Stargirl do tego momentu trzymała równy poziom, dostarczając satysfakcjonującej rozrywki. Tym razem pojawia się zbyt dużo zgrzytów.
Wszyscy widzowie
Stargirl na pewno czekali na to, jak rozwinie się sytuacja z Barbarą, gdy przyłapała Pata i Courtney na superbohaterskich sprawunkach. Konflikt był oczekiwany, nie przeczę, ale cały wątek wydaje się im dalej tym bardziej nieprzemyślany. Reakcja Barbary na potencjalnie pierwszą kłótnię z Patem jest wyolbrzymiona, nieprzekonująca i przesadzona - zero komunikacji pomiędzy nimi wygląda na dość niedojrzałe uproszczenie. Zasadniczo Barbara podejmująca decyzję o zakończeniu związku i ucieczce z Courtney jest mało wiarygodna, bo nie czuć, aby ta kłótnia była wystarczającym powodem. Bynajmniej nie chodzi mi o to, że Barbara nie ma w tej chwili powodów, bo kłamstwa i potencjalne wciskanie Court nieprawdy o ojcu to duże grzechy, ale zauważcie, że w tych scenach nie ma możliwości zrozumienia drugiej strony, a ewentualne zranienie przez poprzedniego partnera nie usprawiedliwia wszystkiego, by od razu skreślać Pata. To się nie klei, zwłaszcza że potem nagle wszystko się zmienia i Barbara decyduje się nagrać rodziców Jordana, którzy w pozbawiony sensu sposób zdecydowali się przy niej mówić o jego planie. Skąd mają mieć pewność, że ci ludzie nie znają norweskiego? Cały wątek staje się niedorzecznie uproszczony i absurdalnie niedopracowany. Zwłaszcza gdy w kontraście mamy urocze sceny, jak Pat i Barbara się poznali, które mają klimat niczym kino z lat 60.
Chyba wszyscy byli w jakimś stopniu pewni, że Courtney nie jest córką Starmana. Chociaż wszelkie okoliczności na to wskazywały, a zdjęcie ojca pokazuje podobieństwo, coś w tym nie grało. Wiemy więc, że ojciec Courtney żyje i jest to duża informacja w tym odcinku. Intryguje to, kim on tak naprawdę jest i dlaczego zniknął? Jest tutaj dużo pytań, które - miejmy nadzieję - będą mieć rozsądne odpowiedzi, bo ten serial potrzebuje dobrych wątków obyczajowych, gdyż problem z postacią Courtney zaczyna się pogłębiać. Jej próby tłumaczenia matce co i jak oraz jej dalsze zachowanie z Henrym - to wszystko są oznaki cofania się postaci, która traci swój urok i charakter, a wydarzenia nie są wykorzystywane do jej rozwoju. A do tego można odczuć pokaźne dawki konsternacji w konfrontacji z zombiakami Dragon Kinga. Stargirl jest superbohaterką dzięki mocy swojej laski, ale od kiedy Courtney jest też mistrzynią sztuk walki, która potrafi robić niestworzone rzeczy z każdą bronią? Wiemy, że w szkole była sportowcem, ale to zbyt duże uproszczenie tego, co ten odcinek pokazuje. Co innego, gdy Court używa magicznej laski, która w dodatku jej pomaga, niż zwykłej broni, która wymaga doświadczenia i treningu. Kolejny dziwny zgrzyt w tym naprawdę udanym serialu. Ponownie mam też problem z Rickiem, którego fanatyzm w kluczowych momentach popada w zbytnią skrajność.
A przecież tych dziwnych absurdów w tym odcinku jest więcej. Samo zachowanie laski, która leci solo na Icycle'a jest głupie. Po prostu. Ten wątek nie ma najmniejszego sensu w kontekście tego, co wiemy o tej "istocie" i całej otoczce i historii. Najgorzej jednak wypada Henry, który może wywołać mieszane odczucia. Z jednej strony plus, bo jego geneza jest dalej rozwijana, wiara w ojca godna podziwu, a dzięki temu widzimy, jak stopniowo decyduje się stanąć po stronie dobra. Z drugiej strony finałowa konfrontacja z Brainwavem i jego śmierć to moment, w którym porównania do Arrowverse są przerażająco na miejscu. Banał, kicz i nieporozumienie - ta scena, gdy tuż przed śmiercią przeprasza Yolandę oraz sam fakt, że bohaterowie nie uciekają pomimo poświęcenia Henry'ego, wywołuje uczucie zażenowania i zarazem zaskoczenie, bo
Stargirl nigdy nie szła w tak sztuczną dramaturgię.
Twórcy podejmują szereg dziwnych decyzji w formie opowiadania historii, które znacznie obniżają jakość
Stargirl. Wręcz niebezpiecznie po raz pierwszy ten serial idzie w kierunku tych niedorzeczności, które są serwowane przez Arrowverse i trudno wnioskować, skąd to się wzięło. Miejmy nadzieję, że to tylko wypadek przy pracy i - być może - śmierć Henry'ego (jeśli rzeczywiście zginął) pozwoli skierować finał sezonu w lepszą stronę. Jednak nadal jest w tym wiele dobrego - choćby cały wątek Brainwave'a i jego genezy, motywacji oraz Jordana, który w swojej własnej historii jest bohaterem ratującym świat.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h