Piąty odcinek drugiego sezonu Teda Lasso skupił się na postaciach Nathana i Roya. W poprzednich tygodniach narzekałam, że asystent trenera AFC Richmond zszedł na drugi plan i przestał wzbudzać sympatię swoim zachowaniem. Na szczęście twórcy o nim nie zapomnieli, tylko czekali na odpowiedni moment, żeby rozbudować jego wątek, poświęcając mu należytą uwagę. Bohater miał problem, ponieważ nie miał odwagi postawić się kelnerce, żeby ta pozwoliła jego rodzicom zjeść kolację z okazji rocznicy przy stoliku przy oknie. Co ciekawe, z pomocą przyszyły mu Rebecca i Keeley, wyjaśniając mu, że władczość nie pochodzi ze sławy, tylko z okazywanej pewności siebie. Sposób motywowania się przed lustrem zaprezentowany przez szefową klubu był dziwny, ale zabawny. I rzeczywiście robił wrażenie, bo rosła w oczach. Imitacja Nathana w łazience była groteskowa, ale też śmieszyła, a do tego skutecznie pomogła w konfrontacji z kelnerką. Bohater emanował śmiałością, czym delikatnie zaimponował ojcu. Ale najważniejsze, że ten wątek wywoływał pozytywne emocje z dumy, że Nathan odważnie zrealizował plan, który się powiódł. To była dość przewidywalna i nieskomplikowana historia, ale właśnie ta prostota oraz dobra gra Nicka Mohammeda sprawiła, że miała ona w sobie tyle serca. Drugim wyróżniającym się wątkiem był ten poświęcony Royowi, który pomógł Isaacowi przywrócić radość z gry w piłkę nożną. Kent zmotywował go w swoim szorstkim stylu, zabierając go na osiedlowe boisko. Nie zabrakło kilku żartów (wystraszenie Teda i Isaaca podświetlonym smartfonem), ale w tym wypadku cel też został osiągnięty. Może można było w poprzednich odcinkach ciut lepiej pokazać jego wahania czy pragnienie powrotu do klubu. Ostatecznie taką rolę spełniła scena w studiu telewizyjnym, gdy Roy zdał sobie sprawę, czym chce się zajmować, do czego przyczynił się też wątek w kebabowej knajpie. Dlatego scena, gdy przemierzał ulice (i to w sporym chłodzie!), żeby zdążyć na mecz AFC Richmond, powodowała szeroki uśmiech. Doskonale wpasowała się w to piosenka The Rolling Stones She's A Rainbow, o której wcześniej wspomniał Higgins. Scena, gdy wkroczył na stadion i został powitany oklaskami, była świetna. I co najlepsze, warto zwrócić w niej uwagę na reakcję Nathana, który nie jest do końca zadowolony z powrotu Roya. A to oznacza, że odcinek wcale nie kończy się tak tęczowo, a fabuła ma potencjał na poprowadzenie w ciekawy sposób poszczególnych wątków i dalszego rozwoju tych postaci.
fot. Apple TV+
W tym epizodzie Ted odegrał nieco mniejszą rolę, ale za to serwował dobre żarty i motywacyjne treści. Ten o rom-komunizmie rozbawiał, bo był całkowicie w stylu tego bohatera, który zaraża optymizmem i z nadzieją patrzy w przyszłość. Wierzy, że wszystko się ułoży jak w bajce. Jest to bardzo naiwne (i pewnie Sharon miałaby w tym temacie coś do powiedzenia, ale nie nadszedł na to jeszcze czas), ale trudno nie lubić tego pozytywnego nastawienia Teda.  Poza tym dokończono dowcip o sowie i pośmiano się z nazwy klubu z Sheffield. Pod względem komediowym ten epizod był wyjątkowo udany. Należy jeszcze wspomnieć o Rebecce, która zawarła znajomość przez randkową aplikację od Keeley. Twórcy sugerują, że może to być Ted, żeby się podroczyć z widzami. W odróżnieniu od 1. sezonu bohaterka nie wzbudza żadnych negatywnych emocji. Wtedy była ciekawą i skomplikowaną postacią, a teraz jej historia ogranicza się do poszukiwania partnera. Nie jest to interesujące, ale urok osobisty Hannah Waddingham oraz pomysłowe poprowadzenie tego wątku przez twórców sprawiają, że dobrze uzupełnia fabułę serialu. Pomogli w tym Higgins, który opowiedział o pierwszym spotkaniu ze swoją żoną oraz Keeley, która doradza jej w sprawie miłości, żeby być po prostu sobą. Największą wartością serialu jest to, że te rady są uniwersalne, a każda para ma swoją miłosną historię. Pojawiła się też scena nieco burząca czwartą ścianę, w której para starszych osób opowiada, jak poznała się na meczu. Nie było to potrzebne, ale na pewno było bardzo sympatyczne. Piąty odcinek był znakomity, bo wywoływał emocje, bawił i pokrzepiał, jak za najlepszych epizodów 1. sezonu. Aż chce się uwierzyć, że wszystko będzie dobrze - i w serialu, i w prawdziwym życiu. Nawet nie odczuwało się braku Jamiego, bo inne postacie były w centrum uwagi, dzięki czemu fabuła nie stoi w miejscu i idzie naprzód. O to chodzi!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj