Głównym bohaterem filmu Święta rządzą! jest Eddie Garrick (Ludacris) – przed laty mały chłopiec, dziś dorosły mężczyzna, który jest narratorem opowieści. Gdy Eddie miał kilka lat, z całej siły wierzył w Świętego Mikołaja i w to, że w Gwiazdkę wszystkie marzenia się spełniają, a problemy rodzinne w magiczny sposób znikają. Niestety, rzeczywistość okazała się zupełnie inna, niż sobie to wyobrażał – po jednym z traumatycznych świątecznych wieczorów czar tradycji definitywnie dla niego prysnął. Dziś, już jako dorosły mężczyzna i rodzic, Eddie z niesmakiem spogląda na bożonarodzeniowy blichtr i niechętnie celebruje Gwiazdkę. Wszystko jednak zmienia się, gdy w Wigilię na jego drodze staje dziwny mężczyzna w przebraniu (Lil Rel Howery). Twierdzi on bowiem, że jest… Świętym Mikołajem we własnej osobie. Film bazuje na prostym motywie, jakim jest przekonanie sceptyka do tego, że magia świąt jednak istnieje – konfrontacja Świętego Mikołaja ze zgorzkniałym i niewierzącym w niego Eddiem generuje szereg „zabawnych” scen i stanowi główny motor napędowy filmu. To wokół tego motywu toczy się akcja, co przebiega dość gładko i wartko – przygoda Eddiego i Nicka (takim bowiem imieniem posługuje się Mikołaj) ma całkiem dobre tempo, a w związku z tym na ekranie cały czas coś się dzieje. I choć wydarzenia postępują szybko, towarzyszy im też duża przewidywalność – nawet nie trzeba się szczególnie wysilać, by domyślić się, w jakim kierunku to wszystko zmierza. Fabuła nie zaskakuje niczym, co daje raczej średnią satysfakcję z seansu. Choć głównemu bohaterowi w większości scen towarzyszy jego kilkuletnia córka, trudno byłoby mi nazwać ten film produkcją dla dzieci – humor nie jest tu szczególnie uniwersalny, a morał nie jest zbyt czytelny. Przez cały czas obserwujemy raczej wymiany słowne dwóch dorosłych osób, od czasu do czasu podszyte jakimś podtekstem czy sarkazmem, którego młodsi widzowie mogą nie wyłapać. Z kolei jak na kino dla dorosłych całość wydaje się zbyt infantylna i naiwna, a także mało śmieszna, co wywołuje szybkie znużenie seansem. Nie jest dla mnie jasne, w jaką grupę docelową próbowali trafić twórcy, przez co finalnie jest trochę nijaki. Nie ma w nim szczerego humoru ani magii. Ba – nie ma w nim nawet postaci, z którymi w jakikolwiek sposób można byłoby się utożsamić. Poza ogólnym zarysem charakterów, Eddie, jego córka i Nick są zupełnie bezosobowi, pozbawieni charyzmy i motywacji, a ich przygody nie są w stanie należycie zaangażować. Starsi widzowie będą się na tym nudzić. Co gorsza, obawiam się, że dzieci też. Z punktu widzenia samej realizacji doskonale widać, że w tę gwiazdkową opowieść władowano dużo pieniędzy – scenografia aż się błyszczy, na ekranie jest mnóstwo świątecznych rekwizytów, a bohaterowie noszą piękne i pełne detali stroje. Twórcy bardzo starali się zbudować magiczną atmosferę – szkoda jednak, że tylko za pomocą przedmiotów, a nie samej fabuły czy emocji. W efekcie całość wygląda raczej jak bogato zdobiona wydmuszka, w której pod warstwą dekoracji tak naprawdę nie kryje się nic godnego uwagi. Święta rządzą! to raczej propozycja na jeden seans – z braku laku można obejrzeć, natomiast nie ma co spodziewać się emocji, jakie wywoływały (i wciąż wywołują!) inne klasyczne filmy świąteczne. Choć scenariusz uwzględnia magiczną przemianę wewnętrzną głównego bohatera (a więc typowy motyw w kinie świątecznym), proces ten nie generuje w zasadzie żadnych emocji ani nie budzi ciepła w sercu. Produkcja nie wyróżnia się niczym oryginalnym – wprowadza płaskich, jednowymiarowych bohaterów i bazuje na oklepanych motywach, których nawet nie potrafi umiejętnie wykorzystać w narracji. Niestety, ale do nieśmiertelnych gwiazdkowych hitów komediowych sprzed lat nie ma to nawet startu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj