Ostatni odcinek czwartego sezonu Tacy jesteśmy nie rozczarował, dostarczając widzom dużo emocji. Tym razem serial nie tylko wzruszał i pokrzepiał serca, ale również powodował ogromne wzburzenie. Twórcy zapewnili nam świetny finał, po którym wiele się zmieni w rodzinie Pearsonów.
Finałowy odcinek czwartego sezonu This is Us można określić mianem przełomowym, a kilka wydarzeń, które miały w nim miejsce, sprawi, że nic już nie będzie takie samo w rodzinie Pearsonów. Na pewno najbardziej czekaliśmy na konfrontację Kevina z Randallem, która miała pokazać rozłam między rodzeństwem, o którym była mowa w futurospekcji z ich 40. urodzin. Twórcy zgrabnie wydłużali oczekiwanie na te krytyczne dla rodziny chwile, aby w ostatnich dziesięciu minutach epizodu dać upust emocjom bohaterów i widzów. Co ciekawe, ta scena wcale nie opierała się tylko na świetnej grze Sterlinga K. Browna i Justina Hartleya, lecz na genialnym dialogu między nimi. Słowa cięły głęboko niczym żyletki. Wzburzenie wzrastało po każdym megalomańskim zdaniu Randalla, który niebezpodstawnie oskarżał swojego brata o cierpienia, które doznała rodzina. Wydawało się, że ta wymiana słowna nie może się skończyć inaczej niż bójką. Jednak riposta Kevina była znacznie okrutniejsza niż ewentualna przemoc i wbijała w fotel z wrażenia. Scenarzyści wykonali wspaniałą robotę, bo właśnie po takiej kłótni życie potrafi się zmienić o 180 stopni, gdzie już nic nie będzie takie samo.
Na pewno na intensyfikację emocji, które sięgnęły zenitu w tej awanturze wpłynęła Madison. Przyjaciółka Kate oznajmiła, że jest w bliźniaczej ciąży z Pearsonem, co swoją drogą nie było największym zaskoczeniem tego odcinka. Jednak nie jestem przekonana, czy to był dobry moment, aby ją wplątywać w całe zamieszanie. Ale to dzięki niej oraz SMS-owi Nicky’ego Kevin zachował zimną krew w obliczu kumulacji dramatycznych informacji, które spadły na niego jak grom z jasnego nieba. Ponadto zobaczyliśmy, jak ten bohater dojrzał na przestrzeni czterech sezonów, jak wiele zmian się w nim dokonało. Z kolei podkreśliło to, jak bardzo Randall trzyma się kurczowo przeszłości i dramatu związanego ze śmiercią ojca, która definiuje jego zachowania w teraźniejszości, gdzie manipuluje uczuciami najbliższych. Role się odwróciły w serialu i teraz to jego można określić największym egoistą, a nie Kevina. Twórcy nie mają litości dla swoich bohaterów, ale dzięki temu są bardziej ludzcy i łatwiej widzom uwierzyć w taki przebieg wydarzeń niż lukrowaną fabułę o braterskim pojednaniu.
Podczas tego odcinka największych wrażeń dostarczyli widzom Randall i Kevin, ale pod względem wzruszeń niezawodny jest doktor Katowski. Geralda McRaneya nie widzieliśmy od drugiego sezonu, więc jego powrót do serialu był wyjątkowym wydarzeniem. Jack i Rebecca odwiedzili doktora w rok po narodzinach bliźniaków i zaadaptowaniu Randalla, szukając przy okazji ukojenia ich uczuć po stracie Kyle’a. Trafili pod dobry adres, bo Katowski opowiedział im kolejną pokrzepiającą historię, po której mogła się zakręcić łezka w oku. Oczywiście nie przebiła ona mądrości o cytrynie i lemoniadzie, którą od tamtego momentu można odnaleźć w wielu innych produkcjach. Prawdopodobnie z tego powodu doktor podszedł z lekkim żartem do tamtych, bądź co bądź, bolesnych wspomnień. Mimo to historia sprawdziła się znakomicie, aby wzruszyć widzów. Oby ten bohater jeszcze powrócił nie raz w kolejnych sezonach, ponieważ jest ważną postacią dla serialu, która przywraca radość i nadzieję.
Finał This is Us zatytułowano Strangers: Part Two nawiązując do pierwszego epizodu tej serii. Znowu twórcy przedstawili widzom nowe postaci, z którymi łączą się losy rodziny Pearsonów, jak doktor Mason. Na moment powróciła Cassidy, ale przede wszystkim mogliśmy obserwować, jak przebiega życie u niewidomego Jacka z przyszłości, któremu urodziła się córka. Na tle wszystkich wydarzeń tego odcinka ten wątek był najmniej interesujący, ale za to pełen miłości. Jednak obfitował w dwie duże niespodzianki.
Pierwsza była dużego kalibru, ponieważ nowo wprowadzona bohaterka o imieniu Hailey okazała się siostrą Jacka. Twórcy sprytnie ukrywali jej tożsamość, aż do samej końcówki odcinka tak, żeby nie dać poznać, że cała historia łączy się z teraźniejszym wątkiem Damonów. Wydawało się, że po prostu odbywamy wraz z nimi sentymentalną podróż, wspominając walkę o życie przedwcześnie urodzonego Jacka. Wątek miał swój wyjątkowy klimat w serialu, idealnie pasujący do finału sezonu, mimo że zdawał się nieco oderwany od reszty. A okazało się, że małżeństwo podjęło decyzję o adopcji dziecka. Przyznam, że było to niespodziewane i zupełnie nieuzasadnione, biorąc pod uwagę, z jakimi problemami rodzicielskimi przy niepełnosprawnym Jacku boryka się Toby. Na razie trudno powiedzieć, czy fabule rzeczywiście jest potrzebne kolejne adoptowane dziecko w rodzinie. Z drugiej strony historia Damonów jest już mocno wyeksploatowana, więc dziewczynka na pewno wniesie sobą nowe wyzwania dla rodziców i przez to znowu wzbudzi zainteresowanie.
Drugim i nieco mniejszym zaskoczeniem było wybranie imienia dla dziecka, bo aż się prosiło, aby nazwać je Rebecca. Nawet montaż na to wskazywał. Dziewczynka dostała imię Hope (czyli „nadzieja”), co z jednej strony lekko rozczarowuje, ale z drugiej miało większy sens. Poza tym ta scena zamknęła sezon w mniej dołujących nastrojach, po tych wszystkich turbulencjach w życiu Pearsonów. Jakby twórcy chcieli podnieść widzów na duchu, co im się w gruncie rzeczy udało.
Ostatni odcinek czwartej serii obfitował w wiele emocji. Nie brakowało w nim zaskoczeń ani wzruszeń. To był wzorowy finał sezonu, który również odzyskał blask. This is Us odnalazł swoją drogę po średniej trzeciej serii, a receptą na te problemy okazało się wprowadzenie nowych postaci. Serial tak rozbudował się fabularnie, że aż nie wystarcza czasu dla niektórych wątków. Bo kto jeszcze pamięta na przykład o nastoletnim romansie Dejy z Malikiem? Dzięki nowym bohaterom This is Us znowu czaruje ciepłem i pokrzepiającym klimatem, a losy rodziny Pearsonów na nowo rozbudzają ciekawość. Co prawda to już nie ten sam poziom emocji, co w dwóch pierwszych sezonach, ale solidność, przemyślana fabuła i jakość produkcji satysfakcjonują. Należy to docenić, ponieważ niewiele seriali, które zaczynają z tak wysokiego C, jak This is Us, potrafi wciąż skutecznie przyciągać widzów przed ekrany telewizorów.
A raczej możemy być pewni, że liczba fanów nie zmaleje po tak emocjonalnym finale, w którym przybliżono nam kolejne intrygujące urywki z futurospekcji z umierającą Rebeccą. Zobaczyliśmy dzieci Kevina i nie umknęła uwadze obrączka na jego palcu. To wcale nie musi oznaczać, że jest w związku z Madison – twórcy lubią sugerować pewne rozwiązania fabularne, a potem zaskakiwać widzów. Wciąż zastanawia nieobecność Miguela i Kate. Poza tym również Nicky nosi na palcu obrączkę, co od razu rodzi pytania o to, kim jest jego wybranka serca. I oczywiście chłodne przywitanie Kevina z Randallem zdaje się dowodzić tego, że konsekwencje kłótni z finału czwartego sezonu wciąż wybrzmiewają w przyszłości. Jednak z twórcami This is Us nigdy nic nie wiadomo. Natomiast nie ma wątpliwości, że mają jeszcze wiele do opowiedzenia w dwóch kolejnych seriach, które są potwierdzone. Będzie na co czekać!