Nowy odcinek The Terror przynosi nam spore zmiany w kolorystyce serialu, ponieważ opuszczamy ciemne wnętrza okrętów, a do tego słońce już razi nad horyzontem, oświetlając drogę załogom. Niby jasne barwy powinny zadziałać antydepresyjnie i wlać w serca nieco nadziei na ratunek, ale okoliczności wcale nie sprzyjają marynarzom. O ile mniej daje się we znaki uczucie obezwładniającego mrozu, tak obserwowanie, jak muszą się zmagać ze zwałami lodu, a potem kamienistym podłożem, ciągnąc ciężkie sanie, wciąż boli. Co prawda jeszcze nie oglądamy na ekranie skrajnego wyczerpania tych ludzi, ale i tak to, co widzimy, niesie ze sobą mocny przekaz, jak w połowie XIX wieku musieli sobie radzić, walcząc o przetrwanie. Przez to, że zapanowała jasność, nie pojawia się stwór nękający załogi. Prawdopodobnie ma to związek z rytuałem Eskimoski z poprzedniego odcinka. Twórcy pewnie cieszą się z takiego rozwiązania, gdyż specjaliści od efektów specjalnych mogliby się na tym potknąć.  Jednak choć Tuunbaq nie zaatakował w tym epizodzie, marynarze wciąż zaznają jego obecności, tym razem za sprawą trupów wyprawy ratunkowej Fairholme’a. Co nie zmienia faktu, że groza nieco straciła na swojej intensywności. Większe jednak zagrożenie dla wędrówki kryje się w udręczonych umysłach ludzi. Już w poprzednim odcinku Collins wykazywał oznaki depresji, ale jego zatrważające uczucia i wrażenia po śmierci przyjaciół, o których opowiadał Goodsirowi, działają mocno na wyobraźnię. Poza tym najbardziej w tym epizodzie trzymała w napięciu scena z Morfinem, który wpadł w obłęd. Dostarczyły trochę emocji, ale nie ze względu na makabryczne obrazki, ale po śmierci Franklina, który był kreowany na główną postać serialu, wcale nie było takie pewne, że nie pożegnalibyśmy się chociażby z Crozierem. Dodatkowo jeszcze reakcja Goodsira sprawiła, że bardziej przeżywało się to wydarzenie. A Eskimoska, która na swój sposób pocieszała roztrzęsionego lekarza, to też ciekawy motyw, ponieważ więź miedzy nimi budowana była niemal od początku historii. Jednak najbardziej zajmował wątek Hickeya, który zaczyna kombinować za plecami kapitana. Oglądamy wzajemne podchody między nim a Crozierem, który wie o planach podwładnego. Obaj mają powody do wzajemnej niechęci, ale na razie to tylko granie na nosie, co może zapowiadać ciekawy obrót sytuacji, jeśli dojdzie do buntu. Bardziej jednak utkwiła w pamięci końcówka odcinka, gdzie Irving został zadźgany przez Hickeya. Całe to wydarzenie zostało dość dobrze przeniesione z kart powieści na ekran, ale i tak czegoś w tych scenach zabrakło. W książce czuło się napięcie, obawę o życie porucznika, który zdawał sobie sprawę ze śmiertelnego zagrożenia ze strony Hickeya. Tutaj tego nie było, a nawet niespodziewany atak nożownika nie szokował. Możliwe, że to kwestia tego, że Irving w serialu odgrywał mniejszą rolę niż w powieści i jego śmierć nie robiła aż takiego wrażenia. W każdym razie Hickey wzbudza takie same negatywne emocje, jak w książce, co sprawia, że po prostu jest bardziej dramatycznie. Najnowszy odcinek Terroru zmienił nieco oblicze serialu za sprawą dziennych warunków, w jakich walczą o życie marynarze. Przez to nie jest tak mrocznie, a atmosfera grozy też opadła. Historia idzie do przodu, więc widzowie muszą się przyzwyczaić do zmian, mimo że twórcy starają się „urozmaicać” podróż załóg. To był dobry epizod, ale nie aż tak interesujący jak poprzednie. Ale przecież trudno jest oczekiwać, że wszystkie odcinki będą jednakowo trzymać w napięciu. To dopiero początek pieszej wędrówki i jeszcze wiele się może wydarzyć!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj