Owczarek niemiecki idzie wzdłuż zarośniętych torów kolejowych, prosto do spowitego mgłą lasu. Węszy, po czym udaje się w kierunku, z którego wyczuwa budzącą zainteresowanie woń. Zbliżając się do drzewa, zaczyna skomleć. Oczom widza ukazuje się w tym momencie klęczący chłopiec, który sprawia wrażenie, jakby zastygł w modlitwie. Po chwili dostrzega się jednak zwisający z gałęzi sznur i następuje zrozumienie - młodzieniec jest martwy, powiesił się. Taką sekwencją rozpoczyna się film Bridgend, którego reżyser inspirował się historią walijskiego miasteczka. Bridgend jest niewielkim miastem, zamieszkiwanym przez 39,5 tys. osób, leżącym 29 km na zachód od Cardiff. Podczas II wojny światowej kwitł tu przemysł zbrojeniowy, natomiast po wojnie zajęcie można było znaleźć głównie w fabrykach Forda albo Sony. Władze miasta starały się tchnąć trochę świeżości i nowego ducha, organizując celtyckie festiwale i budując spacerową trasę widokową wzdłuż rzeki Ogmore. Mimo tych wysiłków miasto jest szerzej znane z powodu zastraszająco wysokiej liczby samobójstw popełnianych na jego terenie. W latach 2007-2009 popełniło tu samobójstwo 25 młodych osób (w wieku 13-17 lat). Okoliczności, w których odebrały sobie życie, były takie same: śmierć nastąpiła przez powieszenie, a samobójcy nie pozostawili listów pożegnalnych. Średnia liczba samobójstw popełnianych na tym terenie potroiła się w porównaniu z latami poprzednimi. Do 2012 roku zabiło się już 79 osób. To właśnie podobieństwo samobójstw wywołało falę spekulacji na temat przyczyn, które spowodowały targnięcie się na swoje życie tak wielu ludzi. Zastanawiano się, czy akty samobójcze były w jakiś sposób powiązane. Policja prowadząca dochodzenie badała różne hipotezy, od kultu wymagającego składania ofiar i obrzędów satanistycznych po pakt samobójczy zawarty między młodymi użytkownikami Internetu. Nie znalazła jednak żadnych dowodów świadczących o powiązaniu samobójstw. Sytuację w miasteczku poznajemy dzięki nastoletniej Sarze, która wprowadza się do Bridgend razem z ojcem policjantem, mającym za zadanie rozwiązać tajemnicę samobójstw młodych ludzi. W miarę jak Sara aklimatyzuje się w nowym miejscu, zaczyna poznawać nowych znajomych. Zostaje zaproszona nad jezioro, gdzie - jak się okazuje - lokalna młodzież spędza czas na piciu alkoholu, pływaniu i paleniu ognisk. W drodze powrotnej, przechodząc obok miejsca, w którym odebrał sobie życie ich kolega, nastolatki zaczynają wykrzykiwać jego imię, co przybiera formę jakiegoś pierwotnego rytuału albo grupowej histerii. Sara początkowo dystansuje się od nowo poznanych kolegów, ale chęć przynależności do towarzystwa jest zbyt silna. W miarę upływu czasu coraz bardziej zaczyna się zżywać z grupą, przejmuje jej zachowania, nawyki i sposób spędzania czasu. Reżyser nie próbuje odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak wiele młodych ludzi popełnia samobójstwa w Bridgend. Jeppe Rønde skupia się na nakreśleniu portretu młodych mieszkańców miasteczka i postawieniu jedynie kilku hipotez, nie rozwijając i nie pogłębiając żadnej z nich. Porusza on problem marazmu i braku możliwości spędzania wolnego czasu w małym mieście, buntu i konfliktu pokoleń, jak również dziwnego i nieokreślonego paktu zawartego przez grupę znajomych. Sam ciężar tematyczny filmu, szczególnie biorąc pod uwagę inspirację czerpaną z prawdziwych wydarzeń, jest bardzo duży, jednakże tak szeroki wachlarz poruszanych problemów skutkuje tym, że obraz prześlizguje się po każdym z nich, nie oferując szerszej perspektywy. No url ‌Bridgend nakreślają bardzo stereotypowy obraz małego miasta. Bridgend jako miejsce zamieszkania jest zupełnie nieciekawe, nic w nim się nie dzieje i nie ma gdzie spędzać wolnego czasu (którego nieletni mieszkańcy mają aż nadto). Miasteczko ogranicza się do kilku ulic, szarych domów i budynków użyteczności publicznej, takich jak szkoła, komenda policji, szpital czy kościół. Nic dziwnego, że młodzież na „swoje miejsce” wybiera jezioro, znajdujące się w jednym z okolicznych lasów. Młode pokolenie pokazane jest głównie jako grupa; nie mamy czasu, by dobrze poznać poszczególnych bohaterów. Jawią się oni jako kolektyw, bez własnych, jednostkowych właściwości. Wiemy o nich jedynie tyle, że dużo piją, są głośni, bardzo lubią się obnażać i oczywiście nienawidzą dorosłych. Ich żałoba po kolegach ogranicza się do wrzasków, zdemolowania sklepu i ostrego picia. Bunt młodzieży i konflikt z rodzicami są kluczowymi elementami opowiadanej w filmie historii. Nastolatki nie szanują i wręcz nienawidzą dorosłych, czują się niezrozumiane. Reżyser bardzo negatywnie wypowiada się o metodach wychowawczych (a raczej ich braku) i kondycji współczesnej rodziny. Dorośli nie goszczą zbyt długo na ekranie, ale ich zachowanie, gdy już się pojawią, jest wyjątkowo nieodpowiedzialne i powoduje więcej szkody niż pożytku. Przedstawienie dorosłych w tak jednoznacznie negatywny sposób budzi moje zastrzeżenia. Ma ono zapewne na celu uwypuklenie konfliktu i mocniejsze zwrócenie uwagi na problem odpowiedniego wychowania, jednak nie wydaje mi się, żeby aż tak mocne antagonizowanie pokoleń było niezbędne. Nieprawdopodobna wydaje mi się postawa rodziców, którzy mieszkając w miasteczku, w którym młodzież notorycznie popełnia samobójstwa, zdają się nie dostrzegać problemu i nie starają się w żaden sposób chronić swoich dzieci. W interesujący sposób Bridgend nawiązują do części policyjnych hipotez, sygnalizując zawarcie przez młodzież tajemniczego paktu. Jego istnienie jest jedynie dyskretnie zaznaczone - nie jest ukazane, na czym on polegał i czy wiązał się z koniecznością targnięcia się na swoje życie, ale można wyczuć w napięciu narastającym między członkami grupy znajomych, że jest on jak najbardziej realny. Jeśli chce się popełnić samobójstwo, prawie nikt z rówieśników się tym nie przejmie. Jeśli ma się zamiar wyjechać z miasta, wtedy wszczynany jest alarm, a odpowiednia bojówka trwale wybije ten pomysł z głowy. Z grupy nie jest bowiem tak łatwo odejść, a próba jej opuszczenia traktowana jest jako największe przewinienie. Bardzo podoba mi się motyw tajemniczego paktu, gdyż wprowadza on do filmu pewne niedomówienie. Widz nie wie wszystkiego o sytuacji, w jakiej znajdują się bohaterowie; nie ma wszystkich danych, by móc w pełni ocenić ich postępowanie. Aktorsko film wypada przyzwoicie. Dorośli aktorzy nie mają wiele do zagrania - pojawiają się na ekranie tylko na chwilę. Młode pokolenie radzi sobie całkiem nieźle i jest przekonujące w swoich rolach. Hannah Murray, znana z Gry o tron i Skins, bardzo dobrze sprawdza się, odgrywając rolę wrażliwej i pełnej emocji Sary. Jest odpowiednio urzekająca, dzięki czemu szybko można przywiązać się do jej bohaterki i przez cały film zastanawiać się, czy ona również padnie ofiarą plagi samobójstw wśród nastolatków. Jednak to Josh O'Connor (grający Jamiego) daje najlepszy występ ze wszystkich. Dobrze radzi sobie, gdy po prostu ma „być” na ekranie, spychając na dalszy plan pozostałych bohaterów. Natomiast rewelacyjnie wypada w momentach, w których musi oddać uczucia i emocje targające jego bohaterem. Na uwagę zasługuje sposób, w jaki Bridgend zostały nakręcone. Świetnie wykorzystano tereny, które otaczają miasteczko. Jesienne lasy są odpowiednio melancholijne i niepokojące. Ujęcia spokojnego jeziora, wolno płynącej rzeki, zarośniętych torów kolejowych czy zamglonego lasu tworzą niesamowity, oniryczny klimat. W całym filmie dominują szarości, dużo jest ciemnych ujęć, a twarze bohaterów często nikną w cieniu. Wybrana przez reżysera i operatora kolorystyka, jak również bardzo dobre wykorzystanie cienia, potęgują uczucie melancholii, budując złowrogi i groźny nastrój. Ciekawy efekt dały, pojawiające się dość często, ujęcia zza szyby, które mogą symbolizować swoiste wyobcowanie i odgrodzenie się bohaterów od świata. Wyróżnia się też muzyka stworzona przez Mondkopf (francuskiego twórcę muzyki elektronicznej). Jest ona nieprzyjemna, pulsująca i wręcz ogłuszająca. Sprawia wrażenie irytującego i frustrującego dudnienia, ale paradoksalnie bardzo dobrze pasuje do hałaśliwych, robiących kolejną rozróbę nastolatków. Bridgend są mrocznym, ciężkim dramatem, którego tempo jest dość powolne i w którym w zasadzie nic się nie dzieje, mimo że dzieje się wiele. Jego nastrój i tematyka mogą przytłoczyć i zmęczyć widza. Pomimo tego, że momentami jest trochę schematyczny i nie rozbudowuje charakteru bohaterów, udaje mu się uniknąć dawania prostych odpowiedzi na pytanie, dlaczego w tytułowym mieście młodzi ludzie tak często odbierają sobie życie. Zresztą nie taki jest jego cel. Ma on raczej oddziaływać na wrażliwość widza i wywołać określone emocje oraz uczucia, a nie wyjaśnić tajemnicę samobójstw. Film ten może więc spodobać się widzowi, który chce się na zmęczyć i dostać bazę wyjściową dla prowadzenia własnych rozważań.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj