Różnie jest z tymi wątkami obyczajowymi w Supergirl. Biorąc pod uwagę elementy romantycznie, jest nieciekawie. Kara, Jimmy, Lucy i Winn - można odnieść wrażenie, że w tym czworokącie za dużo jest wyższych uczuć opartych na sztampowych rozwiązaniach. Czy Winn musiał akurat być przyjacielem, który się zakochuje? Czemu nie mógłby być po prostu przyjacielem? Czemu serialowi twórcy zawsze muszą iść w sztampę w takich rozwiązaniach? Kara w tym wszystkim jest jedyną osobą, której reakcje, emocje i przemyślenia są ukazane wiarygodne, zrozumiale i nawet można się z nią identyfikować. Dobrze pokazuje to scena, w której wyznaje Jimmy'emu, że boi się, iż nie będzie miała tego, co on z Lucy. Tu nawet nie chodzi jej o niego, ale ogólnie o coś takiego - i to jest dobre. Można zrozumieć to pragnienie bohaterki i lęk. Jest to plus, który odpowiednio rozwija tę postać. Szósty odcinek miał pokazać parę Lucy-Jimmy, a jednocześnie trochę rozwinąć charakter panny Lane. Udaje się to tak naprawdę połowicznie, bo po raz kolejny twórcy opierają się na rozwiązaniach banalnych i sztampowych. Ojciec to surowy wojskowy nie akceptujący wybranka dziewczyny,  a ona musiała ostatecznie mu się przeciwstawić. Schematy, i to w dość miernym wydaniu, a sama Lucy na razie niezmiernie irytuje. Twórcy zapowiadali, jaka to będzie ciekawa i wyrazista postać, jednak na razie jest okropnie papierowa i nieciekawa. Odcinek Red Faced wyraźnie marnuje potencjał zmiany stanu rzeczy, bo gdy widzimy ją w roli wojskowej prawniczki, jest jeszcze bardziej irytująca i sztuczna. Zaczynam się zastanawiać, czy w ogóle jest tu jakiś pomysł na pannę Lucy. Ciekawe w tym jest to, że Alex przestała irytować. Spodziewałem się, że siostra Kary będzie odpowiedniczką Iris z 1. sezonu The Flash, a jest do zaakceptowania. Trochę papierowa, ale ma charakter; jest twarda, a jej relacja z siostrą wygląda OK. Ciekawi trochę budowana relacja z Lordem, która wyraźnie kieruje się stronę jakichś romansów, ale w tym przypadku wydaje się, że byłoby to za proste. A może Lord wie, że ona jest siostrą Supergirl i dlatego chce się do niej zbliżyć? No url Tematem przewodnim odcinka okazuje się gniew, z którym Kara nie może sobie poradzić. Niby proste, ale dzięki Melissie Benoist, która nadal jest najjaśniejszym punktem programu, wszystko działa tutaj należycie. Jej wybuch na Cat w biurze trochę zaskakuje, ale cieszy to, co następuje później. Widać, jak procentują poprzednie odcinki. Relacja Kary z jej szefową przestaje być stereotypowa i staje się ciekawsza, po prostu fajniejsza. Cat jest w pewnym sensie mentorką Kary/Supergirl, co zostaje ukazane w sposób odpowiedni. No i sama Grant, choć jej charakter jest opartych na kliszach, staje się postacią ciekawszą (chyba mogę powiedzieć, że najlepszą po Supergirl). Szósty odcinek dzięki gniewowi Supergirl serwuje naprawdę mocną, znakomitą scenę, której po tym serialu się nie spodziewałem. Moment, w którym bohaterka z całą furią zwiększa moc laserowego wzroku, dając ujście swojej narastającej frustracji, naprawdę niesie za sobą wielkie emocje, które działają, poruszają i są zrozumiałe w kontekście tego, co oglądaliśmy. To scena z klimatem, w której prosta muzyka i dobre ujęcia budują emocje, jakich chciałoby się więcej w tym serialu! Bezapelacyjnie wywołuje ciarki na plecach. Ten kluczowy detal pokazuje, że wszystko podąża w dobrym kierunku i Supergirl ma szansę stać się naprawdę dobrym serialem. Złoczyńca odcinka został przedstawiony lepiej, niż oczekiwałem. Red Tornado okazuje się wymagającym przeciwnikiem, a jego wygląd sensownie usprawiedliwiono. Wygląda trochę dziwnie, kiczowato, ale mimo wszystko to nie ma większego znaczenia, bo widzimy, do czego ten robot jest zdolny. Są tutaj momenty efektowne, z pomysłem, a pojedynek jest zdecydowanie niezły. Na razie twórcy w pełni skupiają się na jednym z przewodnich wątków: co się stało z panem Danversem? Zaczyna to się robić ciekawe i intrygujące. Red Faced sugeruje, że ojciec Alex może nadal żyć. Podczas tamtych wydarzeń musiało dojść do czegoś, co podmieniło Hanka. Trudno na razie wyrokować rozwiązania, ale dobrze, że ta ciągłość jest zachowywana. Supergirl nie porywa emocjami, rozwiązaniami fabularnymi czy relacjami pomiędzy postaciami. To, co czyni ten serial wart uwagi - przynajmniej na tę chwilę - to Melissa Benoist w głównej roli oraz pozytywna i lekka konwencja. Dobrze się to ogląda, nawet pomimo pewnych wad (pozostałe postacie poza Cat nadal nie błyszczą), i wciąż mam nadzieję, że potencjał zostanie w końcu w pełni wykorzystany.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj