Marcus to społeczny wyrzutek. Po śmierci rodziców stracił sens życia i błąka się po ulicach bez dachu nad głową, jedząc ze śmietnika i śpiąc wśród bezdomnych. Koniec jego egzystencji wydaje się zbliżać bardzo szybko, jednak wtedy na jego drodze pojawia się Mistrz Lin i grupa adeptów sztuki zadawania śmierci. Mężczyzna chce wykorzystać mordercze skłonności Marcusa i sprawić, by stał się doskonale wyszkolonym zabójcą, który będzie mógł ukierunkować swój gniew przeciwko swoim wrogom. Tak chłopak trafia do tytułowego przybytku, czyli Hogwartu dla przyszłych morderców. Oczywiście jak to zwykle bywa, pierwszy epizod ma za zadanie przybliżyć  głównych bohaterów i zawiązać intrygę. Widać pewien potencjał w produkcji, w której palce maczali bracia Russo. Jest tutaj nieskrępowana, czysta energia, paleta barwnych postaci i sama, interesująca koncepcja opowieści. Nie czytałem komiksowego oryginału, ale pomysł wymieszania młodzieżowej, licealnej historii inicjacyjnej z zabójczym elementem naprawdę mi pasuje. Świat przedstawiony w pierwszym odcinku ma sporo do zaoferowania, jest pełen ciekawych rozwiązań fabularnych, które z lepszym lub gorszym skutkiem są wprowadzane na ekranie. Jednak koniec końców opowieść ta, mimo przedziwnego charakteru, nie rozłazi się w posadach i narracyjnie stoi na stabilnych fundamentach. Zdecydowanie na plus jest tutaj główny bohater, który ma w sobie to cwaniactwo i tajemnicę, dzięki czemu potrafi on zaabsorbować widza swoimi poczynaniami w historii. Na uwagę zasługuje również świetny Benedict Wong w roli Lina, który bardzo dobrze operuje grozą swojej postaci z pewną groteskowością w niej zawartą. Twórcy w pierwszym epizodzie dają nam wgląd w świat, który pełen jest bardziej lub mniej interesujących postaci, dokonując swoistej wiwisekcji pewnych stereotypów. Mamy zatem czarnoskórego gangstera słuchającego rapu, reprezentantkę Yakuzy, posługującą się kataną czy latynoskiego członka kartelu. To barwne tło społeczne nie zawsze się sprawdza, jednak stanowi niezłą kontrę dla głównego bohatera. Saya grana przez Lanę Condor to ciekawa postać, która ma pewien potencjał, ale jeszcze nie miała okazji go zaprezentować w pełni. Billy sprawdza się bardzo dobrze na ekranie, jako trochę szalony skrzydłowy głównego bohatera. Willie również jest całkiem ciekawą, złożoną postacią z rozterkami dotyczącymi swojego gangsterskiego dziedzictwa. Aktorzy dobrze bawią się stereotypami, w które ich wsadzono i w większości przypadków wychodzą z tych przerysowanych kreacji obronną ręką. Wyjątek stanowią Maria i Chico. W ich wypadku to przejaskrawienie bohaterów poszło w złą stronę i przez to ich poczynania są ciężkie w odbiorze. Russo postanowili przekazać widzom świat zabójców poprzez sporą dawkę czarnego humoru wymieszanego z groteską i odrobiną dramatu. Wychodzi to raz lepiej, raz gorzej, ponieważ czasem zaburzone zostają proporcje tych elementów. To sprawia, że niektóre aspekty, które miały być w zamiarze mniej poważne, nabierają jakiegoś wymuszonego patosu, z kolei te dramatyczne kwestie stają się niezamierzenie śmieszne. Dzieje się tak choćby w przypadku konfliktu Marcusa i Chico, który w dalszej części odcinka jest grubymi nićmi szyty i staje się jednym z najsłabszych elementów epizodu. To prowadzi do innego problemu, czyli wiarygodności pewnych relacji budowanych na ekranie. W przypadku więzi Marcusa z Sayą i Billym można uwierzyć w ich dziwny charakter stanowiący specyficzny rodzaj symbiozy. Jednak już relacja głównego bohatera z Marią lub z Mistrzem Linem nie stanowi w tym momencie o sile tego serialu. Pewnie rozwiną się one w kolejnych odcinkach, jednak na ten moment zapisuje je na minus. Deadly Class w swoim premierowym odcinku ukazuje ciekawy świat przedstawiony i paletę barwnych postaci, z pewnymi wyjątkami. Nie obywa się przy tym bez błędów, choćby w budowaniu niektórych relacji czy operowania językiem groteski, ale koniec końców nie przeszkadza to w odbiorze.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj