Gdy dostaję do recenzji grę, na którą czekałem z wypiekami na twarzy godnymi Bartoliniego Bartłomieja herbu Zielona Pietruszka i którą jarałem się jak Rzym za Nerona, most Łazienkowski i flota Stannisa razem wzięte – emocje sięgają zenitu! Ręce drżą, w ustach sucho. Podniecenie wypełnia każdą komórkę ciała. Odpalam sprzęt, na ekranie pojawia się intro, menu główne, a ja już wiem, że przez najbliższe godziny będę się świetnie bawił. A teraz uwaga… Sword Art Online Last Recollection dokładnie taką grą NIE jest.  Deweloperzy z Aqurii, japońskiego studia, w przeszłości zaserwowali nam gry, takie jak Sword Art Online: Infinity Moment, Sword Art Online: Hollow Fragment czy też Sword Art Online: Hollow Realization, które bazowały na znanej i popularnej serii light noveli. Tym razem jednak zdecydowali się odejść od wiernej adaptacji. Zamiast tego gra opowiada oryginalną historię opartą na wydarzeniach z trzeciego sezonu anime (Sword Art Online: Alicization – War of Underworld) i oferuje jej alternatywne zakończenie. W świecie Underworld istnieją dwa walczące ze sobą terytoria. Pierwszym z nich jest królestwo ludzi, do którego należy główny bohater serii – Kirito. Drugim natomiast jest Mroczne Terytorium (Dark Territory), z którym toczy się wojna. Jest ono zamieszkane przez różnego rodzaju stwory i potwory, takie jak orki, ogry, giganci, gobliny itp. Chcą one zawłaszczyć regiony ludzi w celu zdobycia nowych terenów na swoje siedliska. Nie wszyscy jednak chcą wojny. Wraz z pojawieniem się tajemniczej Dorothy, rycerza jednej z frakcji w Mrocznym Terytorium, wszystko zaczyna się zmieniać. Dziewczyna zaprasza grupę ludzi do swojego kraju w celu wypracowania pokoju i zaprzestania działań wojennych. Kirito z przyjaciółmi decyduje się na trudną i niebezpieczną podróż. Last Recollection oferuje graczom, a szczególnie fanom i innym osobom zaznajomionym z oryginalną historią, świeże spojrzenie na dobrze już znaną opowieść. Jednak fabuła sama w sobie jest po prostu miałka, źle napisana i przewidywalna – często aż do bólu! Do tego sam tytuł nie jest w mojej opinii dobrą grą do rozpoczęcia przygody ze światem SAO, gdyż mnogość postaci (grywalnych jest kilkadziesiąt z nich) – znanych z poprzednich części gier, anime czy książek – po prostu przytłacza. Przykład: Kirito prowadzi z kimś rozmowę. Znam poprzednie części gry i seriale, więc wiem, dlaczego dana postać zachowuje się tak, a nie inaczej. Bez tej wiedzy gracz dużo traci, bo twórcy nie tłumaczą wszystkich zawiłości z przeszłości.  Cieszy mnie większa rozbudowa charakterów znanych antagonistów. Nie wypadają oni już tak blado, jak w serialu. Martwi mnie natomiast zmarnowany potencjał i pewien brak logiki. Weźmy pod uwagę postać Alice, dziewczyny Kirito. Niby jest ona cały czas ważnym celem dla złoczyńców, ale prawie nie odgrywa żadnej roli w grze. Wrogowie równie dobrze mogliby chcieć zdobyć pochodnię z piwnicy w zamku. Podejrzewam, że gracz od tej pochodni dostałby więcej wypieków na twarzy. Poza wątkiem głównym (który w pewnym momencie zrobił się tak nudny i rozwleczony, że tylko sumienie recenzenta nie pozwalało mi przeskakiwać dialogów) mamy również całkiem sporo misji pobocznych. Jednakże większość z nich to tzw. "fedexy": przynieś, podaj, zabij, pozamiataj. Zero finezji w tej smutnej jak… No sami rozumiecie. 

Fabuła

5 /10

Od czasu, kiedy pierwsza gra z serii SAO zagościła w czytnikach konsol, minęło już dziesięć lat. Wydawałoby się, że mechaniki zostaną zmienione i rozbudowane, by mogły podążać z duchem nowoczesności. Zapomnijcie o tym. Mamy do czynienia z powrotem do przeszłości. Śmiem nawet napisać, że cofnąłem się do czasów PS3, a może i PSP (czyli do pierwszej gry z serii). Spotkałem się nawet z opinią, że gra z Playstation Portable była bardziej rozbudowana niż obecny tytuł. Wspomniałem wcześniej, że w grze mamy do dyspozycji kilkadziesiąt postaci, które możemy włączyć do czteroosobowej drużyny. Należą do różnych klas, używają odmiennego uzbrojenia, więc powinno być dużo urozmaicenia, prawda? Nic z tych rzeczy. Owszem, inne uzbrojenie oznacza, że osoba posługująca się łukiem będzie ranić z większej odległości niż taka, która posługuje się sztyletem. Jednak z moich doświadczeń wynika, iż większością z nich gra się bardzo podobnie. Na raz sterujemy jedną postacią, a za resztę odpowiada AI. Możemy wydawać naszym podopiecznym polecenia, jednak tylko te cztery, które wcześniej sobie ustawiliśmy. Dodatkowe opcje odblokowujemy, gdy znajdziemy je na mapie świata. Co ciekawe, przez całą grę w ogóle z tego nie korzystałem, bo też nie było po co. Jedynie co jakiś czas odpalałem ustawiony domyślnie „kafelek” odpowiedzialny za leczenie.
fot. Bandai Namco
Walki, szczególnie te ze zwykłymi przeciwnikami na mapie, robią się nudne już po parunastu starciach. Jak to się mówi: jeśli widziałeś jedną, widziałeś wszystkie. Wrogowie są do tego źle zbalansowani. Zwykli przeciwnicy są zbyt łatwi, a ci mocniejsi i bossowie są… łatwi, ale to prawdziwe gąbki na obrażenia – walki z nimi trwają długo jedynie dlatego, że mają dużo punktów zdrowia. Co więcej, całą grę przeszedłem (łącznie z końcowymi bossami), klepiąc w jeden przycisk (atak podstawowy) i tylko od czasu do czasu odpalając leczenie. Żeby nie było, że coś pomijam – gra oczywiście oferuje różnego rodzaju możliwe kombinacje czy łączenia ataków, ale w rzeczywistości w ogóle się z tego nie korzysta. Za pokonywanie wrogów itp. gra nagradza (poza doświadczeniem) punktami umiejętności SP (skill point). Drzewko rozwoju dla każdej z broni (a jest ich kilkanaście) jest rozbudowane. Jednakże w praktyce bardzo szybko odblokowuje się te umiejętności, które są przydatne dla wybranej przez nas broni i przez większość czasu gry w ogóle tutaj nie zaglądamy. Skończyłem grę, mając do dyspozycji kilkaset SP, których nie wydałem, bo nie miałem potrzeby. Sam fakt, że gra nie zmusza nas do kombinowania, stosowania bardziej skomplikowanych taktyk czy wykorzystywania możliwości mechaniki, już o czymś świadczy.

Rozgrywka

5 /10

Najładniejszy graficznie element gry ujrzycie… na samym początku. Intro wyprodukowane jest przez giganta animacji, czyli japońskie studio A-1 Pictures, odpowiedzialne zs anime Kuroshitsuji, Fairy Tail czy właśnie Sword Art Online. Później jest już tylko gorzej. Tytuł stoi w rozkroku między generacją poprzednią i obecną, ale… to nie świadczy o poziomie wykonania, który jest w mojej opinii na poziomie PS3. Ba, śmiem nawet napisać, że widziałem lepiej wyglądające tytuły na PlayStation 3. Mam wrażenie, że silnik graficzny w tej serii nie jest ulepszany od czasów PSP i to niestety widać. Poziomy są mało atrakcyjne i pozbawione detali. Często również się powtarzają. Wydajność gry pozostawia wiele do życzenia. Podczas mojej kampanii kilkukrotnie zdarzały mi się niewielkie, ale jednak chrupnięcia animacji czy błędy tekstur.
fot. Bandai Namco
+2 więcej
Na plus natomiast wypada ścieżka dźwiękowa i oryginalne japońskie głosy. Dzięki temu starzy wyjadacze poczują się jak w domu, a nowi gracze zapoznają się z wokalami znanymi z poprzednich tytułów czy serii anime.

Oprawa audiowizualna

6 /10

Ocena końcowa

5/10


Fabuła

5/10

Rozgrywka

5/10

Oprawa audiowizualna

6/10
Jeśli jesteś fanem tej serii, znasz serial i postacie, a całość do tej pory ci nie przeszkadzała, możesz dodać do końcowej oceny jedno lub dwa oczka. Uważam jednak, że gra – która stanowi kontynuację poprzedniczek pod względem występujących w niej postaci, a także często odwołuje się do historii w nich zawartych, ale nic na ten temat nie wspomina – absolutnie nie nadaje się dla nowego gracza. Ukończyłem SAO: Last Recollection w niecałe 60 h. Chciałbym, żeby ktoś zwrócił mi ten czas. Sam główny wątek fabularny można łyknąć w 20–25 h, ja jednak lizałem ściany, robiłem misje poboczne, odkrywałem świat, cały czas mając nadzieję, że coś mnie nagle zaskoczy czy porwie. I się nie doczekałem. Dla mnie ta część Sword Art Online jest strasznie przestarzała, żeby nie powiedzieć czerstwa (jak bułka po długim leżeniu!). Najlepszym rozwiązaniem byłoby przekazanie tego tytułu zupełnie innemu deweloperowi, który miałby świeże spojrzenie na uniwersum. Może tchnąłby nowe życie w to skostniałe ciało. Dopóki kolejne części będzie produkował ten sam zespół, nie wróżę sukcesu następnym grom. A można pójść drogą na przykład serii Tales. Czego sobie i Państwu życzę! PLUSY: + odświeżenie fabuły znanej z serialu; + dużo postaci (dla fanów); + oprawa dźwiękowa i głosy; + poprawieni antagoniści z serialu. MINUSY: - dużo postaci, które niczym się nie różnią; - archaiczne mechaniki i system walki; - skalowanie wrogów; - mało angażująca fabuła i zadania poboczne; - przestarzała grafika; - słaba technicznie; - zmarnowany potencjał. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj