Odcinek w głównej mierze skupia się na próbie ochrony ludzi, którzy widzieli Jeźdźca Widmo podczas imprezy w poprzednim odcinku. Bohaterowie starają się ustalić plan działania, który pozwoli zapewnić bezpieczeństwo wszystkim. Oczywiście nie wszystko idzie zgodnie z ich planem, co doprowadza do konfrontacji z Dzikim Gonem. Nie wszystko też idzie po myśli twórców, ponieważ pojawiają się rażące błędy wpływające na całość. Stworzenie „detektywistycznego” duetu z Melissy i Chrisa nie do końca przekonuje. Ostatnim razem zapowiadało to interesujące wykorzystanie tych postaci, jednak kierunek, jaki obrano nie jest tym, czego można było oczekiwać. Matka Scotta postanowiła wyruszyć w teren, z tłumaczeniem, że ma dość patrzenia, jak wszyscy ryzykują swoje życia, kiedy ona pracuje w szpitalu i widzi, jak trafiają tam kolejne bliskie jej osoby. Jednakże to właśnie w głównej mierze takie wykorzystanie tej postaci sprawdzało się najlepiej do tej pory i niepotrzebna była zmiana w tym aspekcie. Tym bardziej jest to niepokojące, bo wygląda na to, że twórcy mają zamiar zaoferować nam romantyczną relację między panią McCall oraz Argentem. Najciekawiej prezentuje się wątek Lydii, która cały czas doszukuje się kolejnych wskazówek mogących ją doprowadzić do Stilesa. Świetnie wypadają jej wizje związane z mocami Banshee, posiadające ujmujący klimat i zręczną realizację. Zachwyca również Holland Roden, która bryluje na ekranie podczas nieobecności Dylana O’Briena. Sprawnie zrealizowano również jej rozmowę z matką, której rolę postanowiono zwiększyć w tym sezonie, a to sprawdza się dobrze. Niestety Lydia dostaje niewiele czasu ekranowego, a więc nie jest wstanie przysłonić mankamentów tego odcinka. Jeżeli chodzi zaś o główny wątek Relics, to jest on dość nierówny. Z jednej strony mamy zapowiedź interesującego starcia pomiędzy stadem Scotta i Dzikim Gonem, z drugiej jednak – realizacja pozostawia wiele do życzenia. Twórcy nie pofatygowali się o zbudowanie napięcia i odpowiednich emocji, przez co całość ogląda się z umiarkowanym zaangażowaniem. Przez cały czas nie czuć zagrożenia ze strony Jeźdźców Widmo wobec głównych bohaterów, co trochę razi, szczególnie w momencie, kiedy Liam atakuje jednego z nich. Antagoniści zamiast go wymazać, pozbywają się kolejnych osób naznaczonych w poprzednim epizodzie, pomijając oczywiście tych znaczących. Podobnie sprawa się ma w przypadku bunkru oraz Malii i Chrisa, którzy także zostali pokonani, ale nie wymazani. Razi to brakiem konsekwencji i obawą pozbycia się kolejnego bohatera, którego później trzeba by było przywrócić, a to już za dużo pracy. Jeżeli jednak chodzi o samych Jeźdźców Widmo, to nadal prezentują się oni świetnie. Zostali wykreowani bezbłędnie, z dopracowaniem wszystkich detali, co sprawia, że na ekranie ogląda się ich wyśmienicie. Budują mroczny, przepełniony tajemnicą i zabarwiony nutką grozy klimat, który idealnie pasuje do tego serialu. Jeżeli uda się poprowadzić ten wątek do końca bez większych potknięć, wyrosną oni na najlepszych przeciwników w tym serialu, oczywiście zaraz za Nogitsune. Teen Wolf w najnowszym odcinku nie zachwyca. Oferuje rozrywkę na dobrym poziomie, ale nic poza tym. Nie wychodzi poza ramy przyzwoitości, a do poziomu premiery sporo mu brakuje. Odbiór czwartej odsłony psują przede wszystkim półśrodkowe zagrania, nieciekawe kierunki rozwoju niektórych wątków i dziwne zachowania wśród bohaterów. Twórcy udowodnili nam, że stać ich na dużo dużo więcej, ale widocznie oni sami zapomnieli jak świetnymi rzeczami raczyli nas w sezonie 3B. Miejmy nadzieję, że zastój w poziomie oferowanej historii szybko się zmieni i finałową serię zapamiętamy na długo.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj