Supergirl powraca po przerwie i zalicza kolejny solidny odcinek. Niestety nie wszystko zagrało jak trzeba.
Poprzedni odcinek
Supergirl zakończył się niezłym i nawet emocjonującym cliffhangerem, którym było starcie z żołnierzami Astry. I tu przychodzi pierwsze rozczarowanie - wszystko szybko się kończy i brakuje przytupu, którego można było oczekiwać. Nie wykorzystano potencjału, a gdy Non porywa Hanka, dalszy rozwój odcinka staje się niestety przewidywalny. Cały wątek rozgrywa się po linii najmniejszego oporu.
Ciekawy był motyw Alex przejmującej dowództwo pod nieobecność Hanka, tylko czemu twórcy musieli go od razu popsuć przez wprowadzenie nudnego generała Lane'a? Przez to też cały wątek nie działa najlepiej, bo dostajemy oczekiwane, za bardzo sztampowe rozwiązania. Odsunięcie od akcji Supergirl, zmniejszenie znaczenia roli Alex i dość dziwaczne decyzje Lane'a sprawiają, że nie jest ciekawie. Tak naprawdę w tym wątku znakomicie wychodzi jedynie bardzo ważna scena tortur Astry. Nie będę wnikać, czy wstrzyknięcie płynnego kryptonitu ma sens, ale to okazuje się jedyną niespodzianką, w której są silne emocje; staje się katalizatorem, który dodaje temu odcinkowi wiatru w żagle. Relacja z Astrą także po raz pierwszy nabiera wyrazu, pojawiają się w niej emocje i coś ważnego, czego do tej pory brakowało. Astra przestaje być jednowymiarowa przez właśnie to powiązanie z Karą, a jej dobre motywy mogą z czasem zaowocować ciekawymi dylematami.
No url
Po raz kolejny Melissa Benoist w roli Kary jest tym, co sprawia, że ten serial ogląda się naprawdę dobrze. Wydarzenia mają bardzo wielki wpływ na bohaterkę, która cały czas dojrzewa, a pokazanie jej emocji jest prawdziwe i często też przejmujące. Scena z torturami Astry zapoczątkowała kolejny etap przemiany w dojrzałą superbohaterkę. Widzimy, jak poddaje się emocjom, a gdyby nie jej przyjaciele, mogłaby zrobić coś naprawdę głupiego. Takiej Kary jeszcze nie było w tym serialu i właśnie te wszystkie porażki dobrze kształtują jej charakter. Naprawdę może się podobać, jak twórcy to robią. I tak w tym wszystkim najfajniejsza wydaje się relacja z Cat Grant. Dobrze się rozwinęła, a gra w kotka i myszkę z podejrzeniem o bycie Supergirl wychodzi nawet zabawnie. Są w tym jakieś emocje, a te dwie postacie ciekawie się uzupełniają. Rozwiązanie problemu wydawało się oczywiste, ale w tym przypadku jakoś ta przewidywalność mi nie przeszkadzała. Wisienką na torcie jest czat z Supermanem - w końcu twórcy zrezygnowali z mówienia o nim co 5 minut, a takie epizodycznie pojawienie się raz na jakiś czas robi lepsze wrażenie.
W tym wszystkim coraz wyraźniejszą rolę odgrywa Lord. Zaczynam odnosić wrażenie, że to on jest prawdziwym czarnym charakterem sezonu, a nie Astra i jej żołnierze. Po raz pierwszy twórcy pokazują tę postać z zupełnie innej perspektywy. Tutaj nie jest już pewny siebie, spokojny i kulturalny naukowiec - ten atak coś zmienia i powoduje wybuch emocji. No i dobrze też działa fakt, że w końcu Lord potrafi sam sobie pobrudzić ręce, co widzieliśmy w scenie z Jamesem. Ciekawie rozwija się ta postać, a cliffhanger z nim związany jedynie pobudza zainteresowanie i intryguje. Najwyraźniej to będzie Bizzaro, którą zapowiadano w newsach.
Supergirl serwuje tym razem solidny odcinek, ale mimo wszystko z kilkoma niedociągnięciami. Przewidywalność jest lekką wadą, którą nieźle równoważą emocje, rozwój relacji i dojrzewanie tytułowej bohaterki. Serial zdecydowanie idzie w ciekawą stronę, oby jednak postacie drugoplanowe zostały w końcu rozwinięte, bo poza Cat Grant sojusznicy Kary nadal są nijacy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h