Należałoby zacząć od początku. Czołówka każdego sezonu przedstawiała nam potencjalne problemy, z którymi zmierzą się bohaterowie serialu. Tymczasem, w intrze do pierwszego odcinka sezonu 6B, pojawia się znacznie więcej istot z poprzednich sezonów serialu. Zapowiadano co prawda jeszcze przed premierą, że część postaci (zarówno tych dobrych, jak i tych stojących po drugiej stronie barykady) powróci, jednak może to przypomnienie ma być jednocześnie pożegnaniem fanów? Z pewnością jeszcze tego dowiemy. Pierwszy odcinek sezonu 6B nie przynosi nam zaskakujących powrotów – skupia się przede wszystkim na przygotowaniach i nieuchronności rozpadu paczki – niektórzy już wyjechali, niektórzy natomiast planują wyjazd, ewidentnie chcąc nieco odciąć się od Beacon Hills. Nie ma się co oszukiwać, ostatnie lata były dla nich raczej kiepskie – Theo i Koszmarni Doktorzy, Bestia z Gévaudan a potem cała heca z Dzikim Gonem i wrogim alfą o skomplikowanej i nieprzyjemnej przeszłości. Nic dziwnego, że chcą od tego wszystkiego odpocząć, niestety jednak na to się nie zapowiada, bo coś się zbliża i bez wątpienia nie jest to nic dobrego. Choć pierwszy odcinek nie przedstawia nam wiele, nad bohaterami zbierają się czarne chmury – niewyjaśnione wydarzenia, które znów nawiedzają niewielkie miasteczko zwiastują nadciągającą katastrofę. Zresztą, są podejrzanie podobne do tych, które widzieliśmy na początku trzeciego sezonu… Są też wizje Lydii, na którą zawsze można liczyć w przypadku zbliżającej się tragedii. Pierwszy odcinek nie daje nam żadnych odpowiedzi, za to liczne pytania – o tożsamość niektórych osób, o ich motywy, o to co mogło przedostać się przez otwarte drzwi... Miejmy nadzieje, że odpowiedź będzie dla nas satysfakcjonująca. Może to i dobrze, że historia Scotta i jego przyjaciół się kończy? Choć od czwartego sezonu próbuje się wprowadzać Liama i Masona, tworząc z nich parę podobną do tej którą tworzą Scott i Stiles, nie wypadają oni tak przekonująco i choć mają swoje momenty, widz raczej czekać będzie na powrót starszych bohaterów. Tej dwójce natomiast przyznać trzeba, że w pierwszym odcinku świetnie wypada krótki konflikt Liama z jednym z pacjentów Eichen House. Wreszcie okazuje się, że kły i pazury nie są tylko po to, by dobrze wyglądać –  mogą być też groźne. Dobrze wypadają Lydia i Malia, ale to postaci, które nie raz już udowodniły, że są warte czasu ekranowego – umiejętności banshee czynią z tej pierwszej intrygującą, natomiast w przypadku Malii nadal bawi swoisty dualizm – z jednej strony chce podążać tylko za swoimi pragnieniami, z drugiej jednak wie, co to lojalność wobec przyjaciół. Jak zwykle najlepiej wypada Dylan O’brien, bo choć pojawia się ledwie na chwile, jego scena puentuje cały odcinek, nadając mu znany zwłaszcza z pierwszych sezonów humor. Nowy Teen Wolf zapowiada się całkiem dobrze, ale scenarzyści muszą pamiętać, że zostało już tylko 9 odcinków, by zakończyć całą historię zgodnie z oczekiwaniami fanów. Miejmy nadzieje, że zrobią to lepiej niż w sezonie 6A, bo końcowa konfrontacja z Dzikim Gonem była zdecydowanie za krótka, a osiągnięcie zwycięstwa zbyt łatwe. W tym wypadku nie mają już następnego sezonu, by poprawić błędy, więc dobrze byłoby ich nie popełniać. Po pierwszym odcinku możemy jednak być pełni nadziei, bo klimatem bardzo przypomina najlepszy, trzeci sezon tego serialu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj