Stargirl poświęca sporo czasu kolejnej genezie, tym razem Brainwave'a Juniora, który odkrywa swoje moce. To jest jeden z motywów, który w historii tego serialu spisywał się fantastycznie i nie inaczej jest teraz. Obserwujemy jak krok po kroku poznaje prawdę o ojcu z kaset wideo, jak zaczyna myśleć podobnie jak on. Dlatego ten wątek pozwala zrozumieć obie postacie i zastanowić się, jaką drogą pójdzie młody Henry. Chociaż wiele oznak wskazuje na pójście w ślady ojca, to jednak rozmowa z Courtney, a zwłaszcza starcie z Yolandą, mogą sugerować zupełnie inny scenariusz. Henry dzięki myślom Wildcat wie, że jego ojciec był w błędzie i nie wszyscy ludzie są potworami. Ciekawy wątek z dobrze rozłożonymi akcentami emocjonalnymi.
Kto by pomyślał, że w serialu superbohaterskim kluczową scenę będzie wspólna kolacja? Zaproszenie Jordana aka Icycle'a do domu Stargirl jest mimo wszystko scenariuszem dość nieoczekiwanym, ale trafnym w swojej prostocie i dobrze wpisującym się w konwencję tego serialu. Mimo tego, że oglądamy zwyczajną rozmową pozornie zwykłych ludzi, towarzyszy temu ciut większe napięcie, a fakt, że syn Jordana coś czuje do Courtney, być może skomplikuje całą sytuację. I to nie w banalnym miłostkowym stylu Arrowverse. Problem mam znów z samą Court, która ponownie chce ruszać solo w bój, nie myśląc, co i jak. Twórcy marnują potencjał jej porażki z Shiv.
Ciekawe jest to, że w końcu klarownie mamy sygnał o pochodzeniu Jordana. Jest on z Norwegii, a modlitwa, którą z rodzicami wypowiada podczas kolacji, sugeruje coś więcej. Nie jest to przecież zwyczajne zachowanie przeciętnej norweskiej rodziny, prawda? Czyżby jego postać w jakimś stopniu była związana z mitologią nordycką?
Ten serial potrafi świetnie zainteresować komiksową otoczką i przeszłością superbohaterów. Czy to tajemnicza scena z woźnym, czy to wspomnienie Pata o grupie, do której należał zanim był w JSA. Kilku herosów zostało wymienionych z nazwy, ale po zdjęciu widzimy, że jest ich tam więcej (jednym z nich najpewniej jest woźny). To dodaje temu światu więcej życia i koloru, bo pozwala wyjść trochę poza to miasteczko i pokazać, że w innych miejscach i czasach byli inni superbohaterowie.
Stargirl bawi i oferuje kawał dobrej rozrywki. Nawet jak czujemy, że wszystko jest bardzo mocno wpisane w komiksowość - choćby w kwestii planu Injustice Society of America, osobiście nie mam z tym problemu. Znaleziono tutaj klucz, by pozornie przesadną komiksowość przekuć w zaletę, która w połączenie z dobrą realizacją oferuje dużo zabawy.