Taylor Swift – ogólnoświatowy fenomen, księżniczka pop, artystka totalna, głos wielu młodych dziewczyn. Takie określenia na tę wokalistkę możecie odnaleźć w wielu artykułach oraz wpisach w mediach społecznościowych. Jej imponująca grupa fanów, określanych jako Swifties, docenia artystkę za jej szaleńczą pracowitość oraz niebywały warsztat. Taylor jest mistrzynią w pisaniu tekstów, w których wielu słuchaczy odnajduje siebie. Historię oraz fenomen tej piosenkarki omówiliśmy już w tym artykule. Jednak w recenzji filmu koncertowego z trasy The Eras Tour, trudno nie wspomnieć o genezie jego powstania. Należy też wyjaśnić powód, dla którego artystka ponownie nagrywa swoje stare kawałki. W latach 2005–2018 Swift obowiązywał kontrakt z Big Machine Records, firmą założoną przez Scotta Borchetta. Wszystkie prawa do nagrań artystki należały właśnie do tej wytwórni. W listopadzie 2018 roku piosenkarka rozpoczęła współpracę z Republic Records, a niecały rok później okazało się, że Borchetta sprzedał swoją wytwórnię Scooterowi Braunowi i tym samym oddał mu prawa do sześciu albumów artystki. Taylor była wściekła, bo nowy właściciel był menadżerem Kanyego Westa. Artystce pozostało następujące rozwiązanie – nagrać piosenki ponownie. I był to strzał w dziesiątkę. Stare-nowe utwory przyciągnęły uwagę wielu pokoleń. Dorosłe już kobiety powróciły do kawałków sprzed lat. Tymczasem nastolatki zakochały się w odświeżonej wersji All Too Well. Z kolei Taylor miała okazję wykazać się swoją pracowitością. Nie tylko nagrywała stare utwory, lecz także komponowała nowe, czego efektem były dwa albumy (Midnights oraz The Tortured Poets Department, który zadebiutuje w kwietniu). To pozwoliło artystce utrzymać się na topowej pozycji wśród wokalistów na całym świecie. Owocem pracy artystki jest światowa trasa koncertowa The Eras Tour, w ramach której Taylor planuje odwiedzić pięć kontynentów i zagrać ponad 130 koncertów. Przedsięwzięcie postanowiono zmonetyzować jeszcze bardziej. Do kin trafiło nagranie z koncertu na stadionie SoFi w Los Angeles. Film zyskał pochlebne opinie na Rotten Tomatoes (99% od krytyków!) i zarobił 250 milionów dolarów. Po seansie jego rozszerzonej wersji na Disney+ już mnie to nie dziwi. Taylor Swift przez ponad trzy godziny opowiada nam o swojej twórczości, ale w ogóle nas nie nuży. O tej artystce można powiedzieć wiele, ale nie można jej zarzucić braku charyzmy. 34-latka jest prawdziwą showmanką, czego wielu wokalistów może jej pozazdrościć. Kiedy gra lekkie, popowe kawałki, porywa publiczność do śpiewu i tańca. Piosenkarka potrafi być także melodramatyczna – w najlepszym znaczeniu tego słowa. Gdy w tle leci ballada w jej wykonaniu, widz odczuwa wszystkie emocje. Do tego artystce pomaga montaż filmu z licznymi zbliżeniami, które uwydatniają jej kocie spojrzenie i zadziorny uśmiech. To tylko potęguje magnetyczną siłę Taylor. Albumy Swift udowadniają, że jest ona wszechstronną artystką. Ci, którzy kojarzą jej utwory wyłącznie z radia, mogą być zaskoczeni. Niechronologiczne przejście do różnych okresów stanowi element niespodzianki dla tych, którzy są zaznajomieni z twórczością piosenkarki. Był to również świetny zabieg, aby zbalansować tempo oraz rytmikę brzmień. Przykładowo, kiedy wypełniona wolniejszymi piosenkami era evermore dobiega końca, nagle wkracza Taylor w wężowym kostiumie, charakterystycznym dla albumu Reputation, i rozpoczyna występ energetycznym utworem Ready For It?. Warto dodać, że Sam Wrench postawił na subtelny, wręcz minimalistyczny montaż. Są wspomniane zbliżenia na główną artystkę i jej chórek, a także ujęcia na scenę z lotu ptaka. Nieco zabrakło mi bardziej dynamicznych ruchów kamerą przy erze Reputation, która wyróżnia się swoją edgy estetyką i mroczniejszym klimatem.
fot. Disney+
Kapitalna robota została także wykonana przy scenografii oraz kostiumach. Szczegóły doskonale oddają estetykę każdego albumu. W Fearless nie brakuje złotych detali, a Speak Now prezentuje klimat o podobnie delikatnych, baśniowych tonach. W Lover oraz Red można dostrzec odniesienia do teledysków artystki. Szczególnie urzekła mnie tajemnicza, leśna atmosfera ery evermore, w której Taylor przypominała Czerwonego Żółtego Kapturka i grała na fortepianie pokrytym mchem. Takie dodatki wzmacniają poczucie nostalgii i pokazują, że muzyka nie jest zależna wyłącznie od trendów. Jest bowiem ponadczasowa i wiąże się ze wspomnieniami setek ludzi.   Nostalgiczny nastrój utrzymuje się jeszcze mocniej przez liczne interakcje Taylor z fanami. Między utworami artystka opowiada o kulisach tworzenia trasy, a także każdego pojedynczego albumu. Piosenkarka jak mantrę powtarza: "Gdyby nie fani, nie byłoby mnie na tej scenie". Patrząc na dozgonną wdzięczność Swift, nie dziwię się, że jej grupa fanów jest tak liczna. Swift zbudowała w nich poczucie przynależności do bezpiecznej przestrzeni, w której każdy może rezonować z jej muzyką. Dla tych, którzy wybierają się na koncert artystki na PGE Narodowy, ten film może być formą rozgrzewki. Jeżeli jesteście miłośnikami filmów koncertowych, ale nie śledzicie twórczości Swift, też włączcie tę produkcję. Dajcie Taylor zabłysnąć wokalem i udowodnić, że w repertuarze ma coś więcej niż skoczne kawałki w stylu Shake It Off.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj