Jasnym punktem epizodu jest jego otwarcie. Tutaj twórcom należą się brawa za to, że nie bawią się w żadne green screeny czy markowanie lokacji (chętnych odsyłam do wspaniałego Paryża, ukazanego w jednym z odcinków Castle). Od pierwszych scen widzimy Sztokholm i wiemy dobrze, że całą ekipa tam była. Obserwujemy tak samo ubranych mężczyzn w czerwonych maskach. I nie, nie są to nawiązania do komiksów. Ot, taki pomysł, bardzo ciekawy, szczególnie po wyjaśnieniu. Do tego pojawia się czarnoskóra kobieta, która zdaje się czytać w myślach. Szybka akcja i zamaskowani mężczyźni nie żyją, a walizka jednego z nich trafia do rąk tajemniczej kobiety. 

Do akcji wkraczają oczywiście agenci S.H.I.E.L.D. Szybko okazuje się, że kobieta jest byłą agentką, szkoloną przez samego Coulsona - dochodzi więc wątek osobisty. Na nic to jednak, gdyż jest to następny epizod wyłącznie proceduralny, do tego bardzo familijny. Owszem, nie można zaprzeczyć, że momentami jest ciekawie. Cała idea mechanicznego oka, pozwalającego na widzenie w ciemności, przez ściany i co tam jeszcze możemy sobie wyobrazić, jest bardzo interesujący; podobnie jak idea komunikacji z jego użyciem przez jakąś tajemniczą organizację (czyżby zalążek wątku głównego?). Nie zmienia to jednak faktu, że uczennica Coulsona nie wydaje się być wyspecjalizowaną agentką, choreografia jej walk jest niezwykle ograniczona, a oprócz wspomnianymi cudami techniki, nie wyróżnia się niczym specjalnym.

[video-browser playlist="634496" suggest=""]

Twórcy ratują się więc humorem. Fitz-Simmons jak zwykle szaleją, przekomarzając się, uzupełniając i kłócąc. Jest to jeden z ciekawszych duetów, choć niezbyt odkrywczy. Podobną konwencję przyjęli twórcy Pacific Rim i dziesiątek podobnych produkcji. Coraz więcej zyskuje pyskata Skye, jednak najciekawszy jest wciąż wątek Coulsona  - szczególnie że była agentka podkreśla, iż widziała przez swoje oko jego wnętrze i nie jest to już ta sama osoba. Ciekawe... Czyżby jednak teoria o cybernetycznym ciele miała się sprawdzić? Zobaczymy. 

Najsłabszym elementem są nawiązania. Wydaje mi się, że ciągle oscylują wokół Avengers - cały czas przypominani są obcy, bitwa o Nowy Jork i któryś z superbohaterów. Jest to bardzo nachalne i powtarzane niemal co chwilę, aż do znudzenia, a przecież powstały także inne filmy z tego uniwersum, nie wspominając o komiksach. Jakoś takie to wszystko za proste i zbyt oczywiste. Więcej frajdy daje już Arrow ze swoimi licznymi, choć nie zawsze oczywistymi, nawiązaniami i inspiracjami. 

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. mam ten problem, że nie jest to serial do końca zły. Przedstawia całkiem niezłą przygodę i oferuje naprawdę znośne (jak na produkcję telewizyjną) efekty specjalne; ma się wrażenie oglądania czegoś, nad czym pracowało sporo osób. Jednocześnie nie jest w stanie wznieść się na poziom wyznaczony przez kinowe produkcje i stać się czymś więcej niż tylko prostą, łatwą do zapomnienia rozrywką. Może wątek główny, który ma się pojawić, sprawi, że cała akcja nabierze tempa i rumieńców. Na razie jest średnio.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj