Epizod niemal w całości skupia się na próbie złapania Jeźdźca Widmo. Tym razem jednak uwzględniono przy tym zadaniu niemal wszystkich bohaterów. Co prawda ten wątek prezentuje się najsłabiej, ale to szczególnie nie przeszkadza. Najlepiej wypadają sceny z Lydią i szeryfem, które są po prostu świetne pod każdym względem. Interesujące są również ostatnie minuty odcinka. Wątek z nowym przeciwnikiem na pewno zostanie ciekawie rozwinięty w najbliższym czasie. Serial w końcu zaczyna się rozkręcać. Tempo powoli wzrasta przed końcem pierwszej połowy tej serii. Wątek opierający się na próbie złapania jednego z Jeźdźców Dzikiego Gonu rozgrywa się po linii najmniejszego oporu, nie starając się nawet zaskoczyć czymś widza. Łatwo jest przewidzieć, jakie wydarzenia będziemy oglądali na ekranie. Zmienia się to dopiero pod koniec, gdy na scenę wkracza Pan Douglas. Mimo takiego prowadzenia dostarcza to rozrywki na odpowiednim poziomie i nie nuży widza. W umiejętny sposób wpleciono na nowo postać Theo, który wprowadził odrobinę potrzebnej świeżości. Mogliśmy także zobaczyć po raz kolejny Parrisha — ostatnimi czasy nie brał on czynnego udziału w przygodach bohaterów. Podczas nieobecności Stilesa Lydia po raz kolejny króluje na ekranie. Ciekawie wypada jej scena z matką, której rola w tym sezonie została rozwinięta. Relacja Natalie z córką prezentuje się bardzo dobrze i stanowi odpowiedni element uzupełniający postać samej Lydii. Jednak to scena w „pokoju” młodego Stilinskiego wraz z szeryfem skradła cały odcinek. Została zrealizowana idealnie, wszystko zagrało w niej należycie. Zaczynając od świetnej gry aktorskiej, przez ujmujące dialogi, zabawę scenografią oraz światłem, a na perfekcyjnej ścieżce dźwiękowej kończąc. Udało się stworzyć unikalny klimat i wydobyć emocje, które wylewały się z ekranu. Dla takich scen warto oglądać ten serial. Kiedy większość bohaterów starała się złapać jednego z Jeźdźców, Malia postawiła na swój własny plan. Jej zestawienie z Melissą, a później z Peterem wypada atrakcyjnie. Co prawda rozgrywało się to gdzieś na drugim planie, ale udało się mu przykuć uwagę widza. Malia to jedna z ciekawszych postaci, ale nie da się ukryć, iż ostatnio została zepchnięta za kulisy i nie jest już tak często pokazywana jak kiedyś. Szkoda, ponieważ przez to marnuje się również bardzo dobra aktorka, czyli Shelley Hennig. Podobnie jest z Peterem, który stanowi obecnie jedynie dodatek do całości. Nie da się nie zauważyć, że w ostatnich odcinkach twórcy znacznie rozwinęli role młodszej części obsady. Początkowo było to dobre zagranie, ponieważ są oni istotną częścią stada Scotta, więc ich większe zaangażowanie było uzasadnione. Jednakże w ostatnim czasie jest ich na ekranie niemal tyle samo co głównych bohaterów, a to już wydaje się być trochę mniej zasadne. Działałoby to sprawniej, gdyby w przyszłości ukazał się kolejny sezon opowiadający właśnie o nich, ale w przeciwnym razie nie jest to aż tak konieczne. Zwłaszcza, że nie wszyscy z nich potrafią wystarczająco zainteresować. Teen Wolf po dłuższej zadyszce łapie głęboki oddech i serwuje naprawdę dobry epizod. Rozpoczyna się on świetnie zrealizowaną sceną, która wygląda jak żywcem wyjęta z horroru. Dalej mamy do czynienia ze umiejętną realizacją — bez dłużyzn i rażących błędów. W ciekawym kierunku rozwijana jest główna oś fabularna, widzimy interesujące interakcje między bohaterami, a wisienką na torcie jest ogromna ilość emocji i wrażeń, jakich dostarcza jedna scena. Miejmy nadzieję, że wzrost tempa przed finałem pierwszej części tego sezonu nie był jednorazowy i kolejny odcinek będzie prezentował podobny albo nawet i lepszy poziom.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj