W Supergirl jest już tak kuriozalnie, że z kosmitami walczy się za pomocą markerów do paintballa. Czy w tym ekranowym absurdzie da się zauważyć jakąś szansę na lepsze jutro?
Supergirl wraca po świąteczno-noworocznej przerwie, a ja mam dla Was w związku z tym dobrą i złą wiadomość. Właściwie nawet dwie dobre; pierwsza jest taka, że w całej opowieści znacząco, przynajmniej w stosunku do poprzednich odcinków, zredukowano wykładane widzom łopatą aluzje polityczne. Ucieszy Was zapewne również fakt, że otrzymałem już od mamy przepis na ciasto cytrynowe... Niestety, śpieszę także donieść, że nasycenie ekranowym absurdem ani trochę nie zmalało, a na płaszczyźnie wizualnej zupełnie wymknęło się spod kontroli.
Suspicious Minds prezentuje się tak źle, jak to tylko możliwe - z niejasnych przyczyn twórcy raz po raz chcieli nas zbombardować salwami efektów specjalnych, przywodzących na myśl głębokie lata 80. i projektowanie oprawy graficznej za pomocą kartonów i plasteliny. Dodajmy do tego pretekstową historię o radzącej sobie już poza DEO Dziewczynie ze Stali, a naszym oczom ukaże się inna receptura - na powołanie do życia serialowego zombie.
Źródło: Shane Harvey/The CW
Odcinek zaczyna się od przebitki z sobowtórem Supergirl z Kasnii - nie mielibyśmy nic przeciwko, gdyby nie fakt, że
Melissa Benoist w tej roli chce nam pokazać głównie wytrzeszcz oczu i pompatyczne miny rodem z południowoamerykańskich telenowel. Równie nieporadnie aktorka portretuje tytułową bohaterkę produkcji w jej nowej rzeczywistości, w której dostała bana na działalność w DEO, a inkwizytorskie zapędy pułkownik Hayley staną się dla niej prawdziwym wrzodem na tylnej części ciała. To zderzenie dwóch różnych światów i wzorców postaw odbije się na wielu protagonistach; trąci tu banałem, blisko do karykatury - Kara plecie trzy po trzy coś w stylu: "I tak będę superbohaterką!", a Alex prawie odchodzi z DEO, bo z nową dowodzącą poróżniły ją... kwestie moralne i stosunek do używania broni, tak jakby w wojsku czy organizacjach paramilitarnych powinny być one poddawane dyskusji. Nie dziwi więc fakt, że gdy do siedziby instytucji wpadają kosmici stworzeni w Projekcie Morae, agenci stają w rządku i padają jak muchy, a Brainy pragnie zadawać ciosy ostateczne... pistoletem do paintballa. Jest kuriozalnie, a przecież festiwal absurdu dopiero się rozkręca; Marsjański Łowca z siostrami Danvers dochodzą do wniosku, że jedynym sposobem na ochronę tożsamości Supergirl będzie zresetowanie mózgów agentów z Alex na czele. Wiedzieli, teraz już nie wiedzą; gorzej tylko, że my nie wiemy, o co w tym wszystkim chodzi.
W innych rejonach fabularnych jest może nie gorzej, ale z całą pewnością dziwacznie. Ustawiono już fundamenty pod przyszłotygodniowe ukazanie genezy Nii Nal - sęk w tym, że smalący do niej cholewki Brainy coraz częściej podchodzi pod podręcznikową definicję słowa "creepy" tudzież nękającego swą ofiarę psychopatę, który jak najszybciej powinien otrzymać zakaz zbliżania. Relacja Jamesa i Leny przybiera z kolei nową formę; nie jest do końca jasne, czy pannie Luthor naprawdę chodzi tu o miłość, czy może o to, by się po prostu wygadać. Na nasze nieszczęście w
Suspicious Minds to wcale nie scenariusz odcinka wypada najgorzej; palmę pierwszeństwa na tym polu ku mojemu zaskoczeniu przejęła tym razem warstwa wizualna. W ostatniej odsłonie serii pełno jest efektów specjalnych - odlotów i przylotów Supergirl, ratowania nieszczęśników czy pojedynków z obcymi z Projektu Morae. Zwłaszcza kosmici prezentują się na ekranie groteskowo; choć częściej ich nie widać, gdy już w końcu się pokażą, to chcielibyśmy o nich jak najszybciej zapomnieć. Chodzą pokracznie, wyglądają jak zabawki z supermarketowej przeceny, a w dodatku czasami pozują na bezbronną wariację na temat E.T. - teoretycznie nie wypadają gorzej niż inni międzyplanetarni podróżnicy w tej produkcji, ale dostali więcej czasu antenowego... Może jak Brainy wepchnęli pieniądze do producenckich kieszeni?
W całym tym fabularno-wizualnym galimatiasie paradoksalnie da się jednak zauważyć małą szansę na poprawę jakości - wątkom sobowtóra z Kasnii i odwołaniu do genezy Nii Nal poświęcono nieco więcej czasu, a twórcy postanowili odejść od nieustannego przyrównywania swojej opowieści do wydarzeń z prawdziwego świata. Przynajmniej na razie zniknęli Ben Lockwood i jego siepacze, więc i Kara dostała pole do popisu. Nie mogła tego wykorzystać, skoro scenarzyści skupiają się teraz na kreowaniu jednej z najbardziej irytujących postaci w historii tego serialu, pułkownik Hayley. Poszczególne wątki nie dopełniają się wzajemnie; brak tu jakiejkolwiek narracyjnej struktury czy fabularnych twistów, które faktycznie mogłyby potrzymać widza w napięciu. Najbliższe tygodnie pokażą czy Supergirl zdoła wrócić na właściwe tory, czy też jej wykolejenie jest już trwałe.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h