Superman i Lois w trzecim tygodniu emisji znów proponują intymną i skupioną na bohaterach historię. I bardzo dobrze, bo wraz z rosnącą sympatią do postaci, zwiększa się też zadowolenie z obcowania z produkcją.
Nie wiem, czy na tym etapie otwieranie szampana i zamawianie przez twórców 2. sezonu jest decyzją dobrą, ale wcale im się nie dziwię. Choć wyemitowano dopiero trzeci odcinek Superman i Lois, nie ma wątpliwości, że wszystko zmierza w bardzo dobrym kierunku. Zaryzykuję tezę, że jest to coś więcej niż tylko serial superbohaterski. Nieprzypadkowo bowiem w przedpremierowych zapowiedziach naciskano na uziemienie Supermana i oddanie mu czasu w relacjach z rodziną. Być może nie tego ktoś szuka w superbohaterszczyźnie i produkcjach o najsilniejszym człowieku na świecie, ale ja to kupuję w całości.
Wystarczy spojrzeć na otwarcie recenzowanego odcinka zatytułowanego The Perks of Not Being a Wallflower, w którym rodzina Kentów dywaguje nad wyborem farby do odmalowania całego domu. Nie ma znaczenia dla nas, czy wybiorą miętową zieleń czy brąz myśliwego. Liczy się sposób, w jaki twórcy sukcesywnie sprawiają, że z każdym epizodem mocniej zależy nam na całej czwórce. Jasne, problemy będą się piętrzyć i nie zabraknie sytuacji, które sprowokują nas do wypowiedzenia: "ogarnij się, chłopie!", ale tak właśnie jest w rodzinie, prawda? Twórcy Supermana i Lois chcą, żebyśmy też poczuli się jej częścią.
Nawiązuję tym samym do nastoletnich synów tytułowego duetu, bo tutaj było najwięcej przedpremierowych obaw. Jeszcze po pierwszym odcinku bałem się, że The CW zaprezentuje nam kolejnych irytujących chłopaków obrażonych na cały świat. Na szczęście dostaje się tylko Supermanowi, a właściwie Clarkowi pełniącemu obowiązki ojca, który w przeciwieństwie do innych tatusiów niestosownie wykorzystuje wobec nich swoją moc wyczulonego słuchu. Chwilę wcześniej przy rodzinnym posiłku Jonathan i Jordan sobie z tego żartowali, ale życiowa praktyka pokazuje drugą stronę medalu. Dużą zaletą Superman i Lois jest umiejętne przechodzenie od zabawnych i uroczych momentów w poważniejsze tony, co w większości tego typu sekwencji jest ograne świetnie. Irytacja synów może nas zmęczyć, ale tutaj problemy wyjaśniane są jeszcze w obrębie całego epizodu i bardzo wiele da się załatwić rozmową, a nie zamiataniem trudnych spraw pod dywan. Nie wszystkie motywy muszą być rozwleczone w dłuższej perspektywie, dlatego seans, mimo dotykania przyziemnych spraw, jest dynamiczny i bardzo atrakcyjny nie tylko dla komiksowych fanów.
Powtarzającym się do tej pory motywem jest stosunek Jonathana do sytuacji swojego brata, który posiada ponadprzeciętną siłę. I choć ich holo-dzidek w poprzednich odcinkach twierdził inaczej, jest to wystarczająca moc do rzucania przeciwnikami na lewo i prawo podczas gry w futbol. To, co zwraca nas ku serialowi superbohaterskiemu, to właśnie komentarz dotyczący wykorzystywania nieludzkich zdolności w codziennych sytuacjach. Na razie nie było czasu na trening Jordana, ale największym bohaterem odcinka znowu zostaje nie Clark i nie Jordan, ale Jonathan. Chłopak traci szacunek trenera, trochę przez swojego brata odbierającego mu szansę na zintegrowanie się z drużyną. Nie cieszy się jednak z tego, że ojciec zabrania bratu grać w futbol, bo widzi, że jego fobie społeczne mogą być leczone sportem. Nie trzeba mieć peleryny i wielkiego "S" na piersi, by robić dobre rzeczy i z wielu scen tego serialu płynie właśnie taki pozytywny przekaz.
To wszystko nie oznacza, że brakuje tutaj akcji. Superman na początku odcinka udaje się do Chin, naprawia most i ratuje ludzi, a na koniec mierzy się z tajemniczym przeciwnikiem, który zaskakuje siłą i wytrzymałością. Dobrze więc, że Clark od czasu do czasu podgląda na syna grającego w Injustice, bo manewrem Sub-Zero załatwia oponenta. Dla mnie takie rozłożenie akcentów w narracji jest jedną z głównych zalet, choć przydarzył się też nieco słabszy wątek - ten dotyczący Sary Cushing i jej matki. Nie dlatego, że został źle napisany, ale kiepsko wkomponowano go w resztę historii. Przynajmniej na razie nie widziałem tutaj tego samego ładunku emocjonalnego i związku z resztą wątków, więc choć docenić należy emancypacyjny charakter i zwrócenie uwagi na dziecięcą depresję, to jednak ograno to nieco gorzej względem pozostałych.
Na koniec warto jeszcze pochwalić pomniejszą historię Lois i Chrissy Beppo. Ich dziennikarska robota na pewno będzie z czasem procentować. I choć nie ma tu na razie wielu fajerwerków, a wrogiem jest szef korporacji, to jednak widzę szansę na ciekawe rozstrzygnięcia. Za nami trzeci tydzień zmagań Supermana i Lois ! To świetnie spędzony czas, w którym dostajemy wiele emocji i garść akcji.