Mozolnie, ale z samymi entuzjastycznymi odczuciami względem The Terror dobrnęliśmy do finałowego odcinka sezonu, który miał nam odpowiedzieć na nurtujące nas pytanie, jak zakończy się ta dramatyczna ekspedycja prowadząca przez lody Arktyki. Nie tylko interesowało, kto ostatecznie przeżyje tę wyprawę, czy uda się pokonać stwora, ale również jak potoczy się konfrontacja Croziera z Hickeyem. Prawdę powiedziawszy spodziewałam się tutaj większych iskier lub wzajemnej nienawiści czy pogardy, gdzie panowałaby przytłaczająco napięta atmosfera. Tego nie uświadczyliśmy, ale z drugiej strony trudno oczekiwać gwałtowności po głodujących i wycieńczonych ludziach. To było bardziej starcie dwóch różnych charakterów, ceniących sobie inne wartości, z różnymi przekonaniami, a mimo to zachowali dżentelmeńską, angielską uprzejmość. I to też dobrze wpasowało się w klimat serialu. Warto pochwalić Jareda Harrisa i Adama Nagaitisa, ponieważ solidnie i przekonująco odegrali swoje role. A nawet można powiedzieć, że ten drugi nieco skradł odcinek, gdy jego postać zaczęła uważać się wręcz za boga. Dało to oczekiwany efekt, żeby widzowie pragnęli jego pożarcia przez Tuunbaqa za jego pychę i butność. Na pewno wiele emocji wzbudziła śmierć Goodsira, który był najbardziej pozytywną postacią w Terrorze. Troszczył się o swoich pacjentów całym sercem, a ostatnia rozmowa z Crozierem pokazała, że ćwiartowanie ludzi do spożycia go załamało. Wstrząsająco wyglądało jego samobójstwo, ale jeszcze bardziej drastycznie oglądało się konsumujących skrawki jego ciała żeglarzy. O ile w poprzednim odcinku podobne obrazki nawet nie odrzucały, to na widok Croziera przełykającego kawałek stopy doktora, coś przewracało się w żołądku. Twórcy nie poskąpili makabryczności, które tym razem mocno oddziaływały na emocje widzów. Na pewno kulminacyjnym punktem odcinka był atak Tuunbaqa na pozostałych przy życiu członków załogi. Stworzony w komputerze potwór na tyle dobrze wyglądał w tej przyciemnionej aurze, że można było bez problemu dać się pochłonąć tym dramatycznym wydarzeniom rodem z horroru. Nawet rozerwanie Hickeya na pół wyglądało równie okrutnie i krwawo, jak dosyć podobna scena w Deadpoolu 2. Zresztą cały przebieg wydarzeń wbijał w fotel, łącznie z odcięciem sobie języka przez Corneliusa i udławieniem się nim Tuunbaqa. Plan Goodsira, aby otruć stwora się powiódł, podobnie jak dostarczenie widzom dreszczyku emocji przez twórców. Przyznam, że książkowe zakończenie historii w Terrorze, które zostało mocno zakorzenione w mitologii Inuitów, nie przypadło mi do gustu. Na szczęście, dzięki temu, że twórcy odrobinę pozmieniali pewne szczegóły fabularne względem powieści, inaczej rozłożyli akcenty romansowe oraz postawili na większy realizm, końcówka sezonu ani trochę nie rozczarowuje. Widok martwych marynarzy, którzy walczyli o życie z całych sił powodował smutek. Świetnie też wpleciono w końcówce znane sceny z Rossem, które idealnie spięły klamrą całą historię, jak i sezon. Dowodzi to, że twórcy przemyśleli sobie fabułę od początku do końca, a do tego jeszcze przyłożyli się pod względem realizacyjnym, aby Terror nabrał wyrazu i zadowolił zarówno widzów, jak i czytelników. Serial Terror zaimponował doskonałą ekranizacją powieści Dana Simmonsa. Efekty specjalne na przestrzeni całego sezonu nie zawiodły, a to głównie od nich zależało, czy ta historia zainteresuje oraz wciągnie widzów. Aktorzy również spisali się bardzo dobrze, nadając swoim bohaterom charakteru i wyrazistości. Choć trzeba przyznać, że nie zawsze można było ich z łatwością rozróżnić ze względu na pełny ubiór. A dodać należy, że stroje też wyglądały okazale. Szkoda, że nie poznaliśmy nieco lepiej niektórych postaci, ale wtedy serial musiałby składać się z większej ilości odcinków, co mogłoby wzbogacić fabułę i pozwolić zżyć się z bohaterami, aby później przeżywać ich śmierci. Oczywiście też nie brakowało momentów przestoju, ale zawsze miały one uzasadnienie, a nie wynikały z braku pomysłów. Ale najważniejsze, że udało się nadać Terrorowi tego mroźnego klimatu grozy, który nie odpuszczał nawet na odcinek. Terror to jeden z niewielu seriali, którego historię przeniesiono tak skrupulatnie z książki na ekran i jeszcze nic nie straciła z tej dramatycznej, depresyjnej i mrocznej atmosfery. A to duża sztuka. I jak pokazuje powyższy przykład – nie trzeba na siłę ulepszać gotowego materiału na serial, jak to ostatnio często bywa z ekranizacjami, tylko wyciągnąć z oryginału wszystko, co najlepsze. Życzmy sobie, aby powstawało więcej tak udanych, solidnych i dopracowanych produkcji, jak Terror!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj