Finałowy odcinek pierwszego sezonu Terapii bez trzymanki nie zawiódł oczekiwań. Było miło, zabawnie i emocjonalnie, dzięki czemu zakończenie satysfakcjonuje.
Można było odczuć, że to ostatni odcinek serialu Terapia bez trzymanki, ponieważ domknięto wszystkie wątki. Uporano się w prosty sposób z historią Seana, który rozwija swoją pasję i zdecydował się na samozatrudnienie. Takie pójście na łatwiznę trochę rozczarowywało – bardziej skupiało się na postaci Liz, która chciała zaangażować się w biznes przyjaciela, co jest zgodne z jej nachalnym charakterem. Dzięki temu wątkowi Derek (Ted McGinley) otrzymał więcej czasu antenowego, co wzbogaciło tę część historii. Twórcy wyczuli, że mężczyzna jest świetnym dodatkiem do fabuły. Ma komediowy potencjał, który warto było wykorzystać w większym stopniu. Liz i Derek stanowią zgraną i trochę przerysowaną parę, ale między aktorami jest tak dobra chemia, że to działa i bawi.
Również wątek Jimmy’ego wybrzmiał w pełni. Bohater otrzymał wiele podziękowań od pacjentów i przyjaciół. Nawet od Paula, który zaproponował mu uścisk, co było niezręcznie zabawne. Przyjazna atmosfera nie trwała długo, bo Liz naskoczyła na Paula, wyjawiając tajemnicę tego przytulenia. Oburzenie mężczyzny było komiczne – tak jak wyrzuty sumienia Jimmy’ego. To była znakomicie napisana scena, dlatego dostarczyła sporo śmiechu. Zanotowaliśmy też progres u Jimmy’ego – lepiej radzi sobie z żałobą. Oddał córce rzeczy jej matki, aby mogła na swoich zasadach się z nimi pożegnać i ruszyć do przodu. Scena budziła smutek, ale przyniosła ulgę. Alice opowiadała Seanowi o szczęśliwych chwilach z matką. A wcześniej Jimmy porozmawiał z nią o wspomnieniach o Tii, dzięki czemu dostaliśmy krótką retrospekcję z tą bohaterką.
Jednak najlepiej wypadła scena na ślubie, gdy emocje sięgnęły zenitu. Jimmy przezwyciężył swoją traumę i wygłosił inspirującą przemowę. Z głębokiego smutku przeszliśmy do szczęścia, jakie spotkało młodą parę za sprawą Tii. A wszystko to dzięki Jasonowi Segelowi, który zagrał fantastycznie. W efekcie radosna końcówka sprawiała mnóstwo satysfakcji. Nie każdy musi lubić happy endy, ale tutaj takie zakończenie było wskazane po tylu trudnych przejściach.
Nie można zapomnieć o Gaby, która odważyła się podążać za swoimi marzeniami i pracować na uczelni. Tym razem scenę skradł jej Harrison Ford w roli Paula, który zaszachował Dana pochwałami dla koleżanki z pracy. Ale nie zmienia to faktu, że Jessica Williams w pozostałych scenach jak zwykle błyszczała i budziła wiele sympatii. Poza tym romans jej bohaterki z Jimmym może nabrać kolorytu w kolejnym sezonie, stając się motorem napędowym dla fabuły.
Odcinek zakończył się cliffhangerem. Grace zrzuciła męża z klifu, dosłownie wypełniając zalecenia Jimmy’ego, który oczywiście żartował podczas sesji terapeutycznej. Można było się domyślić, jak przebiegnie ta scena ze względu na charakterystyczną lokalizację. Natomiast ważny jest potencjał tego wątku, który może przynieść w drugim sezonie wiele kłopotów Jimmy’emu. Przy okazji przypomniano widzom, że rodzaj terapii, jaki przeprowadzał główny bohater, jest szkodliwy i może przynieść właśnie takie dramatyczne konsekwencje.
Finałowy odcinek Terapii bez trzymanki w przyjemny sposób zakończył pierwszy sezon. Nie brakowało w nim zabawnych żartów, głównie związanych z seksem, ale też smutniejszych momentów. Tym razem tempo wydarzeń było odpowiednie. Twórcy zostawili sobie furtkę do kontynuacji historii. Apple TV+ zamówił kolejną serię, więc bohaterowie powrócą, aby dostarczać nam sporej dawki śmiechu i emocji.
Pierwszy sezon Terapii bez trzymanki rozkręcał się z odcinka na odcinek, przedstawiając poważne problemy w lekkiej formie – w mądry i przemyślany sposób. Aktorzy dobrze czuli się w swoich rolach, dlatego ten humor działał (nawet jeśli często używano przekleństw). Bohaterowie zyskali dużo sympatii, więc z chęcią powracało się co tydzień do tego komediodramatu. Dlatego też z niecierpliwością będę czekać na nowy sezon i dalszy ciąg historii.