Do największych problemów The Geology Elevation zaliczam postać Berta. Nie ma z nim co prawda zbyt wiele scen w tym epizodzie, ale za każdym razem, gdy się pojawia, zastanawiam się, dlaczego on wraca w miarę regularnie do tej produkcji, czy to aktor ma jakieś specjalne układy z twórcami czy po prostu nikt nie chce już gościnnie występować w The Big Bang Theory? Oczywiście ogromnym nadużyciem byłoby powiedzieć, że ten odcinek się nie udał przez Berta, lecz naszła mnie myśl, iż obecnie nawet bohaterowie występujący gościnnie nie wnoszą jakości ani świeżości tak potrzebnej temu sitcomowi (uczucie spotęgował Kripke – niby nigdy nie lubiłem tej postaci, a ta krótka scenka z nim, mimo że nie była jakoś szczególnie zabawna, przywołała miłe wspomnienia). Dobrze jest to widoczne na przykładzie Ellen DeGeneres – skoro już sie pojawiła, mogłaby mieć jakąś minimalną interakcję z bohaterami, a wystąpiła na zasadzie „wciśnijmy ją gdzieś, bo możemy”. W The Geology Elevation na pierwszym planie znalazł się Sheldon i jego sposób radzenia sobie z zazdrością. Cieszy, że robił to w sposób pasujący do tej postaci, jednak przypadkowe krzywdzenie siebie podczas wyzwalania złości nie śmieszyło mnie, o ile pierwszy raz – z kamieniami – jeszcze działał jako tako, to następne przypadkowe kontuzje, które doktor Cooper sam na siebie sprowadzał, nie wywoływały nawet uśmiechu na mojej twarzy, a nawet sprawiały, że było mi żal naukowca. Inne postacie z głównej obsady również oglądało się bez zgrzytów. Spokojna Bernadette jest o wiele fajniejszą osobą niż wrzeszcząca Bernadette, Raj – w tym odcinku pozostający bardziej w cieniu (w porównaniu do poprzedniego epizodu) – także sprawiał lepsze wrażenie i mógł trochę odzyskać w oczach widzów, którzy nie mogli oglądać scen z jego udziałem w poprzedniej odsłonie. A reszta? Wystarczy wspomnieć, że sceny w mieszkaniu Leonarda należały do najlepszych momentów The Geology Elevation – wyjątkowo upodobałem sobie rozmowę o zazdrości i fragment o włosach Penny. Jedynie zawiodłem się, gdy pani Hofstadter nazwała Sheldona Dolores. Przez chwilę wpadłem w stan „O mój Boże, będzie nawiązanie do Westworld!!!”, ale się niestety rozczarowałem. Mieszane uczucia mam do Howarda. Jego próba rozstrzygnięcia, czy Hawking-zabawka jest rzeczą, którą można się chwalić przed światem, nie przypadł mi zbytnio do gustu. Nie był aż tak zły, jak niektóre wątki w Teorii… potrafią ostatnio być, lecz również nie był niezwykle zabawny. Taki typowy średniak ze sztampowym zakończeniem zaserwowanym przez wybitnego naukowca. Dziewiąty odcinek The Big Bang Theory nie rozczarował oraz nie zachwycił. Nie poruszył głównych wątków sezonu, będąc typowym zapychaczem. Epizod do zapomnienia, który niczym szczególnym się nie wyróżnił, chyba że komuś wbije się w pamięć Ellen DeGeneres, chociaż nie widzę ku temu powodów.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj