Swank, Berry, Pfeiffer, Biel, Bon Jovi, De Niro, Kutcher i stado innych, mniejszych lub większych sław, spotkało się na planie "Sylwestra w Nowym Jorku" w reżyserii Garry'ego Marshalla. Ich liczba naprawdę jest imponująca, jednak zamiast zachęcać - odstrasza. Rzeczą niemożliwą jest znalezienie czasu ekranowego dla każdej gwiazdy, chyba że większość z nich będzie robiła jako tło. Tak oczywiście nie jest i obserwujemy całą zgraję bohaterów, nie dowiadując się o nich praktycznie niczego. Wyzwaniem jest nawet zapamiętanie imienia którejś z postaci...
[image-browser playlist="606137" suggest=""]©2011 Warner Bros. Pictures
Fabuła skupia się na przygotowaniach do świętowania nadejścia Nowego Roku, które to u prawie każdego bohatera wygląda zupełnie inaczej. Michele Pfeiffer (a raczej grana przez nią bohaterka, ale jak mówiłem - nie sposób spamiętać tych wszystkich imion) rzuca pracę i przed północą zamierza wykonać listę rzeczy, które od zawsze chciała zrobić, ale nie miała odwagi. Hilary Swank jest odpowiedzialna za słynną spadającą kulę na Times Square, mającą pechowo akurat awarię tuż przed Nowym Rokiem. Jon Bon Jovi przyjeżdża do miasta, które nigdy nie śpi oficjalnie, by dać koncert, ale tak naprawdę chce odzyskać Katherine Heigl, po tym jak wcześniej ją porzucił, bo nie był gotowy na prawdziwy związek. Ashton Kutcher jest rysownikiem, nie mającym właściwie celu życia, a przynajmniej aż do czasu, gdy zupełnym przypadkiem spotyka Lea Michele. Ona zaś pragnie wyjechać w trasę koncertową z Bon Jovim… i tak dalej, i tak dalej. Przewija się tu cała masa ludzi i historii, przy czym co kolejna, tym bardziej błaha od poprzedniej.
Ten zupełnie jednowymiarowy, płaski scenariusz ratują jedynie znane twarzy, których właśnie tutaj nie brakuje. Choć nikt tutaj nie daje oscarowego popisu, to trudno jakąś kreację zaliczyć do nieudanych. Broni się nawet - o dziwo - Zac Efron, wcielając się w rolę pomocnika Pfeiffer i dając popis swoich tanecznych umiejętności w trakcie napisów końcowych. Nie sposób także nie śmiać się z postaci granej przez Sofię Vergarę, która to choć zagrała prawię tę samą bohaterkę co we Współczesnej rodzinie, znów błyszczała na ekranie.
[image-browser playlist="606138" suggest=""]©2011 Warner Bros. Pictures
Prawie dwie godziny spędzone na seansie nie będą należały do jakichś szczególnych tortur, ale gdyby emitowano go w telewizji, pewnie widzowie odeszliby przy pierwszej przerwie reklamowej. Film jest zabawny, łatwy w odbiorze, ale przy tym wtórny i nie angażujący - tak jak dziesiątki innych hollywoodzkich produkcji.
Ocena: 5/10