Saga o mistrzach kierownicy ratujących świat trwa w najlepsze. Twórcy stają już dosłownie na głowie, by zaskoczyć czymś widzów, a nie jest to łatwe, skoro w części 9. nasi bohaterowie polecieli już nawet w kosmos. Trzeba jednak przyznać, że choć scenariusze są niedorzeczne, to seria dalej bawi w najlepsze i dostarcza masę rozrywki widzom. Tym razem duet scenarzystów Justin Lin i Dan Mazeau spinają klamrą wszystkie inne części, starając się pokazać, że każda akcja Dominica Toretto (Vin Diesel) i jego patchworkowej rodziny nie pozostaje bez konsekwencji. By zrozumieć motywację i zawziętość, z jaką Dante (Jason Momoa) ściga naszych bohaterów, chcąc zadać im jak najwięcej bólu, musimy sięgnąć do części piątej, w której to Dom i Brian (Paul Walker) uprowadzili ogromny bankowy sejf należący do pewnego groźnego mafiosy Hernana Reyesa (Joaquim de Almeida). W czasie bardzo widowiskowego pościgu ów czarny charakter stracił życie, a jego syn Dante został ranny. Od tego momentu przy życiu trzymała go tylko chęć zemsty na ludziach, którzy na zawsze zniszczyli jego spokojne rodzinne życie. A jak zrobić to lepiej, niż zabierając Dominicowi to, co kocha najbardziej na świecie – jego liczną rodzinę. Zaczyna się więc zakrojona na dużą skalę akcja unicestwienia każdego z ekipy Toretto. Wiek nie ma znaczenia. Jak to we franczyzie Szybcy i wściekli bywa, mamy dużo akcji, szybkich samochodów, walk, strzelanin, wybuchów. Generalnie jest to wielki blockbuster pełną gębą odwiedzający co chwila inne części świata. Nie ma już w nim żadnych większych emocji. Jest czysta rozrywka. Śmierć dawno przestała być w tej serii czymś permanentnym. Tu wszyscy prędzej czy później wracają z zaświatów. Trudno więc brać na serio jakiekolwiek przejmujące sceny śmierci kogokolwiek, gdy wiemy, że za chwilę, dwie, a może za kilka filmów dana postać znów powróci. Jest to jednak coś na co się z góry zgadzamy, oglądając kolejną odsłonę tej sagi. Trudno też czepiać się, że pościgi zaprzeczają jakimkolwiek prawom fizyki, bo to wydarzyło się już dawno. Gdzieś mniej więcej w momencie, gdy grany przez The Rocka Luke Hobbs zmienił ruch torpedy za pomocą siły swoich mięśni. Pomysłów na efektowne wyścigi twórcom Szybkich i wściekłych 10 nie brakuje. Sekwencja zrealizowana w Rzymie jest świetna. Wypełniono ją adrenaliną i naprawdę pomysłowymi popisami kaskaderskimi świetnie wyszkolonych kierowców. Bardzo dobrze się to oglądało na wielkim ekranie. Wystarczy tylko wyłączyć myślenie i oddać się szaleńczemu pościgowi. Jeśli miałbym jednak wybierać jedną rzecz, która najbardziej mnie zaskoczyła w tym filmie pozytywnie, to jest nią Jason Momoa jako czarny charakter. Widać, że ten pochodzący z Hawajów aktor świetnie się bawił na planie, a także bardzo dużo improwizował. Zwłaszcza w scenie, w której postanowił polizać jedną z zakładniczek po twarzy. Po jej minie widać, że jest ona wielce zaskoczona tym, co się właśnie wydarzyło. Grany przez Mamoę socjopatyczny terrorysta przykuwa uwagę i kradnie każdą scenę, w której się pojawia. Widać, że został on dobrze przez aktora dopracowany. Bardzo dobrze wypada także nowy nabytek serii, jakim jest gwiazda serialowego Reachera, czyli Alan Ritchson. Ma on w sobie dużo charyzmy, a do tego intryguje jako następca „Pana Nikt”. To on przejmuje agencję i wprowadza nowe rządy, które niekoniecznie polubią nasi bohaterowie. Podoba mi się, z jakim luzem i takim cwanym uśmiechem Ritchson gra tę postać. Widz do końca nie wie, czy ma go lubić, czy nienawidzić. Przynajmniej na początku tej opowieści.
fot. Universal Pictures // TYLKO HITY!
+13 więcej
Problem mam za to z duetem Tyrese Gibson i Ludacris, który się już trochę wykoleił. Wymiany „uprzejmości” między nimi przestały być zabawne. Panowie zaczynają przypominać dwóch zgryźliwych staruszków z Muppet Show, tyle że nie są śmieszni. Zmarnowanym potencjałem, przynajmniej na razie, jest pojawienie się Brie Larson. Na tym poziomie historii nie ma ona zbyt dużo do zagrania, ani też nie odciska swojego piętna na samej fabule. Pojawia się raptem w kilku scenach i tyle. Szybcy i wściekli 10 powoli kładą podwaliny pod wielki finał tej opowieści. Może dlatego twórcy stają na głowie, by uzasadnić pojawienie się na ekranie wszystkich postaci znanych nam z poprzednich części. Obok stałego składu pojawia się bowiem Helen Mirren, Charlize Theron, Scott Eastwood, a nawet Rita Moreno.  Dziesiąta część to dopiero preludium do tego, co ma nas czekać. Wróbelki ćwierkają, że finał zostanie rozbity jednak na trzy części, a nie jak oryginalnie planowano na dwie. Czy tak będzie? To się okaże już niedługo.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj