Pod względem emocjonalnym czternastego odcinka przebić się nie udało (i zapewne już nie uda, bo trudno stworzyć coś lepszego od ideału), ale i tak niejeden widz zapewne łzę uroni. "Granite State" jest nieco spokojniejsze, mniej intensywne, lecz i tak potrafi sponiewierać. Oglądając ostatnie epizody aż się człowiekowi smutno robi, że ta genialna produkcja dobiega końca. Z drugiej strony - serce się raduje na myśl, w jak pięknym stylu Breaking Bad schodzi ze sceny (a w zasadzie z ekranu telewizora). Takiego zakończenia pozazdrościć może niejeden serial. Podczas gdy Dexter, jak i wiele innych pozycji, się stoczyło, dzieło Vince'a Gilligana kroczy dumnie z podniesionym czołem w glorii i chwale.
Dołujący to odcinek, który pokazuje, że wszystko to, na co Walt tak ciężko pracował, okazało się nic niewarte. Cóż komu po milionach, skoro nie można za nie kupić zdrowia ani rodziny? Nawet za towarzystwo drugiej osoby trzeba słono zapłacić. Pieniądze - tylko one zostały niegdysiejszemu Heisenbergowi, lecz bynajmniej szczęścia mu nie przyniosą. White został sam jak palec, na ośnieżonym pustkowiu, gdzie musi ukrywać się po tym, jak specjalista od zmiany tożsamości potajemnie przemycił go poza granice stanu. Wcześniej miał władzę i dyrygował innymi, lecz teraz przeszła ona na nowotwór, który rządzi nim, co dobitnie pokazuje scena z Saulem. Jeszcze do niedawna potężny gangster, a obecnie starszy schorowany człowiek, który zamienił w piekło życie najbliższych mu osób.
Chociaż jak się tak nad tym bardziej zastanowić, to wszystko jest jedynie następstwem nieprzemyślanych decyzji Pinkmana, który teraz bardzo za to pokutuje. Trudno go jednak potępiać, w końcu pod względem psychicznym był jednostką dużo słabszą od Walta i nie radził sobie z brzemieniem popełnionych wcześniej uczynków. Przykro patrzeć na to, co go spotkało. Jego wątek dobrze zresztą obrazuje beznadziejność sytuacji głównych bohaterów. Każde działanie będzie złe, właściwa droga nie istnieje, bo pewnych rzeczy nie da się już odkręcić. Ogromny plus dla twórców za motyw ucieczki, a w szczególności jej skutki. Mocarna scena, po której zaczynamy współczuć Jessemu. Okazuje się, że bywają rzeczy gorsze od śmierci.
[video-browser playlist="635025" suggest=""]
Aż chciałoby się rzec, iż na imię im Lydia i Todd. To, że chłopak jest wyrachowanym zimnym draniem, nie jest tajemnicą, ale już prawdziwe oblicze brunetki zaskakuje. Zawsze sprawiająca wrażenie wystraszonej myszki, kobieta okazuje się być pozbawiona jakichkolwiek skrupułów. Nawet sam Todd wypadł przy niej jak niewiniątko, które postraszyć, owszem, postraszy, ale do zabijania aż tak się nie garnie. Lydia natomiast nie pozostawiła złudzeń - Skyler ma się przeprowadzić... na tamten świat. I tak też się pewnie stanie, w końcu chłopak dla swojej pani zrobi wszystko. Dlatego właśnie uważam, że finał będzie nad wyraz gorzki. Walt straci każdego, na kim mu zależy, a zarabiane przez niego w pocie czoła miliony zdadzą się psu na budę. Zresztą Flynn już mu dobitnie dał do zrozumienia, gdzie może sobie wetknąć swoje dolary. Pozostała jedynie zemsta, która pozwoli mu zachować resztki szacunku do samego siebie.
Wcześniej nie brakowało wesołych, humorystycznych akcentów, przez które często zapominaliśmy, z jak dojrzałą produkcją mamy do czynienia. W drugiej połowie piątego sezonu uległo to zmianie, a z każdym kolejnym tygodniem serial stawał się coraz bardziej poważny, ponury i dołujący. Jeżeli do tej pory ktoś się jeszcze wahał w kwestii przynależności gatunkowej Breaking Bad, to obecnie nie powinien mieć najmniejszych wątpliwości - jest to stuprocentowy dramat.
Choćbym chciał, nie potrafię znaleźć słabego punktu "Granite State", w którym znalazło się miejsce nawet na pełny przewodni motyw muzyczny. Ostatnie odcinki to po prostu majstersztyk, pokazujący geniusz twórców i rozsądek samej stacji, która dała im swobodę i nie naciskała na dalsze, niepotrzebne sezony. Vince Gilligan wraz z resztą ekipy mieli historię, którą doskonale rozplanowali na pięć serii bez zbędnego przeciągania. Breaking Bad to wzorowy przykład tego, jak powinno się kręcić zamknięte opowieści, które przez cały czas trwania serialu potrafią utrzymać wysoki poziom. Piętnasty odcinek to emocjonujący przedsmak tego, co czeka nas w finale, bez wątpienia będącym takim strzałem między oczy, który powali nas na ziemię i już nie pozwoli wstać.