Gra aktorska w najnowszym obrazie Syndera jest rozbieżna. Z jednej strony mamy Henry’ego Cavilla, wcielającego się w tytułową postać, którą aktor buduje w chłodny i zdystansowany wobec świata sposób. Dzięki czemu da się po nim wyczuć typową egzaltację, którą jest naznaczony z racji swojego pochodzenia. Po drugiej stronie barykady, mamy Michaela Shannona, który stara się stworzyć bardzo gniewnego bohatera, jednak gdzieś po drodze mu to umyka. Możliwe, że jest to spowodowane jego licznymi, co bardziej przyjacielskimi rozmowami z postacią, którą gra Russel Crowe (ojciec Supermana), przez co odejmuje mu to nieco od uroku wściekłego i psychopatycznego antagonisty. Co ciekawe, spośród bad guyów, to nie on przykuwa uwagę, tylko jego mroczna partnerka – Faora, w którą wcieliła się Antje Traue. Jej postać pozbawiona jest zbędnych monologów, jest zaś bardziej nastawiona na działanie - walczy i zabija. Co ciekawe, Amy Adams wcielająca się w rolę Lois Lane wypadła naprawdę bezpłciowo – stworzyła kreację, która kompletnie nie zapada w pamięć.

Fabuła nie jest najmocniejszą stroną filmu – nie zaskakuje, nie wywołuje w widzu większych emocji, i można by nawet rzec, że jest nieco przewidywalna. Jednak nie o to chodzi, ponieważ Człowiek ze stali nie jest obrazem, który ma zaskakiwać – ma zabawiać, a ten zabieg twórcom się udał. Jest zjawiskowo, jeżeli chodzi o wykreowaną  planetę Krypton i całe jej społeczne środowisko. Do tego stopnia, iż ten świat z powodzeniem zasługuje na oddzielną produkcję. Równie świetnie prezentują się wszelkie efekty towarzyszące poruszającemu się Supermanowi – niskie dźwięki, przecinane powietrze czy po prostu smugi na niebie ciągnące się za jego postacią. Drobiazgi, ale robią wrażenie.

Trzeba przyznać, że napisanie od podstaw mitologii Supermana udało się twórcom naprawdę znakomicie. Świat, w którym przyszło Supermanowi ratować damy z opresji jest brudny, metaliczny i przesiąknięty samotnością. Poza tym, twórcy postanowili zastosować ciekawy zabieg, poprzez który film nie jest liniowy, a przez to i nudny. Pomieszali nieco chronologię, dzięki czemu widz ma bardziej przejrzysty wgląd w wydarzenia, które ukształtowały tożsamość Supermana. Tym samym można dostrzec jego bardziej ludzką stronę, tę w której boryka się z bardziej przyziemnymi problemami, a czasem nawet miewa swoje chwile słabości (bynajmniej nie spowodowane obecnością kryptonitu).

Żart, jakim się posłużyłem w tytule ma streszczać ideę jaka przyświecała twórcom – całkowicie nowe spojrzenie na znaną i zakorzenioną w pop kulturze ikonę, stawiające jednocześnie na coraz chętniej wykorzystywane przy komiksowych adaptacjach środowisko – naturalizm. Śmiało więc można stwierdzić, iż twórcom udało się stworzyć solidny i dojrzały film o postaci Supermana, skupiający się na drodze prowadzącej do stania się ratującym świat bohaterem, jednak bez przytłaczającej martyrologii. I to się chwali.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj