Podobno to jeden z najważniejszych eventów w historii komiksowego Marvela i jedna z najlepszych opowieści stworzonych przez Dom Pomysłów. Nie każdy jednak po przeczytaniu Tajnej inwazji będzie piał z zachwytu. To wielobarwne, szalone, ale zupełnie nielogiczne kuriozum. To, czy odnajdziemy w tej historii wartość, zależy od naszej perspektywy i oczekiwań. Niektórzy czytelnicy będą widzieć tu tylko szczątkową fabułę i postępujący chaos narracyjny. Inni zauważą esencję Marvela, a nawet sedno całej konwencji superbohaterskiej. Frajda z lektury uwarunkowana jest więc naszym podejściem. Niezależnie, jakie ono będzie, możemy zapomnieć o zaczerpnięciu z opowieści jakiejś głębszej myśli. Żadna z perspektyw nie uratuje nas przed utonięciem w oceanie eskapizmu. Powyższe nie oznacza, że w Tajnej inwazji nie ma pomysłu. Głównym motywem fabularnym, a zarazem kluczem do wszystkich wydarzeń jest fakt, że najeźdźcy z kosmosu – Skrulle – przejmują tożsamość superbohaterów i generują wielki chaos w ich szeregach. Nikt nie wie, kto jest uzurpatorem, a kto rzeczywistym herosem. Niektóre Skrulle działają świadomie, inne nie wiedzą, kim są naprawdę. Taki punkt wyjścia idealnie nadaje się na intrygę pełnego spisków thrillera szpiegowskiego. Nikt nikomu nie ufa, a uśpieni agenci zaczynają realizować plan, destabilizując system. Pierwsze strony komiksu mogą sugerować taki kierunek akcji, ale wszystko się kończy, gdy część bohaterów dociera do Savage Landu. Wtedy rozpoczyna się bitwa na różnych frontach, która trwa praktycznie do samego końca opowieści. Herosi walczą nieprzerwanie. Skrulle co jakiś czas są demaskowane, ale fabularna siła zwrotów akcji zostaje stłumiona przez permanentne mordobicie.
Egmont
Wielka szkoda, że tak się dzieje, bo twórcy tracą szansę na opowiedzenie nieco bardziej treściwej historii. Sprzyjałby temu szerszy kontekst związany z ówczesnym stanem uniwersum Marvela. Tuż przed tajną inwazją miała miejsce wojna domowa, która podzieliła bohaterów i wprowadziła w ich szeregi nieufność. To żyzny grunt dla infiltracji wrogiej rasy, mogącej wykorzystać słabość Avengersów i pozostałych. Motywy związane z rozbudową świata przedstawionego przewijają się przez fabułę. Nie wpływają czynnie na toczące się wydarzenia, ale są obecne w dialogach czy motywacjach poszczególnych herosów. To dodaje nieco głębi opowieści – nie dużo, ale przy takim natłoku akcji jest to wręcz zbawienne. Tony Stark, który wciąż zmaga się z konsekwencjami swoich decyzji podczas wojny domowej, Norman Osborne sprytnie manewrujący między demonami i aniołami, młodzi Avengersi stający pierwszy raz przed tak dużym wyzwaniem. To niewątpliwa zaleta Tajnej inwazji – czuć puls uniwersum. To wydarzenie wpływające znacząco na Marvela – część składowa historii tego świata. Powyższe tworzy namiastkę fabuły. Dobrze, że tak się dzieje, bo całościowo historia, delikatnie mówiąc, mocno niedomaga. Szczególnie widać to, gdy skupimy się na motywacjach Skrulli. Z jednej strony pozwalają sobie na propagandową nowomowę, którą raczą skołowanych Ziemian, z drugiej prezentują się i zachowują tak, jakby mieli zaraz wszystkich wokół pozabijać. Ich inwazja jest mało finezyjna. Mimo że dysponują niebywałą bronią, jaką jest zmiana kształtu, i tak nawalają się po facjatach z silniejszymi przeciwnikami. Dopiero w konkluzji twórcy pozwalają Skrullom nieco lepiej uargumentować swoje poczynania. Okazuje się, że chodzi tu o przetrwanie, a nie zniszczenie. Jakie to jednak ma znaczenie, gdy w klasycznej superbohaterskiej konfrontacji to oni zakładają (znoszone już) buty złoczyńców.
Egmont
A jak prezentuje się oprawa graficzna komiksu? Jest ona bardzo… marvelowa. Tajna inwazja w warstwie wizualnej oddaje hołd estetyce superbohaterskiej. Komiks mógłby być albumem z ilustracjami prezentującymi główny nurt w stylistyce, która dominowała ówcześnie zarówno w Marvelu, jak i DC. Tajna inwazja zawiera wiele całostronicowych plansz, na których dziesiątki postaci prowadzą epickie bitwy. Kolorowe stroje, nabrzmiałe mięśnie, wyeksponowane kształty, wymyślne pozy. Piękni herosi kontra wielkie monstra. Komiks epatuje takimi wizjami, jest on pod tym względem wręcz inwazyjny. To kolejny motyw, który można odebrać dwójnasób. Niektórzy odrzucą taką estetykę, uznając ją za zbyt infantylną i kiczowatą. Inni ów kicz wezmą za największą siłę stylistyki superbohaterskiej, odnosząc ją chociażby do mitycznych greckich, rzymskich czy nordyckich herosów, którzy również byli przedstawiani w tak patetyczny sposób. Gdyby podobnie prezentująca się Tajna inwazja powstała w ramach MCU, zebrałaby raczej negatywne oceny, a przez fanów zostałaby skwitowana króciutko i dosadnie słowem „marvelek”. Obecnie taka estetyka skierowana jest głównie do dzieci, a starsi odbiorcy oczekują pewnej ewolucji konwencji. Dlatego też serialowa Inwazja z Nickiem Furym w roli głównej ma być czymś zupełnie innym, mimo podobnych założeń. Skrulle wciąż będą przejmować tożsamości, ale tym razem jest szansa, że wydarzy się to tak, jak należy. Zamiast bezmyślnego mordobicia, dostaniemy wysmakowany thriller szpiegowski. Jak widać, Marvel uczy się na błędach i to, co niegdyś było motywem przewodnim Domu Pomysłów, dziś jest już prehistorią. Tej konwencji należy się szacunek, bo miała wpływ na popkulturę, ale obecnie powinniśmy traktować ją z przymrużeniem oka.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj