Superman #01: Syn Supermana to niezwykle udane otwarcie projektu DC Odrodzenie na polskim rynku. Teoretycznie to kolejna opowieść o herosach, w praktyce zaś prawdziwy traktat na cześć rodzinnego życia.
W całym projekcie
DC Odrodzenie postać Człowieka ze Stali ma znaczenie fundamentalne. Nie ma też przypadku w tym, że jednym z pierwszych komiksów eventu, które ukazały się na rodzimym rynku, jest
Superman #01: Syn Supermana. Scenarzyści tej historii,
Peter J. Tomasi i
Patrick Gleason, podejmują wątki znane już z dwóch opowieści z Drogi do Odrodzenia -
Droga do Odrodzenia. Superman – Lois i Clark oraz
Superman - Ostatnie dni Supermana. Dzięki temu, po raz kolejny mamy okazję zagłębić się w rzeczywistość rodziny Kentów, która ukrywa się przed światem pod nazwiskiem Smith na oddalonej od Metropolis farmie. Ich - zdawałoby się - sielankowe życie raz po raz rozbijane jest przez pojawiające się na horyzoncie zagrożenie. Dodatkowo młody Jonathan zaczął objawiać swoje moce, więc cała familia ma ciężki orzech do zgryzienia - jak uchronić tradycyjne wartości i domowe ognisko przed światem, na którym bądź co bądź jest jedynie gościem?
Clark Smith to postać pełna nadziei, może nawet nieco naiwna w swoim postępowaniu. Ciągle wierzy w powrót poprzedniego Supermana, tworząc karkołomną analogię do tego, co przytrafiło się jemu samemu po wyniszczającej walce z Doomsdayem. Nowy Człowiek Jutra od samego początku budzi również nieufność członków Ligi Sprawiedliwości - nie ma się czemu dziwić, w końcu zrozumienie niedawnych wydarzeń wcale nie jest takie proste. Największym zmartwieniem Clarka wydaje się jednak jego syn, Jonathan. Podrostek zaczął dawać znać o swoich kryptonijskich korzeniach, a to pomagając ojcu przy budowie obory, a to... przypadkowo masakrując niewinnego zwierzaka. Trudno stwierdzić, co z młokosa wyrośnie. W końcu tańczą w nim dwie zupełnie różne natury, a wieść o tym przyciąga na Ziemię śmiertelnie niebezpieczną istotę, Eradicatora...
Cała opowieść staje się doskonale wyważoną mieszanką superbohaterskiego łubudubu z opowieścią o rodzinie i zachodzących w niej przemianach. Jest tu subtelny humor (walcząca Lois), okazywanie sobie nawzajem uczuć, przekazywanie życiowej mądrości z pokolenia na pokolenie. Dopiero gdzieś na tym tle wyłania się obraz świata, w którym Supermana zabrakło - prości, zwyczajni ludzie zachodzą więc w głowę, widząc czerwoną pelerynę. Tomasi i Gleason w zasadniczą oś fabularną starają się wpleść szarą rzeczywistość pozbawioną nadziei, którą dawał im Człowiek ze Stali. Ten ostatni, już w nowej wersji, de facto marzył o prowadzeniu spokojnego życia na prowincji, choć otaczająca go rzeczywistość nieustannie wzywa. Z drugiej jednak strony nawet niecne plany Eradicatora, z punktu widzenia całości fabuły, stają się w pierwszej kolejności katalizatorem dla pogłębienia relacji troskliwego ojca i niesfornego syna. Rodzina ponad wszystko - jej fundamenty najlepiej oprzeć jeszcze na prawdzie i sprawiedliwości.
Siła komiksu leży przede wszystkim w odświeżającym podejściu do ukazywania postaci Człowieka ze Stali. Nawet na poziomie rysunków (zwróćcie uwagę na różnicę w wyglądzie oczu rodziny Smithów i pozostałych bohaterów) mamy tu do czynienia z klasyczną, pełną dobroci i nadziei wersją herosa. Kilka razy w historii przybiera on pozy doskonale znane wszystkim komiksowym czytelnikom - to ten sam Superman, emanujący nieopisaną energią. Nie sposób jednak przeoczyć, że do tego typu zabiegów dołączono zupełnie nowe. I tak Człowiek Jutra wciąż pielęgnuje wspomnienie dnia wczorajszego, w dodatku próbując odnaleźć swoje miejsce w nieznanym otoczeniu. Szlachetność rezonuje tu w obawach, siła w wątpliwościach, troska w pojedynkach na śmierć i życie. Charakterologiczny miszmasz jest ryzykownym, choć niezwykle opłacalnym posunięciem twórców. Dzięki niemu postać Supermana, roztaczającego opiekę nad żoną i synem, staje się nam dużo bliższa. Nieprzypadkowo w opowieści pojawia się wątek sąsiedztwa, tak jakby Tomasi i Gleason chcieli zapytać czytelników o to, czy nie mieliby nic przeciwko temu, gdyby rodzina Smithów pojawiła się w naszej bezpośredniej okolicy.
Superman #01: Syn Supermana to niezwykle udane otwarcie dla
DC Odrodzenia. W trakcie lektury zapewne będziemy mieli świadomość, że pełni ona jedynie funkcję wprowadzenia, a największe zagrożenia dopiero nadejdą. O dziwo takie podejście jest niezwykle ożywcze, a wielu z nas będzie niecierpliwić się, by poznać dalszy ciąg przygód rodziny Smithów. Co więcej, komiks można śmiało polecić zarówno starszym komiksowym wyjadaczom, jak i tym z czytelników, którzy dopiero chcą rozpocząć przygodę ze światem superbohaterów. Samo słowo "Odrodzenie" prawdopodobnie najlepiej wpisuje się w postać Człowieka ze Stali - męża i ojca, który do spółki z rodziną raz jeszcze postanowi ochronić mieszkańców naszej planety. Stary znajomy w nowym, niekoniecznie wspaniałym świecie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h