This Is Us to taki specyficzny serial, w którym mnogość wątków i postaci nie powoduje uczucia zagubienia, lecz wzmaga zainteresowanie losami bohaterów, bez względu na przedział czasowy. Ważne jest też to, że wszystkie historie zazębiają się w mniejszym lub większym stopniu, a także angażują widzów emocjonalnie. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka retrospekcje wydają się nieco oderwane od bieżących wydarzeń, to tak naprawdę tworzą jedną wielką całość. Wszystkie wątki połączone są pewnymi wspólnymi elementami, jak na przykład w najnowszym odcinku większość akcji rozgrywa się w sądzie lub innych instytucjach państwowych, w których zapadają decyzje powodujące zmiany w życiu bohaterów. W siódmym epizodzie twórcy przenieśli widzów do czasów, kiedy Rebecca i Jack czekali na przyznanie im prawa do adopcji małego Randalla. Wiemy, że powinni dostać je bez problemu, a jednak sędzia miał zupełnie inne zdanie. Prawdopodobnie cała sytuacja nie wywołałaby zbyt wielu emocji, gdyby w ich rozmowie za zamkniętymi drzwiami nie padło obraźliwe słowo „czarnuch”. W USA jest traktowane jako przekleństwo, więc użycie go w serialu jest bardzo ryzykowne, ale też odważne. Jednak twórcy wykorzystali to wyrażenie bardzo mądrze, aby jak najlepiej podkreślić punkt widzenia czarnoskórego sędziego i jego przekonania o swojej słuszności. I faktycznie - dało to mocny efekt końcowy, który również odzwierciedlił się na zszokowanych twarzach Pearsonów. Poza tym sama batalia Rebecci o syna wcale nie uzyskała stereotypowego hollywoodzkiego zakończenia, gdzie sędzia daje się przekonać, a potem wszyscy żyją długo i szczęśliwie. To właśnie fakt, że ten człowiek przekazał komuś innemu sprawę, ponieważ kłóciło się to z jego osądem i sumieniem, było w pewien sposób nietypowe, ale jednocześnie świetne. Był to z jego strony tak samo ludzki, jak i sprawiedliwy gest. Serial Tacy jesteśmy jest najlepszy wtedy, gdy jest bliski prawdziwemu życiu i rzeczywistości, a rozwiązania trudnych sytuacji nie zawsze są przewidywalne, jak w filmach. Krótki, ale bardzo wymowny udział w nowym odcinku miał William, który trafił przed sąd za posiadanie narkotyków. Widok zrozpaczonego mężczyzny łamał serce, ale jeszcze większe wrażenie zrobiła szczera rozmowa w cztery oczy z sędzią, który również pokazał ludzką twarz. Jego rozczarowanie swoją pracą i to, że chciałby, aby jego decyzje pomagały ludziom, a nie niszczyły ich życie, dorównywało dramatowi Williama. Ta scena również była bardzo intensywna i emocjonalna, dzięki wspaniałej grze obu aktorów. Sam Anderson - którego twarz wcale nie jest brzydka - pokazał klasę w gościnnym występie. Z kolei moment, w którym starszy William chciał się poddać pokusie, ale w porę do drzwi zapukał Randall, jednak ocierał się o sztampowość. Na szczęście nie było to nachalne i przede wszystkim służyło do podkreślenia prawdziwości słów o podejmowaniu decyzji, które wpływają również na przyszłość innych ludzi. Dzięki temu historia po prostu zatoczyła koło, co nadało jej niemal poetyckiego uroku. Pojawienie się w tym odcinku postaci Williama miało jeszcze jedno istotne znaczenie. Wyjaśniało widzom, dlaczego Randall postanowił podać numer telefonu domowego matce Dejy. Uzmysłowił sobie, że biologiczni rodzice są bardzo ważni w życiu dziecka, a przecież sam nie musiał ich daleko szukać. Jego konfrontacja w więzieniu z Shauną była burzliwa, ale w inteligentny sposób pokazywała, że nie można nikogo oceniać z góry. Poza tym możemy również zobaczyć, jak trudną rolę mają rodzice zastępczy - obdarzają miłością dziecko, które po jakimś czasie ma możliwość powrotu do swojej rodziny. Nie są to łatwe sprawy, obarczone dużym ładunkiem emocjonalnym. Niektórym może się podobać to, że nie wszystko w serialu powiedziane jest wprost. Trzeba czytać między wierszami i obserwować zachowanie bohaterów, co pozwala ich zrozumieć i wczuć się w daną sytuację. Z kolei zupełnie inne nastroje panują w wątku Kate i Toby’ego, którzy postanowili nie czekać ze ślubem ani chwili dłużej. Na szczęście przyszły pan młody opamiętał się po przezabawnej rozmowie z urną, w której są prochy Jacka. Jego oświadczyny za pomocą bluzy z kapturem były zarówno romantyczne, jak i pełne ciepła oraz wesołości. Te sceny przebiły jego - różnie odbierane przez widzów - tańce radości czy inne żarty, a przy okazji dawały nieco wytchnienia od napiętych i przejmujących wydarzeń z retrospekcji. Jednak wydaje się, że obecnie w Tacy jesteśmy najważniejsza jest historia staczającego się coraz bardziej Kevina. W oglądaniu jego wątku nie ma nic przyjemnego, ponieważ postać irytuje swoją samolubną postawą, która jest spowodowana uzależnieniem od leków i alkoholu oraz traumą po śmierci ojca. Bohater całkowicie się pogubił i w okrutny sposób zerwał z Sophie, która jako pielęgniarka powinna od razu zauważyć pewne objawy jego problemów. Czyżby wkradło się jakieś niedopatrzenie ze strony twórców? Na razie Kevin nie przysparza sobie sympatii widzów. Jego wątek na pewno nabierze jeszcze rumieńców, kiedy postać sięgnie dna - ta historia najwyraźniej do tego zmierza. Tym razem nowy odcinek Tacy jesteśmy nie przyniósł wzruszających do łez momentów. Jednak z zaangażowaniem można obserwować, jak rodzina Pearsonów poradzi sobie w obliczu rzucanych im pod nogi kłód w drodze do adoptowania czarnoskórego chłopca. Nowy przedział czasowy, którego wcześniej nie mieliśmy okazji oglądalać, nie zawiódł i świetnie urozmaicił odcinek. Wątek Williama, który wciąż jest w naszej pamięci, dobrze uzupełnił całą historię. Mimo wszystko chcielibyśmy, aby twórcy skupili się na bieżących wydarzeniach, które wydają się teraz najciekawsze. Oby tak się stało już za tydzień. Nie ulega wątpliwości, że wątki Wielkiej Trójki są warte większej uwagi.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj