Po poprzednim odcinku Teda Lasso, gdy trener miał atak paniki podczas meczu,  zastanawialiśmy się, jak potoczy się jego dalsza historia, ponieważ zdecydował się zwrócić po pomoc do Sharon. Jednak Ted nie tak od razu otworzył się przed psycholożką sportową, co zaowocowało kilkoma gagami z powodu jego „podchodów”. Ta próba wygodnego ułożenia się na kanapie była przezabawna, a anielska cierpliwość, jaką wykazywała się Sharon w stosunku do nowego pacjenta, imponowała. Emocje wzrosły, gdy nerwowy trener w kolejnej sesji oskarżył ją o to, że tak naprawdę jej nie zależy i tylko bierze pieniądze za słuchanie ludzi. Z kolei podczas trzeciej rozmowy pani psycholog mądrze mu odpowiedziała o swojej pracy, porównując ją do jego zawodu. Z jednej strony we wszystkich ich wspólnych scenach idealnie pokazano obawy, które targają osobami potrzebującymi pomocy. Z drugiej strony wypowiedź Sharon otwiera oczy na jej pracę, która jest przez wielu lekceważona lub wręcz demonizowana. Może fabuła nie ruszyła się za bardzo do przodu, ale dla bohatera to był wielki krok, żeby się przełamać i otworzyć przed psycholożką. A do tego pokazano to realistycznie ze szczyptą humoru, zrozumienia i z ważnym przesłaniem, żeby nie oceniać kogoś po okładce lub według swoich wyobrażeń.  Choć wątek Teda interesował najbardziej, to jednak historia Roya i Keeley bardziej się wyróżniła. Początkowo bawiło to, że bohaterka zaczynała czuć potrzebę chwilowego oddechu od swojego mężczyzny. Grupowe spotkania w biurze u Rebecki czy w pomieszczeniu z korkami też śmieszyły. W końcu Keeley wybuchła, a Roy dowiedział się, że zamiast z nim pogadać, to go obgaduje za plecami. Kłótnia zaskoczyła  wielkimi emocjami. Szczególnie że to Keeley sprawiła przykrość Kentowi. Niespodziewanie to ten wątek przeżywaliśmy najmocniej, bo kryzys w ich związku wydawał się trudny do zażegnania. Tworzą tak zgraną parę, którą połączyła miłość i namiętność, że naprawdę kibicowało się, żeby do siebie wrócili. I nieoczekiwanie z pomocą przyszedł Jamie, w którego wypowiedzi, nawiązującej do piłki nożnej, Roy dostrzegł zupełnie inny sens, co pozwoliło mu przejrzeć na oczy i znaleźć rozwiązanie do swoich osobistych problemów. Końcówka, w której bohater postanowił dać nieco przestrzeni Keeley i przygotował jej kąpiel, była bardzo romantyczna i uczuciowa. Może lekko za słodka, ale Brett Goldstein i Juno Temple sprawiają, że całkowicie to nie przeszkadza. Niektórzy mogą twierdzić, że ten wątek romansowy nie do końca był potrzebny w historii. W końcu związek Roya i Keeley jest ustabilizowany, więc w tym temacie już niewiele zostaje do powiedzenia. Jednak wbrew pozorom jest on uzasadniony. Wzmacnia uczucie między bohaterami, a widzom pokazuje, że dialog między partnerami jest ważny na pewnych etapach związku. Do tego otrzymaliśmy scenę, w której Roy z Jamiem wzajemnie sobie pomagają, dając sobie rady w pośredni sposób. Wpływają na siebie pozytywnie, co może zaowocować w dalszej części 2. sezonu, żeby ciekawie rozwijać ich relację.
fot. Apple TV+
Najmniej wciągał wątek Nate’a, który zyskał szacunek swoją taktyczną myślą podczas meczu. Mimo to na jego ojcu nie zrobiło to wrażenia, dlatego bohater wciąż wyżywał się na Colinie. Trener Beard zainterweniował, zwracając mu uwagę, że nie powinien tak robić. W tej historii emocje zmieniały się co chwilę. Najpierw niechęć budził ojciec Nathana, potem sam Nathan ze względu na swoje niemiłe zachowanie. Później jednak bohater odzyskiwał sympatię, gdy przyznał się do błędu i przeprosił piłkarza. Na koniec znowu swoją frustrację wylał na Willa, który przecież wykazał się pięknym gestem z koszulką. Nasz „Wonder Kid” zaczął irytować swoim brakiem stabilizacji i chamskimi wyskokami, ale twórcy też bardzo dobrze prowadzą jego historię. Powoli zagłębiają się w tę postać i poszukują źródła jego niskiej samooceny, która objawia się tak nieprzyjemnie, a widzów wprawia w konsternację. Pod względem psychologicznym serial naprawdę wykonuje doskonałą robotę. Szczególnie że przedstawia to w sposób ludzki, pod przykrywką humoru oraz sportowej historii. W siódmym odcinku Teda Lasso nie wydarzyło się nic przełomowego, co miałoby posunąć fabułę naprzód. Ale był on ważny dla rozwoju kilku postaci. Twórcy dbają o to, żeby też nie za szybko bohaterowie poddawali się przemianie, co wyszłoby sztucznie. Robią to z głową, bo również mają na to więcej czasu, dzięki dłuższemu sezonowi. Dlatego też nie przyspieszyli ani sesji Teda z Sharon, ani wypadków związanych z internetowym romansem Rebecki i Sama. Wszystko jeszcze przed nami. Epizod był dobry, ale wiemy, że serial stać na więcej!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj