaju druidów, to być może stanie się czarodziejem, który pomoże Wam w finałowej walce; jeśli zostawiliście przy życiu malarza, to niestety może okazać się on skończonym dupkiem, którego nie warto było ratować. A to wszystko składa się na świat, który wydaje się żywy, na bohaterów, których los nas obchodzi, i historię, na którą rzeczywiście mamy wpływ. Słowem – angażującą emocjonalnie rozgrywkę, o której się nie zapomni, tak jak o lekturze świetnej książki czy seansie epickiego filmu.
Warto też wspomnieć o walce. Podoba mi się fakt, że gra niejednokrotnie pobudza kreatywność, dzięki czemu gracze wymyślają rozwiązania, które pewnie nie przyszłyby do głowy nawet twórcom gry – na przykład trik Luality z rzucaniem eliksiru pod kowadło w Grymforge, który możecie zobaczyć poniżej.
Lubię gry taktyczne, a Baldur’s Gate 3 nie jest wyjątkiem. Zawsze jest tu sposób na to, by ułatwić sobie walkę, na przykład przez zajęcie wysokiego terenu, rozdzielenie członków drużyny, by każdy z nich zajął odpowiednie pozycje, czy zatrucie beczek z alkoholem, który piją wrogowie. Powiedziałabym, że nie ma tu słabych postaci, po prostu trzeba wiedzieć, jak się danej klasy używa i czytać opisy wszystkich zaklęć. Jest tu dużo kombinowania, a to kocham najbardziej, choć zapewne nawet gracze, którzy wolą roleplayować czołg, znajdą tu coś dla siebie, tworząc drużynę barbarzyńców i wojowników. Jedynym minusem, o którym opowiem zresztą w kolejnym punkcie, jest to, że w pewnym momencie natrafiasz na ścianę – ostatni dwunasty poziom. Ja zdobyłam go zaraz po wkroczeniu do Dolnego Miasta, przez co wszystkie walki na tej mapie były niesatysfakcjonujące, ponieważ nie mogłam już zdobywać doświadczenia. Poza tym twórcy z czasem mieli chyba większy problem, by dobrze zbalansować poziom trudności, ponieważ wszystko wydawało się po prostu zbyt łatwe. Niemniej, pomijając te zgrzyty, naprawdę dobrze się bawiłam.
Mimo całej miłości, jaką darzę ten tytuł, muszę przyznać, że Baldur’s Gate 3 ma minusy. Moim głównym problemem było to, jak bardzo niedopracowany wydawał się 3. akt na tle pozostałych. Po wejściu do Dolnego Miasta co jakiś czas musiałam otwierać przeglądarkę, by sprawdzić, czy na pewno coś tak miało być, czy po prostu gra mi się po raz kolejny zbugowała. Walki stały się trochę rozczarowujące: żadna nie była tak trudna, jak ta z ciocią Ethel, ani tak epicka, jak ta z Kethericem Thormem (może z wyjątkiem starcia z Raphaelem). W 3. akcie nagle wszyscy kompani mieli wyjątkowo niewiele do powiedzenia na temat bieżących wydarzeń, niezależnie od tego, czy postanowiłeś przespać się z łupieżcą umysłu na ich oczach, czy dokonałeś niemożliwego i pokonałeś potężnego diabła w jego własnym domu. Brakowało mi dłuższych rozmów z towarzyszami. Wydawało się, że na tym etapie większość relacji stanęła w miejscu.
Nie podobało mi się także kilka kwestii technicznych. Nie było nic bardziej irytującego niż fakt, że trzeba było oficjalnie pożegnać się z kompanem i znosić jego marudzenie na ten temat, tylko po to, by wziąć inną postać do drużyny i w końcu zmienić jej strój. Moim marzeniem jest, żeby w obozie było menu, dzięki któremu można byłoby przełączać się między wszystkimi towarzyszami. Poza tym sposób filtrowania i sortowania ekwipunku w Baldur’s Gate 3 nieraz doprowadził mnie do szewskiej pasji. Wolałabym mieć stroje, eliksiry i bronie w osobnych zakładkach.
Najgorszy – przynajmniej moim zdaniem – był wyjątkowo antyklimatyczny finał. Nie musiałam ani razu wczytywać gry, idąc do przodu jak buldożer, a mimo dużego wysiłku, który włożyłam w rozwijanie relacji z kompanami i ukończenie ich misji pobocznych, część z nich dostała bardzo rozczarowujący epilog. Tak, patrzę na Astariona uciekającego przed słońcem. Na tym tle zresztą widać kolejny problem, a mianowicie słabo rozwinięte platoniczne relacje z kompanami. W mojej ukochanej grze Dragon Age: Inkwizycja nie tylko liczyły się romantyczne związki, ale także przyjaźnie. Wisienką na torcie było za to zakończenie, po którym niektórzy kompani – w zależności od tego, ile miałeś u nich aprobaty – mogli na przykład z tobą pozostać lub odejść. Za to w Baldur’s Gate 3 niektóre postacie, jeśli z nimi nie randkujesz, dostają dość rozczarowujący epilog, bez żadnej ostatniej rozmowy, nawet jeśli byliście blisko.
Dlaczego więc mimo kilku niedociągnięć zdecydowałam się wystawić grze 10/10? Dla mnie taka ocena nie oznacza czegoś perfekcyjnego, a jedyne w swoim rodzaju doświadczenie, które wydaje się absolutnie wyjątkowe i niepowtarzalne. Nie pamiętam, kiedy ostatnio chciałam codziennie grać w tę samą grę. Ba, po jakichś 130 godzinach i napisach końcowych już planuję dwie kolejne kampanie, ponieważ nadal nie czuję się gotowa, by opuścić ten świat. Baldur’s Gate 3 jest niesamowicie angażujące i to na różnych poziomach: aktorzy głosowi już mają swój własny fandom, AO3 pęka w szwach od fanfików, a z każdym dniem jest coraz więcej modów na Nexusie. W dość krótkim czasie Baldur’s gra doczekała się bardzo aktywnej i pozytywnej społeczności, która zbliża do siebie graczy. Już teraz wiem, że tak jak w przypadku Dragon Age: Inkwizycji ten tytuł zostanie na długo w moim sercu. I stąd 10/10. Nie wspominając o tym, że choć gra nie jest idealna, to wciąż zostawiła konkurencję w tyle, która na jej tle wydaje się nawet nie starać. I chociażby z tego powodu Larian Studios zasługuje na taką ocenę.
Zobacz także: