Still Star-Crossed jest bardzo ryzykownym posunięciem ze strony Shondalandu, jednej z najpopularniejszych wytwórni seriali telewizyjnych. Do tej pory ich produkcje odnosiły praktycznie same sukcesy. Skandal czy Chirurdzy są już własną, rozpoznawalną na całym świecie marką, której nie trzeba nikomu przedstawiać. Nieco inaczej może być w przypadku ich najnowszej propozycji, która wywołuje bardzo mieszane odczucia po seansie. Serial powstał na bazie książki o tym samym tytule autorstwa Melindy Taub. Fabuła ma skupiać się na wydarzeniach mających miejsce po tragicznej śmierci Romea i Julii – najpopularniejszej parze kochanków Szekspira. Jest bardzo dokładnie umiejscowiona w uniwersum stworzonym przez najsłynniejszego barda Anglii i frywolnie wykorzystuje zarówno jego postaci, jak i miejsca wydarzeń. Takie nazwy jak Werona i Mantua czy nazwiska rodów Monteki i Kapulet nie dziwią nikogo. Cała reszta natomiast – jak najbardziej tak. Serial zaczyna się intensywnie i nie pozwala złapać ani chwili oddechu. Pierwsza połowa pilota jest zgrabnym i niestety nieco pobieżnym streszczeniem całego utworu Romea i Julii. Akcja rozpoczyna się od zaślubin Romea ( Lucien Laviscount) oraz Julii (Clara Rugaard Larsen), którym świadkują Rosaline Kapulet (Lashana Lynch) oraz Benvolio Monteki (Wade Briggs). Późniejsze wydarzenia są dość skomplikowane i wymagają uwagi ze strony widzów, by nie pogubić się w gąszczu postaci i pierwszych zalążków nadchodzących wątków. Pilotowy odcinek wcale nie stroni od informacji i stara się zarysować najważniejsze punkty fabuły dość wyraźnie. Nie zawsze się to jednak udaje. Niemniej jednak, dowiadujemy się że Werona od lat boryka się z wojną pomiędzy rodziną Kupulettich i Montekich. Z każdym dniem staje się coraz bardziej krwawa, a ostatni dekret wydany przez umierającego Króla Cosimo stwierdza wyraźnie, że za zabójstwo karą jest śmierć. To właśnie ten dekret staje się przyczynkiem do tragedii kochanków, bo w wyniku niefortunnych zdarzeń i temperamentu Romea, zostaje na niego wydany wyrok. Nowy władca Werony, książę Eskalus, by zachować autorytet i porządek w mieście musi rządzić żelazną ręką. Niestety, śmierć Romea i Julii jest kroplą, która przeciążyła szalę goryczy. Zwaśnione rody stają do otwartego boju, zagrażając nie tylko sobie, ale i całemu miastu. Aby temu zapobiec książę Eskalus decyduje się zaaranżować małżeństwo pomiędzy Rosalie i Benvoliem, aby pogodzić ze sobą obie rodziny. Jak się można spodziewać, młodzi narzeczeni mają inne zamiary, a między nimi zamiast miłości, rodzi się nienawiść. Całej sprawie na pewno nie ułatwia fakt, że książę Eskalus żywi uczucia wobec Rosalie i to z wzajemnością. Still Star-Crossed jest zatem kostiumowym romansem, przepełnionym polityką, intrygami, kłamstwami i fałszywymi obietnicami. I to właśnie jak na razie stanowi najsłabszy punkt serialu. W porównaniu do innych produkcji Shondalandu, serial wydaje się być o wiele bardziej nierówny i niedopracowany. Oczywiście, wizualna otoczka serialu jest przyjemna dla oka. Jak w większości seriali kostiumowych, ubrania, wystrój wnętrz czy biżuteria stanowią ciekawy akcent i przyciągają wzrok. Są po prostu piękne i kolorowe i warto docenić wysiłek, jaki włożono w ich stworzenie. Nieco gorzej jest z odwzorowaniem historycznych trendów, jakie panowały w ówczesnej modzie czy różnorodność rasowa bohaterów. Stacja ABC jest znana z unikania stereotypów i ze sprawiedliwego obsadzania swoich bohaterów, odwzorowując tym samym naturalną strukturę rasową współczesnych społeczeństw. W tym przypadku jednak, biorąc pod uwagę lata w których teoretycznie dzieje się akcja, dywersyfikacja rasowa bohaterów kłóci się nieco w ogólnym odbiorze serialu. Przymykając jednak na ten fakt oko, sam casting postaci sprawdza się dobrze. Od pierwszych minut odcinka widać, że aktorzy dobrze czują się ze swoimi postaciami, zarówno w scenach komediowych (bardzo podoba mi się występ Lashany Lynch), jak i dramatycznych. Bohaterowie są żywi, pełni energii i emocji, Jeśli są wzburzeni, to krzyczą, jeśli smutni – zalewają się rzewnymi łzami. Takie nader ekspresyjne obnoszenie się ze swoimi emocjami dobrze wpisuje się w ogólną, szekspirowską wizję ówczesnych mu czasów, a przede wszystkim idei zwaśnionych rodów. Pod tym względem, tradycja porywczości została jak najbardziej zachowana. W przeważającej większości pierwszy odcinek serialu ogląda się bez problemów. Wydarzenia posiadają swoją logikę działań, choć trzeba przyznać że tempo jakie narzucono nie pozwala w pełni zanurzyć się w oglądanym świecie. I mimo uproszczeń i skrótów myślowych, pilot był po prostu dość łatwy w odbiorze dzięki znajomości historii Romea i Julii. W przyszłości jednak może być trudniej, ponieważ rozeznanie się w drzewie genologicznym rodów wydaje się mieć kluczowe znaczenie dla wyłapywania niuansów fabularnych. Już teraz zarysowano potencjalny konflikt pomiędzy Rosaline a Panią Kapulet, którego podłoża nie sposób odgadnąć. Podobnie jak przedziwna współpraca pomiędzy ojcem Romea a ojcem Laurentym, który udzielił ślubu kochankom. Pilot serialu cierpi również przerost efektów specjalnych, dotyczących głównie momentów, w których zaznacza się przemieszczanie akcji z jednej lokacji do drugiej. Może są one efektowne, ale w gruncie rzeczy rozpraszają uwagę widza i wprowadzają drobny element kiczu, o co w przypadku seriali kostiumowych i tak nie jest trudno. Są zbyt nowoczesne jak na klimat, który chce się nam zaoferować. Serial Still Star-Crossed jest ryzykownym posunięciem, które może albo się udać, albo być totalną klapą. Na pewno jest wyzwaniem dla studia i posiada potencjał. Aby odnieść sukces musi jednak opierać się na bardzo dobrze rozpisanym scenariuszu. Do tej pory Shondaland radził sobie dobrze w takich sytuacjach, ale czy tym razem udźwignie ciężar własnej kreatywności? Kolejne odcinki dostarczą nam odpowiedzi.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj