Mamy rok 1814. Londyn. Awanturnik oraz były wojskowy, James Delaney (Tom Hardy), uznany za zmarłego w Afryce, nagle pojawia się na pogrzebie swojego ojca. Jego przybycie wywołuje spore zamieszanie wśród uczestników ceremonii w kościele. Okazuje się, że jest on jedyną osobą wymienioną w testamencie starego Delaney’ego. Pominął w nim swoją córkę i jej męża. James odziedziczył więc podupadający biznes i kawałek bezwartościowej, jakby się wydawało, ziemi. Z niezrozumiałych przyczyn tym kawałkiem lądu niezmiernie interesuje się Kompania Wschodnioindyjska, która za wszelką cenę chce go odkupić. Spadkobierca woli ją jednak zachować i dzięki niej zbudować własne, handlowo-transportowe imperium. Znajduje się tym samym w samym środku niebezpiecznej rozgrywki pomiędzy dwoma rywalizującymi ze sobą mocarstwami: Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi. To oczywiście tylko drobny wycinek fabuły, jaką serwuje nam serial współprodukowany przez Ridleya Scotta i Toma Hardy’ego – Taboo. O tym, że Hardy potrafi skupić na sobie całą uwagę widzów wspaniałymi i wielowymiarowymi kreacjami, wiemy chyba wszyscy. Jego specjalizacją są postaci z ciemną przeszłością, skrywające ból, cierpienie i tajemnice. Taki właśnie jest James Delaney, wytatuowany jegomość w długim czarnym płaszczu i cylindrze w tym samym kolorze. Mimo tego, że jest to majętny biznesmen, nie jest on człowiekiem, z którym chcielibyście robić interesy czy też po zmroku znaleźć się po tej samej stronie chodnika. Hardy obarczył swoją postać ciężką przeszłością, której tajemnice odkrywamy po troszeczku z biegiem rozwoju fabuły. Nikt od razu nie kładzie wszystkich kart na stół, więc sporo rzeczy na początku musimy się domyślać. Nawet nie jestem pewien czy twórcy scenariusza chcą nam zdradzić wszystkie zagadki z przeszłości Jamesa, być może więc nie dowiemy się dokładnie, co się mu przydarzyło przez te 10 lat w Afryce. Jak już przy scenariuszu jesteśmy. Ma on trzech autorów. Pierwszym jest Steven Knight, autor dobrze znanego Peaky Blinders czy mającej mieć w tym roku premierę kontynuacji hitu z Bradem Pittem – World War Z 2. Jednak to pozostała dwójka najbardziej mnie zaciekawiła, czyli Tom Hardy oraz jego ojciec. O ile dla aktora jest to debiut w roli scenarzysty, to dla jego rodziciela jest to powrót po 28 latach do tworzenia seriali telewizyjnych. Już po pierwszych dwóch odcinkach widać, że panowie się rozumieją, a ich tekst, pomimo kilku potknięć jest spójny i potrafi zaciekawić. Sama otoczka tajemniczości, jaka towarzyszyła tej produkcji przed jej premierą daje przedsmak tego, co nas czeka na ekranie. Oprócz Hardy’ego zobaczymy między innymi Oonę Chaplin wcielającą się w postać siostry głównego bohatera. Póki co rzadko pojawia się na ekranie, ale aktorce udaje się wycisnąć wszystko, co się da z tak krótkiego czasu ekranowego. Widać, że jej wątek na pewno odegra jeszcze wielką rolę w samej fabule. Na razie posłużyła tylko do wprowadzenia postaci jej ekranowego męża, niezadowolonego z pominięcia żony w testamencie. Świetnie wypada również Jonathan Pryce jako przywódca Kompanii Wschodnioindyjskiej, której James stoi na drodze do… no właśnie nie za bardzo jeszcze wiadomo do czego. Jednak są na tyle zdesperowani, że rozważają każdą opcję łącznie ze zlikwidowaniem opornego osobnika. Taboo wygląda pięknie i ma świetną obsadę. Sama opowieść może okazać się zbyt trudna dla mało cierpliwych widzów. Niektóre wątki nie są wytłumaczone od razu, przez co mogą być niezrozumiałe dla osób oglądających serial przy okazji, robiąc coś innego. Ta produkcja wymaga 100% uwagi, ale za to solidnie się odwdzięcza. Po dwóch odcinkach jestem oczarowany i niezmiernie ciekawy jak dalej rodzina Hardych sobie to wymyśliła.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj