Oglądając najnowszy odcinek Superman i Lois - pierwszy po kilkutygodniowej przerwie - nie mogłem wyrzucić z siebie skojarzeń z serialem Agenci T.A.R.C.Z.Y., bo serial ten również miał w trakcie sezonu przerwy w emisji i nie do końca działało to korzystnie na odbiór. W przypadku produkcji The CW i najnowszego epizodu mamy bardzo nietypowe wybory fabularne świadczące o nieco innym pomyśle na finał 1. sezonu, ale też szybkie, wręcz ekspresowe rozwiązanie kilku wątków, co wywołuje lekkie rozczarowanie.
Trudno z powagą traktować groteskowe motywy związane z przenoszeniem czyjejś osobowości do innego ciała. Wcześniej mieliśmy prawdziwą matkę Kal-Ela w ciele Lany, teraz przez chwilę mogliśmy obserwować pojawienie się generała Zoda w ciele Clarka. Tak, dostajemy na moment niezwykle istotną dla dziedzictwa Supermana postać, która sprowadzona została do roli atrakcyjnego kąska dla fanów i kompletnie nic nie wnosi do fabuły. Nie widzimy nawet jego wcielenia w prawdziwej postaci. Przemawia głosem Supermana i robi kilka złych min. Dochodzi tylko do jednej potyczki z jego udziałem. To mógł być ktokolwiek! Nie rozumiem tego zabiegu.
Mamy też pojawienie się Johna Diggle'a, postaci dobrze znanej z innych seriali The CW - co czuć, bo nie pasuje mi do tej układanki. Wpadł, dostarczył towar, wymienił kilka zdań, kamera zrobiła mu ze dwa zbliżenia i mógł wracać do siebie. Znowu, tak jak przy próbie pokazania nam Zoda - nie było ciekawszego pomysłu na wprowadzenie go do fabuły, więc odhacza się jego obecność, po czym szybko narracja leci dalej, a my zapominamy o wszystkim.
Chciałbym jednak pochwalić ten odcinek za nieco bardziej kreatywne podejście do przemiany Supermana w antagonistę. To było zapowiadane od pierwszych odcinków, gdy widzieliśmy świat Johna Ironsa, w którym Superman w czarnym kostiumie siał zniszczenie i był przekonany, że jego kryptońska krew zawsze wywoła ten sam efekt. Ostatecznie zrezygnowano z tej kliszy i dobrze. Szkoda tylko, że zrobiono to zbyt gwałtownie. Tutaj dochodzimy do krzywdy, którą wyrządziła przerwa w emisji - czekamy tygodnie na dalsze rozwinięcie całego wątku, a zostaje on momentalnie rozwiązany. Na koniec jeszcze pakują Morgana Edge'a do celi z Kryptonitu, a jego mina wskazuje oczywiście na to, że nie powiedział ostatniego słowa.
Mamy zatem dość sporo komiksowych elementów, które niestety gryzą się z tym, co mieliśmy wcześniej i nie do końca twórcy radzą sobie z opowiadaniem historii na taką skalę. Wątki z rodziną Cushingów (starającą się wrócić do normalnego życia) i Lois (podkreślającą, dlaczego Superman nie może stać się zły) to kolejne mocne akcenty związane z rodziną i one wypadają najciekawiej. Do tego dochodzą młodzi Kentowie, którzy wspierają się wzajemnie i robią pożytek z mocy Jordana, aby odnalazł tatę. Kiedy odchodzimy od tego i obserwujemy starcie Zoda w ciele Supermana z Johnem Ironsem w zbroi z dużym młotem, jest znacznie gorzej. Mam nadzieję, że nadchodzące odcinki będą o wiele lepsze.