W plemieniu Gen-X pierwszoplanową postacią okazał się Paul — najpierw niemal doszło do jego medycznej ewakuacji, a później wykazał się, delikatnie mówiąc, zerowym instynktem strategicznym i zasłużenie pożegnał się z grą. Trudno mi było go żałować — jeśli mówisz damskiej części swojego sojuszu wprost, że trzymasz się z facetami, to sam prosisz się o eliminację. Z takiego obrotu spraw na pewno ucieszyli się CeCe, Ken i David, czyli osoby dotąd najbliższe odpadnięcia — przynajmniej w teorii. Bo David, mimo że panikuje przy każdej okazji i irytował mnie w pilocie, znalazł Ukryty Immunitet. Twórcy schowali go w kokosie oznaczonym X-em, porzuconym gdzieś w dżungli — świetne rozwiązanie, które zwiększa trudność w zdobyciu tego typu przewag. Ken zyskał moją sympatię i to właśnie jemu kibicuję spośród Gen-X-ów. Nadal natomiast nie zobaczyliśmy choćby kilkusekundowego „confessionala” Lucy — obecnie jedynej Azjatki w grze — i zaczynam się poważnie zastanawiać, czy nie warto obstawiać zakładów: kiedy (i czy w ogóle) go dostaniemy. U Millennialsów tymczasem rozkwita romans Figgy i Kudłatego ze Scooby’ego Doo, czyli Taylora. Historia Survivora zna tylko jeden przypadek, w którym taki układ okazał się korzystny, więc ta dwójka ryzykuje więcej, niż im się wydaje. Ich nocne czułości nie umknęły uwadze Michaeli — i o ile w pilocie żałowałem, że widzieliśmy jej tak mało, tak teraz mam jej zwyczajnie dość. Kolejna manieryczna Afroamerykanka to ostatnia osoba, jaką chcę oglądać w tym formacie. Zaskakująco dobrze prezentuje się za to Michelle — jako jedyna wydaje się mieć pewne miejsce po połączeniu plemion, a do tego to głównie jej zasługą jest to, że z grą pożegnała się (niestety tak szybko) moja faworytka, Mari. W kategorii najbardziej irytujących graczy David z Gen-X-ów został zdetronizowany przez Hannah — jej przedłużająca się rozmowa z Zekiem i Adamem była prawdziwą udręką. Zeke i Adam nie mają łatwo, ale przynajmniej walczą — i za to należy im się uznanie. Może coś z tego jeszcze będzie. W tym tygodniu producenci zafundowali nam twist — chociaż to może zbyt mocne słowo. Po losowaniu kamieni czterech członków z każdego plemienia udało się na miniucztę, podczas której można było zawiązać międzyplemienne kontakty. Naturalnie David od razu wykorzystał okazję do rozmów i budowania sojuszy z drugą stroną. Co ważniejsze, scena ta pozwoliła nam lepiej poznać uczestników — i to był chyba jej największy atut. Bardzo przyjemny, ludzki moment. Jeśli chodzi o wyzwania, po dwóch odcinkach mamy remis 1:1, choć to Millennials wydają się silniejsi. Wodne zadanie z drugiego epizodu było niesamowicie przyjemne do oglądania — a właśnie takich fizycznych, żywiołowych konkurencji ostatnio trochę brakuje w Survivorze. Równie dobrze wypadała pierwsza część zadania z trzeciego odcinka — ta z workami — trzymała w napięciu (przynajmniej do momentu, gdy na ekranie nie pojawiły się CeCe i Lucy), a Taylor wykonał naprawdę solidną robotę. Finałowa część z rzucaniem i układaniem była znacznie mniej emocjonująca, ale może to kwestia tego, że jestem świeżo po sezonie Cagayan, w którym to zadanie zadebiutowało. Trochę szkoda, że skróty w zadaniach, zasygnalizowane w pierwszym odcinku, nie doczekały się kontynuacji — to było ciekawe urozmaicenie. Na koniec coś, o czym zapomniałem wspomnieć wcześniej — nie znoszę nowej muzyki towarzyszącej radom plemienia. Zamiast budować napięcie, niszczy je całkowicie. Te jęki i mruki w tle nie mają w sobie nic z klimatu Survivora i tylko przeszkadzają. Zwiastun kolejnego odcinka zapowiada fizyczne (i wodne!) zadanie, fale próbujące zmyć Jeffa z planszy i — co najciekawsze — więcej Lucy, tym razem w roli dyktatora. Będzie się działo.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj