Netflix ponownie oferuje swoim widzom pełnometrażowy film z gatunku science fiction. Czy tym razem udało się stworzyć coś dobrego?
Historia zaczyna się od pokazania nam kobiety o imieniu Julia, która pracuje, kradnąc wartościowe rzeczy pijanym klientom nocnych klubów. Dobrze byłoby napisać, że poznajemy tę bohaterkę, ale twórcy nie dają nam na to czasu. Szybko zostaje porwana przez chorego naukowca, który trzyma ją razem z innymi obiektami badawczymi w zamknięciu. Ich więzieniem staje się ekskluzywne mieszkanie zarządzane przez sztuczną inteligencję TAU. Julia będzie próbowała uciec z domu zwariowanego wynalazcy.
Dynamiczny początek jest jednak tylko zasłoną dymną przed tym, co ma nadejść w kolejnym kwadransie. Okazuje się bowiem, że fabuła jest pretekstowa i odtwórcza. Debiutujący reżyser, Federico D'Alessandro, dobrze operuje obrazem i prezentuje nam charakterystyczną warstwę wizualną dla produkcji z tego gatunku. Pełno jest zatem niebieskiego koloru i świateł wydobywających się z neonów. Problem jednak w tym, że całkowicie nie radzi sobie z fatalnym scenariuszem i daje się wchłonąć w grę pełną głupot i logicznych nieporozumień.
W dodatku jest potwornie nudno. Filmowi brakuje napięcia i właściwie od momentu, w którym Julia zaczyna poznawać bliżej tytułową sztuczną inteligencję, wiemy, do czego to wszystko będzie prowadzić. Wielka szkoda, bo historia miała spory potencjał na coś więcej. Ciekawie zapowiadał się wątek z motywem pamięci, jako czynnikiem określającym istnienie człowieka oraz zachowania SI, które bliżej chciało poznać świat. Nie udaje się jednak przedstawić nic ciekawego, co byłoby nowym głosem w dyskusji na temat sztucznej inteligencji. Przez to film traci na znaczeniu i staje się tylko produkcją niewykorzystanych szans, która powinna zostać szybko zapomniana.
Skrótowo napisana historia nie pomaga w lepszym poznaniu bohaterów, przez co Julia jest nam całkowicie obojętna. Fatalnie prezentuje się antagonista, który jest stereotypowym szalonym naukowcem, dążącym do celu za wszelką cenę. Uroczo wypada TAU, ale jest to zasługa wyłącznie barwy głosy Gary'ego Oldmana. Nie był to jednak na tyle udany występ, by mógł w jakiś sposób konkurować z Halem 9000 z
2001: A Space Odyssey.
Widz może przez większość czasu zastanawiać się o zasadność dziejących się na ekranie wydarzeń. Szkoda wymieniać wszystkie fabularne głupotki, ale naprawdę trudno zrozumieć logikę, którą kierował się antagonista grany przez Eda Skreina. Stworzył niezwykle udaną sztuczną inteligencję, którą wykorzystywał wyłącznie dla swoich potrzeb. Zmiana temperatury w pomieszczeniu, wytarcie kurzu z książek oraz odtwarzanie muzyki klasycznej. Trudno też zrozumieć jego naiwność. Momentami bardzo trudno było wytrzymać i bez pauzowania obejrzeć całość.
Pozbawiona sensu produkcja z absurdalnym zakończeniem na pewno nie przyniesie chluby Netflixowi.
Tau prezentuje się bardzo biednie od strony realizacyjnej i jeszcze gorzej od strony scenariusza. Miało być dramatycznie i psychologicznie, a wyszło gorzej, niż można było przypuszczać. Zamknięta w jednym domu historia nie wybrzmiewa, a w dodatku jest pełna głupotek i momentów powodujących jedynie znużenie. Jedynym promykiem jest aktorka, Maika Monroe, która wcieliła się w Julię. Jeszcze wiele przed nią (na pewno warto lepiej dobierać role), ale chociaż ona była ozdobą tego bardzo złego filmu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h