Tajemna historia czarownic autorstwa Louisy Morgan to powieść obyczajowa w realiach historycznych, opowiadająca o kilku pokoleniach kobiet. Przeczytajcie recenzję.
Czasami przymiotnik „kobieca” towarzyszący słowu „literatura” nie bywa krzywdzący i znajduje się na właściwym miejscu. Tajemna historia czarownic Morgan jest bardzo kobieca, zarówno w narracji, jak i przedstawianej historii.
Wspomnienie okrutnych, niesprawiedliwych i fanatycznych polowań na czarownice (nie tylko średniowiecznych, ale oświeceniowych i późniejszych) wciąż budzą grozę. Prześladowanie przeważnie dotykały kobiet całkowicie niewinnych, na które składała donos zawistna sąsiadka czy zazdrosny sąsiad, znachorek, akuszerek i zamawiaczek (odbierających chleb niedouczonym medykom i aptekarzom, co musiało ich mocno złościć), ale czasem „czarownice” faktycznie parały się białą magią, bądź w nią wierzyły.
A Secret History of Witches Louisy Morgan opowiada historię pięciu pokoleń kobiet z romskiego rodu Orchire, które przekazywały sobie zakazane rytuały i wiedzę o ziołach z matki na córkę, mocno wierząc w znaczenie niezwykłego kryształu, potęgującego ich moce. Każdy rozdział książki opowiada losy innej bohaterki, począwszy od 1821 roku i Nanette, której babka Ursule poświęciła życie, by ratować ród po Veronikę przeżywającą II wojnę światową.
Pełne miłości (przeważnie) relacje matek i córek nie zawsze szczęśliwe wybory życiowe, poświęcenie, determinacja, spełnianie marzeń i cena, jaka za to się płaci – dzieje kobiet z rodu Orchire obfitowały zarówno w szczęście, jak i nieszczęście, to ostatnie zwykle związane z tym, kim były i jakiego sekretu strzegły. Cieszy fakt, że każda z bohaterek sztafety pokoleniowej rodu Orchire została przedstawiona inaczej, żywiła innej pragnienia i nadzieje (prócz tego, że tradycyjnie wszystkie marzyły o mężczyźnie swego życia) i miały wyraźnie zarysowany własny charakter i osobowość. Dzięki temu każda z czytelniczek (bowiem to naprawdę literatura kobieca i nie sądzę, by sięgnął po nią mężczyzna) ma szansę znaleźć swoją ulubienicę, z która najłatwiej jej się będzie utożsamić. I być może, mimo licznych zagrożeń i niebezpieczeństw, które to ze sobą niosło w powieści, pod koniec niejedna czytelniczka poczuje żal, że sama nie jest czarownicą i nie posiada magicznego kryształu o tajemnej mocy. Bo każda kobieta w głębi ducha jest po trosze czarownicą.