Serial w dalszym ciągu kontynuuje swój plan z premiery - ma się dziać dużo i rozmaicie, a najlepiej zaskakująco i niebanalnie. Co prawda tym razem dostajemy “tylko” dwie interwencje w ciągu jednego epizodu, ale są one mało spotykane i cały czasu pokazują inne oblicze straży pożarnej. Akcje wyjazdowe strażaków zajmują znaczną część odcinka. Epizod rozpoczyna się w tym samym miejscu, w którym zakończył się poprzedni. W jednym z budynków rozprzestrzenia się ukryty pożar, a całej akcji w dalszym ciągu przewodzi Andy Herrera, jako chwilowy kapitan remizy 19. O ile poprzednio każda jej decyzja kończyła się sukcesem, tak teraz wszystko poszło w całkowicie odwrotnym kierunku. Strażacy kwestionowali jej zdanie, a jej największy konkurent do awansu, Jack Gibson (w tej roli bardzo dobry Grey Damon), wielokrotnie podważał jej kwalifikacje, pokazując jednocześnie swoje doświadczenie i umiejętności przewodzenia grupie. Wszystko szło na opak, a mi jako widzowi zgrzytały tylko z tego powodu zęby. Kolejny odcinek serialu cierpi na ten sam problem, co poprzednie, czyli schematyczność, powtarzalność - zwłaszcza w prowadzeniu postaci. Station 19 naprawdę stara się podkreślić siłę kobiecych postaci w tak męskim zawodzie, jakim jest straż pożarna. Nie chodzi tu o siłę fizyczną, tylko o charyzmę, niezależność, pewien rodzaj samowystarczalności. I twórcy serialu tak bardzo chcą to zrobić dobrze, że niestety przeginają w drugą stronę. Nie jestem fanką sposobu, w jaki są przedstawione relacje pomiędzy męską i żeńską częścią serialu. A widać, że położono na nie nacisk i to w praktycznie każdej scenie. Czy chodzi tutaj o trójkąt miłosny pomiędzy Herrerą, Jackiem i policjantem Ryanem, czy o zachwiany balans pomiędzy członkami zespołu. Strażak Victoria Hughes, wiecznie poucza świeżutkiego jeszcze stażem Warrena o strażackich tajnikach, wywyższając się i nieustannie podcinając mu skrzydła. Nie jest to ani zabawne, ani nie wpływa za bardzo na dramaturgię serialu. Wielokrotnie zastanawiam się, o co jej właściwie chodzi, bo te sceny wychodzą po prostu sztucznie i jakby były robione na siłę. Nawet dotychczasowy optymizm Warrena nie do końca się sprawdza w tym zestawieniu. Przegrywa w zderzeniu z buńczucznym charakterem Victorii. Można było mieć nadzieję, że serial postara się oddać sprawiedliwość paniom i znajdzie złoty środek pomiędzy tym, co kobiece i subtelne, a niezbędną siłą potrzebną, by być strażakiem. Na razie jednak wszystkie panie są kreowane na jedno kopyto. Są silne, głośne, a zarazem bardzo bezpośrednie w swoich komentarzach i… dość męskie. Najmniej atrakcyjną sceną z udziałem pań była ta, w której po zmianie wszystkie trzy siedziały na ganku przed domem i piły wódkę. Nie chodzi tutaj nawet o rodzaj trunku, tylko kontekst, w jakim został on pokazany. Piwo, stojące obok, było po prostu za słabe, za mało wyraziste. Trzeba było podkreślić kobiecą niezależność mocnym alkoholem, by widz na pewno zrozumiał z jak postępowymi i nieprzejmującymi się opinią innych kobietami ma do czynienia. Rzecz w tym, że wyszło to przejaskrawione i to na kilku gruntach. I zwyczajnie kiczowate. Jest to rażące tym bardziej, jeśli zestawi się je wraz z męską częścią załogi. Strażacy wydają się być dość delikatni, pełni emocji i empatii - po prostu sympatyczni, bez walki o to, co kobiece, męskie, niezależnie od zawodu jaki wykonują. Mam wrażenie, że twórcy serialu przekornie odwrócili role płciowe, zapomnieli tylko o umiarze. Na poziomie budowania postaci serial potrafi namieszać i mam wrażenie, że jeszcze nie radzi sobie najlepiej. Zdecydowanie więcej wysiłku wkłada się w we wspomniane wcześniej akcje ratownicze. O i ile ogląda się je bardzo dobrze, to zastanawia jednak, czy każda z interwencji musi być aż tak spektakularna. Czy przypadkiem zaraz nie będziemy świadkami, jak serial będzie musiał zjadać własny ogon. Do tej pory strażacy nie mieli ani jednego “nudnego” wezwania, które wymagałoby standardowej procedury. Nawet wezwanie do podtopionych dzieciaków w basenie musiało być podrasowane mieszanką chemiczną i bohaterskim czynem jednego ze strażaków. Pod względem rozrywki jest coraz lepiej i z łatwością można przywyknąć do takiej dawki emocji i ciekawych rozwiązań. Zastanawia mnie jednak, na ile scenarzyści serialu są kreatywni i ile niepowtarzalnych katastrof będą w stanie rozpisać dla swoich bohaterów. Dodatkowo bardzo rzuca się w oczy fakt, że postaci próbują na siłę nas edukować w zakresie zawodu strażaka. A przynajmniej było to bardzo widoczne w obecnym odcinku. Zanim ktokolwiek zdecydował się zrobić manewr, musiał nam dokładnie wytłumaczyć po co, dlaczego i jakie będą jego konsekwencję. Może i takie elementy są potrzebne, ale w takiej ilości, jaką nam zaserwowano, odbierają nieco przyjemność z oglądania. Na koniec, żeby nie było, że tylko ganię, to przyznam szczerze, że mimo wszystko odcinek ogląda się przyjemnie. Tempo wydarzeń zrobiło się zaskakująco dobre, dużo daje też lepsze poznanie głównych bohaterów. Zaczyna nam na nich zależeć, co jest dobrym znakiem na przyszłość. Coraz mniej jest nawiązań do Chirurgów, choć czasem jeszcze pojawiają się małe wzmianki tu i ówdzie. Ben Warren bezsprzecznie stanowi element komediowy serialu - gra zdecydowanie lepiej niż w Chirurgach. Widać, że serial stara się złapać pewną rutynę, zaczyna przechodzić z takiego bezsensownego popisywania się nowymi możliwościami, do telewizyjnego serialu dramatycznego w pełnym tego słowa znaczeniu. I to się chwali. Im szybciej wyrobi sobie swoją własną markę, tym lepiej nie tylko dla samej produkcji, ale przede wszystkim dla fanów i ich wrażeń w trakcie oglądania.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj