Najnowszy odcinek This is Us nie wzbudzał zbyt wielu emocji, ale solidnie rozwija fabułę i zgłębia uczucia bohaterów. Pandemia koronawirusa nie odcisnęła piętna na serialu, który wciąż zachowuje swój urok.
To już piąty sezon
This is Us i nic tak dobrze nie przypomina o upływie czasu, jak dorastające dzieci. Można się o tym dobitnie przekonać, oglądając retrospekcje z rodzeństwem Pearsonów. Jeszcze niedawno byli słodkimi dzieciakami zabiegającymi o uwagę rodziców. Teraz są nastolatkami z sercowymi problemami (Kate), marzeniami o sportowych sukcesach (Kevin) i cierpiącymi w milczeniu z powodu swojej odmienności (Randall). Poszczególne wątki związane z przeszłością bohaterów nie intrygowały ani nie były zajmujące. Ale wbrew pozorom okazały się istotne, aby uzupełnić pozostałe historie z teraźniejszości. Rozbudowywały je tak, że stawały się bardziej wartościowe i emocjonalne. Pod tym względem serial osiągnął mistrzostwo.
Drugim wątkiem, w którym możemy dostrzec, jak dzieci podrosły, był ten związany z Randallem, a konkretniej z jedną z jego córek. Tess wraz z koleżanką określającą się jako osoba niebinarna w twórczy sposób wyraziły swój bunt związany z tożsamością. Twórcy w jednym wątku podjęli kilka problemów, jak mądre, ale stanowcze wychowanie czy odpowiedni sposób wyrażania siebie, który nie powinien szkodzić ani nikogo obrażać. Do tego wplątali w to randallowe sesje terapeutyczne, które wzbogaciły retrospekcje z dziewczyną zachowującą się rasistowsko, aby podnieść emocjonalny poziom historii. I mimo tak wielu tematów ten wątek nie był zagmatwany, ponieważ każdy element fabularny do siebie pasował. Pod względem scenariusza wszystko ze sobą współgrało idealnie, dzięki czemu był on interesujący, choć nie wzbudzał wielkich emocji.
Jednak tematem przewodnim trzeciego odcinka było nawiązywanie więzi. Randall złapał dobry kontakt z nowym, czarnoskórym terapeutą, który nie jest tak ciekawą i wyrazistą postacią jak dr Leigh. Zobaczyliśmy również w retrospekcjach, jak Jack uczył syna ćwiczyć na siłowni, tak jak jego ojciec mu pokazywał w dzieciństwie. Na tym zagadnieniu skupiał się też wątek Kevina i Madison. W poprzednich epizodach wszystko się w ich związku układało, ale twórcy nie zapomnieli, że para dopiero się poznaje i musiał przyjść kryzys. O ile o Kevinie wiemy niemal wszystko, tak o problemach Madison do tej pory nie było wiele mowy. Jej wyznanie o bulimii chwytało za serce i budziło współczucie, że jest jej tak ciężko. Bohaterowie otwarli się przed sobą, dzięki czemu obejrzeliśmy kawał dobrego aktorstwa z obu stron. Ważne też, że twórcy nie pokazują ich historii naiwnie, a ich miłość nie zrodziła się za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, jak w bajce. Serial idealizuje i przesładza niektóre wydarzenia, ale wciąż trzyma się rzeczywistości i zachowuje realizm.
Nawiązywanie więzi następowało również między Tobym i Kate a Ellie, czyli matką dziecka, które możliwe, że odda im do adopcji. Nie oglądaliśmy tu żadnego dramatu czy wzruszeń, ale życiową sytuację. Cała rozmowa miała swobodny, przyjazny i pełen zrozumienia charakter. Twórcy postawili w tym wątku na pozytywną atmosferę, nawet podczas małej, ale lekko zabawnej kłótni Toby’ego i Kate. Nawet pojawienie się tematu pandemii koronawirusa w postaci śmiesznych wzorów maseczek wpasował się w tę historię, która jednak aż tak bardzo nie zaprzątała uwagi.
Nie można zapomnieć o wątku, który zaskoczył widzów na samym początku odcinka. Epizod rozpoczął się od scen nad jeziorem, gdzie dziadek z wnuczką łowili ryby. Niełatwo było zgadnąć, jak ta rodzinna historia będzie łączyć się z Pearsonami, a sprawy nie ułatwiało azjatyckie pochodzenie nowych bohaterów. Wątek nie tylko wzbudzał ciekawość, ale też przyjemnie się go obserwowało ze względu na sympatyczne relacje między tą dwójką postaci. Twórcy nie kazali widzom czekać do następnego tygodnia, aby rozwiązać tę tajemnicę. Zakończyli odcinek
This is Us w swoim stylu, czyli zaskakując widzów wyjawieniem, że mają oni powiązania z Laurel. To ciekawy punkt wyjścia do tego, aby rozwinąć historię matki Randalla i pokazać, jak potoczyły się jej losy po „zmartwychwstaniu”.
Najnowszy odcinek
This is Us nie rozczarował. Co prawda twórcy oszczędzili widzom wzruszeń i silnych emocji, ale solidnie rozbudowują fabułę i nieodmiennie zgłębiają psychikę bohaterów. To też jest sztuką, aby sprawić, żeby te nieco luźniejsze i przejściowe epizody stały się wartościowe i interesujące. Najpierw trzeba zbudować grunt, aby późniejsze odcinki mogły zaskakiwać widzów niespodziewanymi zwrotami akcji czy doprowadzać do łez. To był właśnie jeden z nich, który dodatkowo upewnia nas, że fabuła rozwija się zgodnie z planem i mimo pandemii COVID-19 serial nie stracił swojej magii i ciepła. Ale czekamy na więcej!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h