Długo przyszło nam czekać na kolejną odsłonę przygód Sly'a Coopera. Studio Sucker Punch, twórcy marki, po wydaniu trzeciej części całą swoją uwagę skupili na serii "inFamous", a szop i jego banda poszli w odstawkę. Dopiero za sprawą młodego kalifornijskiego studia o nazwie Sanzaru Games, złodziejaszek powrócił do łask. Stworzyli oni bowiem prototypowy silnik, na którym miałby hulać odświeżony i wydany już na PlayStation 3 Sly. Włodarzom Sony tak bardzo przypadła do gustu koncepcja programistów z Sanzaru, że postanowili powierzyć im pracę nad konwersją do HD trzech pierwszych części. Kiedy studio po raz kolejny odniosło sukces, "Sly Cooper: Złodzieje w czasie" dostali zielone światło. Jak nietrudno się domyślić, Kalifornijczycy i tym razem nie zawiedli.

Fabuła rozpoczyna się w miejscu, w którym zakończyło się "Honor Among Thieves". Sly udaje amnezję i powstrzymuje się od kradzieży, aby móc spotykać się z Carmelitą Fox. Sielanka nie trwa jednak zbyt długo, gdyż zapisane dotąd strony Kradziejusa Szopusa - księgi skrywającej tajemnice rodu Cooperów - zaczynają stawać się puste. Ktoś próbuje wymazać przodków, a w konsekwencji i samego Sly'a z kart historii. Szczęśliwym zrządzeniem losu, Bentley właśnie kończy konstruować swój wehikuł czasu, więc cała ekipa w celu odnalezienia sprawcy tego zamieszania przenosi się w przeszłość.

Pomysł z osadzeniem akcji w różnych okresach czasowych to strzał w dziesiątkę. Nie tylko pozwolił on na wprowadzenie do gry bardzo odmiennych pod względem stylistyki poziomów, ale również, za sprawą wehikułu, umożliwił swobodne przemieszczanie się pomiędzy odblokowanymi już epokami. Dzięki temu w pierwszej kolejności i bez jakiegokolwiek ryzyka można skupić się na misjach, a dopiero później zająć zbieractwem. A jest co zbierać, bo w każdej z epok czeka na gracza 30 butelek ze wskazówkami, jak otworzyć sejf, 11 masek oraz 12 skarbów, które należy zanieść do kryjówki w określonym czasie. Nie we wszystkie miejsca zdołamy się jednak dostać od razu. Niekiedy potrzebne będą specjalne umiejętności oferowane przez któryś z pięciu strojów, na jakie natkniemy się podczas naszej przygody. W feudalnej Japonii będzie to odporna na ogień zbroja samuraja, zaś w czasach Dzikiego Zachodu więzienny uniform pozwalający za pomocą stalowej kuli przesuwać cięższe obiekty. Jeśli marzy nam się ukończenie gry w stu procentach, to powrót do odwiedzonych wcześniej lokacji stanie się nieunikniony.

[image-browser playlist="593000" suggest=""]
©2013 Sanzaru Games

Ciekawie rozwiązano kwestię samych poziomów. Każda z pięciu epok cechuje się na wpół otwartym światem. Oznacza to tyle, że gracz dostaje do eksploracji całkiem sporą miejscówkę, na której pełno jest przeciwników, różnego rodzaju znajdziek oraz poukrywanych tu i ówdzie sekretnych lokacji. Teren przemierzać możemy jednym z trzech podstawowych bohaterów, czyli zwinnym Sly'em, osiłkiem Murrayem lub polegającym na potędze intelektu Bentleyem. Z czasem dochodzą jeszcze postacie dodatkowe, jak chociażby Carmelita Fox czy przodkowie Coopera. Nie każdy z naszych podopiecznych oferuje jednak w danej chwili misję. A te z kolei w większości odbywają się poza głównym obszarem. Kiedy dojdziemy do zaznaczonego na mapie punktu, gra przenosi nas do miejsc, które normalnie są dla nas zamknięte. Jak widać, teren naszych działań jest całkiem rozległy.

Można zachwycać się sporym wachlarzem bohaterów i niemałymi krainami, czekającymi na zwiedzenie, ale największą zaletą "Sly Cooper: Złodzieje w czasie" jest tak naprawdę zróżnicowanie rozgrywki. W jednej chwili po cichutku przemykamy za plecami przeciwników naszym szopem, za moment rzucamy w nich beczkami, jako Murray, by na koniec zhackować Bentleyem zabezpieczenia. Sam hacking to nic innego jak zestaw bardzo fajnych mini-gier. Dla przykładu, przy pomocy sensora ruchu należy w odpowiednim czasie przeprowadzić iskrę na koniec obwodu, innym razem zaś - wzorem klasycznych horyzontalnych shooterów - prujemy do wszystkiego, co się rusza, z bossem czającym się na końcu poziomu włącznie. Wśród licznych atrakcji znaleźć można również kierowanie zdalnie sterowanym samochodzikiem, turniej strzelecki, czy grindowanie po torach kolejowych. Jakby tego było mało, w kryjówce, skąd podejmujemy wszelkie decyzje zakupić możemy multum dodatkowych umiejętności, pograć z Bentleyem w ping-ponga lub bić rekordy na jednym z 6 automatów. Gra zaskakuje czymś nowym dosłownie na każdym kroku, praktycznie nie popadając w schematy, więc o jakiejkolwiek nudzie nie może być mowy. Różnorodność tego, co oferuje produkt Sanzaru Games wręcz powala i zwyczajnie nie sposób wszystkiego opisać.

Oprócz przeciwników szeregowych, którzy nie stanowią żadnego wyzwania, a okradanie ich z pieniędzy i różnych skarbów to bułka z masłem, przyjdzie nam się także zmierzyć z bossami, którzy już tacy prości nie są. W tym aspekcie gra bardzo przypomina chociażby serię "Crash Bandicoot", gdzie wpierw unikamy długiej sekwencji ataków, by później, gdy już nasz dręczyciel się zmęczy, zabrać mu trochę zdrowia i tak kilka razy. Jest to bardzo przyjemne rozwiązanie, powracające do korzeni gatunku trójwymiarowych platformerów.

[image-browser playlist="593001" suggest=""]
©2013 Sanzaru Games

Wizualnie najnowszy Sly prezentuje się ślicznie i korzysta z techniki cel-shading, której z niewiadomych przyczyn używa się w ostatnim czasie coraz rzadziej, a przecież nadaje ona grom niepowtarzalnego uroku. Całość wygląda jak interaktywna kreskówka i jest niesamowicie przyjemna dla oczu. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że to jedna z ładniejszych gier na obecną generację konsol - animacje, efekty świetlne, nasycenie barw, wszystko jest dopieszczone. Nieco gorzej wypada muzyka, która choć odpowiednio dopasowana do danego okresu, nie zapisuje się jakoś szczególnie w pamięci, zaś repertuar utworów do najbogatszych nie należy. Aczkolwiek zła nie jest i potrafi umilić rozgrywkę.

Gra posiada również opcję cross-buy, a więc jeżeli ktoś zdecyduje się na zakup wersji na PlayStation 3, to w pakiecie otrzyma możliwość pobrania tego tytułu na Vitę zupełnie za darmo. Jeśli zmuszeni będziemy przerwać grę na konsoli stacjonarnej, to nic nie stoi na przeszkodzie, by kontynuować rozgrywkę na handheldzie, gdyż nasz postęp zaktualizuje się na obu sprzętach. Jest to przyjemny dodatek dla osób, które posiadają także kieszonsolkę Sony.

Na koniec wypadałoby wspomnieć o wadach, ale w tym przypadku właściwie nic większego nie przychodzi mi do głowy. Można czynić zarzuty w kierunku niewygórowanego poziomu trudności, ale jako że jest to produkcja przeznaczona w głównej mierze dla młodszych graczy, byłoby to trochę nie na miejscu. Przyczepić można się jedynie do nieco dziwnych skoków, które sprawiają wrażenie, jakby postać nie potrafiła wznieść się na odpowiednią wysokość i na większość elementów otoczenia wskakiwała z trudem. Czasem zdarza się też wariować kamerze, która potrafi ukazać akcję z najmniej korzystnej perspektywy. Są to jednak drobiazgi, które tak naprawdę nie mają znacznego wpływu na samą rozgrywkę i nie rzutują na ocenę końcową.

"Sly Cooper: Złodzieje w czasie" to nad wyraz udane wskrzeszenie znanej i lubianej serii, które zapewni wspaniałą zabawę (na co najmniej 20 godzin) zarówno młodszym jak i starszym graczom. Zróżnicowanie rozgrywki nie pozwoli się nudzić, a charakterystyczny dla serii humor sprawi, że uśmiech bardzo często będzie gościł na naszych twarzach. Nie ulega wątpliwości, że Sly to jedyny złodziej, który w najbliższym czasie powinien uzyskać przyzwolenie na kradzież waszych pieniędzy i czasu.

Ocena: 9/10

[image-browser playlist="593002" suggest=""]

PLUSY:
+ śliczna oprawa
+ ogromne zróżnicowanie rozgrywki
+ długość, czyli przynajmniej 20h zabawy
+ wiele bonusów do zebrania i odblokowania
+ humor
+ opcja cross-buy

MINUSY:
- niczym nie wyróżniająca się muzyka
- drobne mankamenty techniczne

Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy firmie Sony Computer Entertainment Polska.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj