Odcinek w dużej mierze skupia się na ukazaniu konsekwencji zniknięcia Stilesa. Każdy na swój sposób odczuwa brakującą cześć w swoim życiu i radzi sobie z tym po swojemu. Największy wpływ ma to chyba na Malię, która straciła swoją „kotwicę”, utrzymującą jej nadnaturalną naturę w ryzach. Po świetnej końcówce premierowego odcinka i wyznaniu Stilesa dostajemy potwierdzenie ze strony Lydii, jednak w takich warunkach nie przekazuje to odpowiednich emocji i nie robi wrażenia. Poza tym był to chyba najbardziej spodziewany element od jakiegoś czasu, ale również niezmiernie wyczekiwany. Odcinek traci również na całkowitej absencji Stilesa, który stanowi główny filar produkcji i bez niego wiele by ona straciła. Coraz więcej uwagi poświęcono również nowym członkom obsady. Młodzi aktorzy na ekranie radzą sobie bardzo dobrze, więc zwiększenie ich roli nie odbija się negatywnie na wizerunku serialu. Możemy dostrzec podobieństwo w postaciach Liama i Masona, odpowiednio do Scotta i Stilesa. Oczywiście twórcy nie idą tutaj we wtórność oraz sztampę i robią to umiejętnie, kreując całkowicie oryginalnych bohaterów, jedynie z lekką obecnością podobieństw. Istotnym elementem jest tutaj rozmowa Scotta i jego podopiecznego. Następuje tu swego rodzaju przekazanie pałeczki w jednym z elementów. Zapewne w najbliższych odcinkach będziemy obserwowali takie zagrania również na innych płaszczyznach. Jest to ukazane w interesujący sposób i wydaje mi się, że mogłoby to prosperować jako całkiem dobry spin-off serialu. Podobnie jak w piątym sezonie, tak i teraz, głównym antagonistom towarzyszy tajemnica i mistycyzm, ale przede wszystkim nutka grozy. Bez wątpienia są wykreowani bardzo dobrze, wzbudzają zaciekawienie, a w niektórych momentach również strach. Ich pojawienia się na ekranie są zrealizowane bardzo sprawnie i budują ujmujący klimat. Twórcy w umiejętny sposób interpretują na własne potrzeby znany mit i wychodzi to bardzo dobrze. Stale rozbudowywana jest mitologia serialu i utrzymuje to wysoki poziom już od pierwszego sezonu. Ciekawie prowadzone są również wątki romantyczne. W umiejętny sposób ukazana jest relacja Masona z Coreyem. Na ekranie ogląda się ich bardzo dobrze i tworzą oni przyjemny duet. Chemia między aktorami jest wyraźnie widoczna, a twórcy starają się unikać stosowania schematów, a jeżeli już to robią, to umiejętnie się nimi posługują, nie popadając w sztampę. Dobrze rozwija się także związek Hayden i Liama. Przemawia przez nich swego rodzaju młodzieńcza naiwność oraz zafascynowanie sobą. Uczucie, które ich łączy, rozpala ich do czerwoności. Dziwne, aczkolwiek typowe dla tej produkcji jest przedstawienie Scotta po rozstaniu z Kirą. Nie zostaje ona wspomniana ani razu, jakby wcale nie istniała, a Prawdziwy Alfa również nie wydaje się odczuwać jakichkolwiek konsekwencji z tego powodu. ‌Teen Wolf w drugim odcinku finałowej serii postanawia dać widzom złapać oddech i odrobinę zwolnić. Skupia się na przyziemnych sprawach i pozwala również na krótką, sentymentalną podróż do początków. Zwiększa też rolę młodszej części obsady, w tym Coreya, który w końcu będzie mógł się wykazać (swoją drogą bardzo słabo wygląda zielona poświata na bohaterach w czasie niewidzialności) i będzie miał realny wpływ na wydarzenia. Ukazuje postacie w momencie, kiedy z ich życia znika niezwykle ważne ogniwo, jednak nie do końca zdają oni sobie z tego sprawę. Wszystko jak zwykle odznacza się unikalnym i urokliwym klimatem oraz świetną ścieżką dźwiękową, co przekłada się na naprawdę dobrą całość. Miejmy nadzieję, że to jednak jednorazowa stagnacja i kolejne epizody na nowo będą przepełnione zwrotami akcji i mnóstwem emocji.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj