Tacy jesteśmy: sezon 4, odcinek 18 (finał sezonu) - recenzja
Ostatni odcinek czwartego sezonu Tacy jesteśmy nie rozczarował, dostarczając widzom dużo emocji. Tym razem serial nie tylko wzruszał i pokrzepiał serca, ale również powodował ogromne wzburzenie. Twórcy zapewnili nam świetny finał, po którym wiele się zmieni w rodzinie Pearsonów.
Ostatni odcinek czwartego sezonu Tacy jesteśmy nie rozczarował, dostarczając widzom dużo emocji. Tym razem serial nie tylko wzruszał i pokrzepiał serca, ale również powodował ogromne wzburzenie. Twórcy zapewnili nam świetny finał, po którym wiele się zmieni w rodzinie Pearsonów.
Finałowy odcinek czwartego sezonu This is Us można określić mianem przełomowym, a kilka wydarzeń, które miały w nim miejsce, sprawi, że nic już nie będzie takie samo w rodzinie Pearsonów. Na pewno najbardziej czekaliśmy na konfrontację Kevina z Randallem, która miała pokazać rozłam między rodzeństwem, o którym była mowa w futurospekcji z ich 40. urodzin. Twórcy zgrabnie wydłużali oczekiwanie na te krytyczne dla rodziny chwile, aby w ostatnich dziesięciu minutach epizodu dać upust emocjom bohaterów i widzów. Co ciekawe, ta scena wcale nie opierała się tylko na świetnej grze Sterlinga K. Browna i Justina Hartleya, lecz na genialnym dialogu między nimi. Słowa cięły głęboko niczym żyletki. Wzburzenie wzrastało po każdym megalomańskim zdaniu Randalla, który niebezpodstawnie oskarżał swojego brata o cierpienia, które doznała rodzina. Wydawało się, że ta wymiana słowna nie może się skończyć inaczej niż bójką. Jednak riposta Kevina była znacznie okrutniejsza niż ewentualna przemoc i wbijała w fotel z wrażenia. Scenarzyści wykonali wspaniałą robotę, bo właśnie po takiej kłótni życie potrafi się zmienić o 180 stopni, gdzie już nic nie będzie takie samo.
Na pewno na intensyfikację emocji, które sięgnęły zenitu w tej awanturze wpłynęła Madison. Przyjaciółka Kate oznajmiła, że jest w bliźniaczej ciąży z Pearsonem, co swoją drogą nie było największym zaskoczeniem tego odcinka. Jednak nie jestem przekonana, czy to był dobry moment, aby ją wplątywać w całe zamieszanie. Ale to dzięki niej oraz SMS-owi Nicky’ego Kevin zachował zimną krew w obliczu kumulacji dramatycznych informacji, które spadły na niego jak grom z jasnego nieba. Ponadto zobaczyliśmy, jak ten bohater dojrzał na przestrzeni czterech sezonów, jak wiele zmian się w nim dokonało. Z kolei podkreśliło to, jak bardzo Randall trzyma się kurczowo przeszłości i dramatu związanego ze śmiercią ojca, która definiuje jego zachowania w teraźniejszości, gdzie manipuluje uczuciami najbliższych. Role się odwróciły w serialu i teraz to jego można określić największym egoistą, a nie Kevina. Twórcy nie mają litości dla swoich bohaterów, ale dzięki temu są bardziej ludzcy i łatwiej widzom uwierzyć w taki przebieg wydarzeń niż lukrowaną fabułę o braterskim pojednaniu.
Podczas tego odcinka największych wrażeń dostarczyli widzom Randall i Kevin, ale pod względem wzruszeń niezawodny jest doktor Katowski. Geralda McRaneya nie widzieliśmy od drugiego sezonu, więc jego powrót do serialu był wyjątkowym wydarzeniem. Jack i Rebecca odwiedzili doktora w rok po narodzinach bliźniaków i zaadaptowaniu Randalla, szukając przy okazji ukojenia ich uczuć po stracie Kyle’a. Trafili pod dobry adres, bo Katowski opowiedział im kolejną pokrzepiającą historię, po której mogła się zakręcić łezka w oku. Oczywiście nie przebiła ona mądrości o cytrynie i lemoniadzie, którą od tamtego momentu można odnaleźć w wielu innych produkcjach. Prawdopodobnie z tego powodu doktor podszedł z lekkim żartem do tamtych, bądź co bądź, bolesnych wspomnień. Mimo to historia sprawdziła się znakomicie, aby wzruszyć widzów. Oby ten bohater jeszcze powrócił nie raz w kolejnych sezonach, ponieważ jest ważną postacią dla serialu, która przywraca radość i nadzieję.
Finał This is Us zatytułowano Strangers: Part Two nawiązując do pierwszego epizodu tej serii. Znowu twórcy przedstawili widzom nowe postaci, z którymi łączą się losy rodziny Pearsonów, jak doktor Mason. Na moment powróciła Cassidy, ale przede wszystkim mogliśmy obserwować, jak przebiega życie u niewidomego Jacka z przyszłości, któremu urodziła się córka. Na tle wszystkich wydarzeń tego odcinka ten wątek był najmniej interesujący, ale za to pełen miłości. Jednak obfitował w dwie duże niespodzianki.
Pierwsza była dużego kalibru, ponieważ nowo wprowadzona bohaterka o imieniu Hailey okazała się siostrą Jacka. Twórcy sprytnie ukrywali jej tożsamość, aż do samej końcówki odcinka tak, żeby nie dać poznać, że cała historia łączy się z teraźniejszym wątkiem Damonów. Wydawało się, że po prostu odbywamy wraz z nimi sentymentalną podróż, wspominając walkę o życie przedwcześnie urodzonego Jacka. Wątek miał swój wyjątkowy klimat w serialu, idealnie pasujący do finału sezonu, mimo że zdawał się nieco oderwany od reszty. A okazało się, że małżeństwo podjęło decyzję o adopcji dziecka. Przyznam, że było to niespodziewane i zupełnie nieuzasadnione, biorąc pod uwagę, z jakimi problemami rodzicielskimi przy niepełnosprawnym Jacku boryka się Toby. Na razie trudno powiedzieć, czy fabule rzeczywiście jest potrzebne kolejne adoptowane dziecko w rodzinie. Z drugiej strony historia Damonów jest już mocno wyeksploatowana, więc dziewczynka na pewno wniesie sobą nowe wyzwania dla rodziców i przez to znowu wzbudzi zainteresowanie.
Drugim i nieco mniejszym zaskoczeniem było wybranie imienia dla dziecka, bo aż się prosiło, aby nazwać je Rebecca. Nawet montaż na to wskazywał. Dziewczynka dostała imię Hope (czyli „nadzieja”), co z jednej strony lekko rozczarowuje, ale z drugiej miało większy sens. Poza tym ta scena zamknęła sezon w mniej dołujących nastrojach, po tych wszystkich turbulencjach w życiu Pearsonów. Jakby twórcy chcieli podnieść widzów na duchu, co im się w gruncie rzeczy udało.
Ostatni odcinek czwartej serii obfitował w wiele emocji. Nie brakowało w nim zaskoczeń ani wzruszeń. To był wzorowy finał sezonu, który również odzyskał blask. This is Us odnalazł swoją drogę po średniej trzeciej serii, a receptą na te problemy okazało się wprowadzenie nowych postaci. Serial tak rozbudował się fabularnie, że aż nie wystarcza czasu dla niektórych wątków. Bo kto jeszcze pamięta na przykład o nastoletnim romansie Dejy z Malikiem? Dzięki nowym bohaterom This is Us znowu czaruje ciepłem i pokrzepiającym klimatem, a losy rodziny Pearsonów na nowo rozbudzają ciekawość. Co prawda to już nie ten sam poziom emocji, co w dwóch pierwszych sezonach, ale solidność, przemyślana fabuła i jakość produkcji satysfakcjonują. Należy to docenić, ponieważ niewiele seriali, które zaczynają z tak wysokiego C, jak This is Us, potrafi wciąż skutecznie przyciągać widzów przed ekrany telewizorów.
A raczej możemy być pewni, że liczba fanów nie zmaleje po tak emocjonalnym finale, w którym przybliżono nam kolejne intrygujące urywki z futurospekcji z umierającą Rebeccą. Zobaczyliśmy dzieci Kevina i nie umknęła uwadze obrączka na jego palcu. To wcale nie musi oznaczać, że jest w związku z Madison – twórcy lubią sugerować pewne rozwiązania fabularne, a potem zaskakiwać widzów. Wciąż zastanawia nieobecność Miguela i Kate. Poza tym również Nicky nosi na palcu obrączkę, co od razu rodzi pytania o to, kim jest jego wybranka serca. I oczywiście chłodne przywitanie Kevina z Randallem zdaje się dowodzić tego, że konsekwencje kłótni z finału czwartego sezonu wciąż wybrzmiewają w przyszłości. Jednak z twórcami This is Us nigdy nic nie wiadomo. Natomiast nie ma wątpliwości, że mają jeszcze wiele do opowiedzenia w dwóch kolejnych seriach, które są potwierdzone. Będzie na co czekać!
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat