Na taki pomysł bowiem wpadli Nick, Dale i Kurt, bohaterowie "Szefów wrogów". Oni - tak jak i my (mam nadzieję, że naczelny nie czyta właśnie tej recenzji) - mają ciężkie życie w pracy. Nick jest zatrudniony w wielkiej korporacji, a jego przełożony uwielbia znęcać się psychicznie nad swoimi podwładnymi. Wyżywa się nawet za najmniejsze spóźnienia, kłamliwie obiecuje awans w zamian za pracę dzień i noc. Dale ma trochę łatwiej - choć tylko z perspektywy widza - jako asystent dentysty musi ciągle znosić napastowanie seksualne ze strony szefowej. Atrakcyjnej szefowej. Szalenie atrakcyjnej. Niewiarygodnie szalenie. Poważnie, nie wiem, co Jennifer Aniston robi, żeby tak wyglądać, ale powinna to opatentować. A potem sprzedać wszystkim innym kobietom na kuli ziemskiej. Albo oddać za darmo.
Punktem zwrotnym w życiu trójki głównych bohaterów jest śmierć szefa Kurta. Jego nowym przełożonym zostaje syn dotychczasowego prezesa, który do swojej pracy ma "odrobinę" inne podejście niż ojciec. I tak przyjaciele zaczynają knuć plan, by ulżyć trochę sobie i światu, pozbywając się swoich szefów.
[image-browser playlist="608905" suggest=""]fot. ©2011 Warner Bros Ent.
Fabuła wydaje się kuriozalna i mało wiarygodna, ale podczas seansu to zdecydowanie nie przeszkadza. Ta spora dawka absurdu podana jest w strawnej formie, głównie dzięki niesamowitym kreacjom aktorskim. Już sami szefowie to nazwiska, których nie trzeba dodatkowo przedstawiać - Jennifer Aniston, Colin Farrell i Kevin Spacey. Aniston wypada tutaj szczególnie udanie, bo nie tylko dobrze gra, ale też swoim występem zupełnie widza zaskakuje. Poza czasami skąpym odzieniem pokazuje też swój talent komediowy, którego brakowało podczas jej ról w pseudokomediach romantycznych, a którym tak błyszczała, grając kilka lat temu w Przyjaciołach. Spacey i Farrell bardzo jej nie ustępują, świetnie wcielając się w role ekscentrycznych i nieznośnych szefów.
Odrobinę "mniejsze" nazwiska zagrały trójkę głównych bohaterów, ale wypadły co najmniej równie dobrze. Jason Sudeikis to już weteran w kwestii rozśmieszania - co tydzień serwuje nam nowe absurdalne skecze w "Saturday Night Live". Objawieniem jednak dla mnie jest osoba Charliego Daya, który z - nie ukrywajmy - szablonowej postaci, tworzy wyjątkowego, bawiącego do łez bohatera. Razem z Jasonem Batemanem, ta dwójka aktorów sprawia, że mimo iż cała historia dotyczy planowanego potrójnego zabójstwa z twarzy nie schodzi nam uśmiech.
[image-browser playlist="608906" suggest=""]fot. ©2011 Warner Bros Ent.
"Szefowie wrogowie" spełniają właśnie to zadanie znakomicie - po prostu śmieszą. Jasne, czasami dosadnym, wulgarnym dowcipem, który można uznać za poniżej pewnego poziomu, ale dzięki błyskotliwym występom aktorów, scenarzystom i reżyserowi uchodzą te zagrania na sucho. I choć twórcy momentami nawet nie próbowali być oryginalni, ich kawały zdawały się być znane nam już z innych produkcji, udało im się stworzyć jedną z najlepszych komedii filmowych tego lata.