Dziesiąty odcinek Teorii wielkiego podrywu prezentuje się raczej nijako, a zapamiętany zostanie przez niewykorzystany potencjał związany z gościnnym występem Christophera Lloyda.
The Property Division Collision po raz kolejny rozbija wydarzenia na dwa wątki – Leonarda i Sheldona oraz Howarda i Bernadette. Nie ma rzecz jasna niczego dziwnego w dzieleniu bohaterów na grupy, ale konfiguracja osób wchodzących ze sobą w interakcje mogłaby się zmienić, bo obecna trochę się przejadła. Ostatnie odcinki, gdy wszyscy zbierali się razem, były miłą odmianą, lecz w dziesiątym wszystko wróciło do normy.
Głównym problemem, z którym mierzą się Sheldona i Leonard tym razem jest podział majątku. Jak można było się spodziewać, dr Cooper chciałby każdy gadżet dla siebie, co nie podoba się byłemu współlokatorowi. Można w tym momencie się przyczepić, że przecież Penny powinna wspierać w sporze upierdliwego przyjaciela, gdyż i tak jakiś czas temu ujawniono, iż pani Hofstadter próbuje pozbyć się wszystkiego, co geekowskie z mieszkania, to nie warto być jednak tak drobiazgowym – po pierwsze,
The Big Bang Theory jest sitcomem – one nie mają w zwyczaju dbać skrupulatnie o ciągłość fabularną, a po drugie – ten serial ma o wiele większe problemy. A za taki na pewno można uznać niski poziom żartów. Akurat w tym wypadku bez zgrzytu ogląda się akcję, problemem jest po prostu zmęczenie materiału. Oglądając, ma się wrażenie, że już się to gdzieś widziało (i akurat w tym wypadku nie mam na myśli
Przyjaciół).
Osobny akapit należy się występującemu gościnnie (oraz biorącemu udział w sekwencji Sheldona i Leonarda) Christopherowi Lloydowi. Już sam pomysł, by nie zagrał on samego siebie, wydawał się niezbyt trafiony, ale skoro scenarzyści tak zdecydowali, to mogliby się chociaż postarać, żeby postać, którą gra, była znacząca dla bohaterów (jak np. ojciec Sheldona albo Howarda). Niestety to również pozostało w sferze marzeń. Christopher Lloyd, czyli Dr Emmett Brown z kultowego
Back to the Future wcielił się w… bezdomnego. Pod względem odegrania postaci nie da się nic aktorowi zarzucić, natomiast scenarzyści się nie popisali – wydaje się, że z marnych kwestii Lloyd wyciągnął, ile się dało. To chyba dzięki niemu scenę patetycznej przemowy dało się oglądać (nie znaczy to jednak, iż była dobra).
U Wolowitza i spółki jest gorzej niż we wcześniej opisywanym wątku. Raj i Stuart ścigają się o miano najbardziej żałosnej regularnie pojawiającej się w
Teorii… postaci. Przez takie wykorzystywanie swoich przyjaciół (choć sprzedawcę komiksów trudno uznać za przyjaciela oraz członka grupy) Howard i Bernadette tylko tracą w oczach widzów, szczególnie ta druga, gdyż do jej męża wykorzystującego innych ludzi z powodu własnego lenistwa widzowie zdążyli się już przyzwyczaić. Pokazywanie zdesperowanych chłopaków jest bardzo nie w porządku – bardziej współczuje się bohaterom ze względu na sytuację w jakiej się znaleźli, niż się z nich śmieje.
The Property Division Collision to odcinek wykorzystujący znane fanom
The Big Bang Theory chwyty, przez co produkcja nie potrafiła zaskoczyć i rozśmieszyć. Jeżeli ktoś naprawdę mocno zżył się z bohaterami, to może jeszcze uda mu się uśmiechnąć, reszta będzie raczej z powagą oglądała niegdyś ten naprawdę zabawny sitcom. Dziś wywołujący mniej śmiechu a więcej współczucia.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h