The Terror nie tylko staje się coraz mroczniejszym serialem, ale również panuje w nim coraz chłodniejsza atmosfera, w znaczeniu dosłownym i w przenośni. Temperatura spada, ale również nastroje marynarzy stają się coraz bardziej nerwowe z dowódcą ekspedycji włącznie. W najnowszym odcinku rozwinięto wątek pijaństwa Croziera, który pod wpływem alkoholu ledwo panuje nad sobą, a do tego staje się agresywny. Nie tylko uderzył Fitzjamesa, ale również stracił cierpliwość do Lady Ciszy. Tutaj dużą rolę odegrał poczciwy Goodsir, którego ciepłe zachowanie wobec Eskimoski mocno kontrastowało na tle szorstkiego Croziera, co nadało charakteru tej scenie. Ale to spięcie między kapitanem, a kobietą, która hardo wygarnęła mu prosto w twarz jego słabości, wzbudziło sporo emocji. Aktorzy dobrze odegrali tę scenę, bo napięcie rosło, a do tego wydaje się, że Jared Harris nawet nie kaleczył zbyt trudnego eskimoskiego języka. O ile wolałam książkową Lady Ciszę, która nie mówiła, co sprawiało, że ta postać była bardziej tajemnicza, to jak się okazuje, ta zmiana ma swoje plusy. Dała również możliwość, aby załoga dowiedziała się, z czym mniej więcej mają do czynienia. Może lepiej byłoby, jakby twórcy jeszcze trochę potrzymali widzów w niepewności, co do nazwy bestii, ale z drugiej strony wciąż pozostaje kwestia jak z nią walczyć, więc w gruncie rzeczy serial dalej będzie interesujący. Po kilku odcinkach wodzenia widzów za nos twórcy w końcu odważyli się pokazać w całej okazałości stwora, który atakuje załogi. Ale żeby nie obnażać ewentualnych niedociągnięć efektów specjalnych, które mogłyby wpłynąć na odbiór nie tylko epizodu, ale też całego serialu, to pojawił on się pod osłoną nocy oraz zamieci śnieżnej. Dodatkowo jeszcze krótkie ujęcia też nie pozwalały, aby lepiej przyjrzeć się Tuunbaqowi, więc na wizualną stronę nie możemy narzekać. Przy okazji również niezły montaż dynamizował brawurową ucieczkę Blanky’ego po maszcie i wancie. Szkoda tylko, że te sceny nie miały większego klimatu horroru, ale ważne, że została zachowana groza poprzez makabryczne obrazki. Mimo to nie wciskały w fotel z emocji, co może wynikać ze specyficznej muzyki w tle, która nie do końca pozwala wczuć się w dramatyczną sytuację Blanky’ego. Poza grasującym Tuunbaqem na marynarzy czyhają również inne zagrożenia. Już w poprzednich odcinkach przewijał się temat szkorbutu czy odmrożeń, ale teraz coraz mocniej doskwiera mróz i inne choroby. To bardzo ważny aspekt tej wyprawy, ponieważ podkreśla, w jak ciężkich warunkach musiały przebywać załogi, gdy statki utknęły w lodzie. Dobrze, że twórcy nie potraktowali tego motywu po macoszemu, tylko wykorzystują go, żeby pogorszyć i tak tragiczną sytuację, w jakiej znaleźli się uczestnicy ekspedycji. Ciekawi też, czy Goodsir odkryje prawdziwą przyczynę choroby, na jaką zapadają mężczyźni na obu statkach. Poza tym z historycznego punktu widzenia też jest to interesujące, bo pokazuje jak niewielką wiedzą dysponowali lekarze w połowie XIX wieku, ale z drugiej strony byli świadomi, że niektóre pierwiastki czy substancje źle wpływają na zdrowie ludzi. Piąty odcinek nie zawiódł wysokich oczekiwań wobec Terroru, ponieważ przyniósł trochę akcji z udziałem bestii, a także fabuła rozwija się w intrygującym kierunku. Oczywiście imponuje duża zgodność z książką Dana Simmonsa, gdzie chyba najbardziej cieszy dobre odtworzenie widowiskowej ucieczki Blanky’ego. Na pokładzie atmosfera się zagęszcza, głównie za sprawą pijanego i agresywnego Croziera, który podjął męską decyzję pójścia na odwyk, dzięki czemu może zyska większą sympatię widzów. Odcinek utrzymał dobre tempo, a także wysoką jakość, co sprawia dużo przyjemności. Czuć, że twórcy solidnie przyłożyli się do produkcji, pokazując tym, że szanują widzów oraz czytelników. Oby tak dalej!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj