Lubię, gdy seriale pokroju Hawaii Five-0 w tak humorystyczny sposób nawiązują do jakichś horrorowych schematów. Początek z Bergmanem i jego przewidywaniem apokalipsy zombie szczególnie zasługuje na uznanie. Choć sam odcinek nie próbuje zahaczyć o science fiction, twórcom udaje się umiejętnie wziąć te schematy i je wkomponować w proceduralną historię sprawy. Mieszanka eksperymentów szalonego profesora z nutką nawiązań do stereotypów zombie wygląda przyzwoicie i potrafi zapewnić odpowiednią dawkę humoru oraz wrażeń. Jedynym mankamentem wydaje się trochę banalny cel doktora.
W rozmowie Steve'a z Catherine zaskoczył mnie brak domyślności bohatera. Każe jej znaleźć sobie zajęcie, więc moją pierwszą reakcją jest jedna myśl - dlaczego nie zaproponuje jej współpracy z 5.0? Mało to korzystał z jej pomocy? Zwłaszcza że koniec końców Catherine sama do tego doprowadza, pomagając Chinowi w sprawie Yakuzy. Jej udział w akcji może się podobać, bo w końcu widzimy bohaterkę w aktywniejszej roli. Scenarzyści zasugerowali nam tutaj jedynie początek kolejnego etapu wątku i robią to w sposób co najmniej niezły, obiecując więcej wrażeń w przyszłości.
[video-browser playlist="634091" suggest=""]
Twórcom udaje się stworzyć niezły klimat odcinka, który idealnie wpisuje się w Halloween. Co najważniejsze - tę atmosferę grozy dobrze wiążą z luźną koncepcją Hawaii Five-0, dzięki czemu ogląda się to z niemałą przyjemnością. Szkoda jedynie, że skupili się na zabawie konwencją, a zbyt mało w tym wszystkim motywu przewodniego. Po raz kolejny główny wątek sezonu jest gdzieś w tle i jak dla mnie staje się to wadą początku tej serii, gdyż potrzebna jest w nim większa równowaga.
Hawaii Five-0 daje nam niezły odcinek, który świetnie bawi się konceptem halloweenowego epizodu, proponując rozrywkę na niezłym poziomie.